Awantura w sporcie. "Transpłciowe kobiety mają przewagę". Chcą je wykluczyć. "To atak"

Komisja powołana przez światową federację rugby orzekła, że dopuszczenie do rywalizacji w żeńskich konkurencjach tego sportu transpłciowych kobiet jest niebezpieczne dla pozostałych zawodniczek. Znacząco zwiększa bowiem ryzyko kontuzji.

Do raportu dotarł dziennik "Guardian" i opublikował wnioski z badań. Według brytyjskich dziennikarzy światowa federacja rugby chce zabronić kobietom transpłciowym gry w żeńskich drużynach rugby. Z taką propozycją wystąpili naukowcy, którzy opracowali raport. Teraz ich prace będą konsultowane z krajowymi federacjami rugby.

Ryzyko kontuzji większe o 20-30 procent

W dokumencie można wyczytać m.in., że ryzyko kontuzji dla zawodniczek jest zwiększone co najmniej o 20-30 procent, gdy jest atakowana przez rywalkę, która przeszła "męskie dojrzewanie". Raport stwierdza również, że "transpłciowe kobiety, które przeszły męskie dojrzewanie, zachowują znaczącą fizyczną przewagę nad biologicznymi kobietami nawet po kuracji, mającej na celu obniżenie poziomu testosteronu".

Ta konkluzja zgodna jest z innymi badaniami, według których transpłciowe kobiety w rywalizacji z innymi zawodniczkami mają przewagę dzięki takim cechom wykształconym w okresie męskiego dojrzewania jak: mocniejszą strukturę kostną, większą masę i siłę mięśni, mniejszą tkankę tłuszczową, większą gęstość kości, większe serce i większą zdolność przyswajania tlenu.

Dla wyrównania szans Międzynarodowy Komitet Olimpijski dopuścił transpłciowe kobiety do rywalizacji w żeńskich konkurencjach, jeśli utrzymują niski poziom testosteronu w organizmie (10 nmol/l) na 12 miesięcy przed pierwszym startem i podczas późniejszej kariery zawodniczej.

Jednak jak wykazały szwedzkie badania w Karolinska Institute, taka kuracja przynosi tylko niewielką stratę w sile mięśni ud i tylko 5-procentową utratę masy mięśniowej. Jeden z badaczy, Tommy Lundberg zastrzega jednak w rozmowie z dziennikiem "The New York Times", że jego badania mogą nie być miarodajne dla wyczynowych sportowców, bo były przeprowadzone na niewytrenowanych uczestniczkach eksperymentu. - Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy dysponować pewnymi wnioskami - dodał Lundberg.

"Będziemy widzami we własnym sporcie"

Spór o transpłciowe zawodniczki wybuchł też w USA. W ubiegłym tygodniu sędzia federalny David C. Nye zablokował czasowo prawo uchwalone w stanie Idaho, które zabraniało transpłciowym kobietom rywalizacji w żeńskich konkurencjach sportowych. W uzasadnieniu sędzia napisał, że "taki kategoryczny zakaz stoi wyraźnie w sprzeczności z przepisami innych organizacji sportowych - zarówno w kraju jak i za granicą - które zezwalają kobietom transpłciowym na startowanie w żeńskich konkurencjach pod pewnymi warunkami".

Promotorką nowego prawa w Idaho jest była koszykarka i trenerka Barbara Ehardt z partii republikańskiej. Jej zdaniem dopuszczenie transpłciowych kobiet do żeńskich sportów spowoduje znaczący spadek liczby zawodniczek uprawiających sport. - Postęp, jakiego my kobiety dokonałyśmy na przestrzeni ostatnich 50 lat, pójdzie na marne. Będziemy zmuszone być widzami w swoim własnym sporcie - mówi Ehardt, cytowana przez "The New York Times"

To niejedyny spór sądowy w tej sprawie w USA. W stanie Connecticut trzy zawodniczki - Selina Soule, Chelsea Mitchell i Alanna Smith - zaskarżyły do sądu decyzję stanowego związku sportu szkolnego o dopuszczeniu do rywalizacji transpłciowych dziewczyn tylko na podstawie deklaracji płci. W rezultacie Terry Miller i Andraya Yearwood - transpłcowe zawodniczki, które nie przeszły żadnej kuracji hormonalnej, zdobyły w sumie 15 tytułów złotych medali w zawodach stanowych i biły rekord za rekordem. Zdaniem pozywających dominacja Miller i Yearwood pozbawiła inne zawodniczki możliwości starania się o stypendia sportowe na wyższych uczelniach.

W maju amerykański Departament Edukacji orzekł, że szkolny związek sportowy z Connecticut naruszył federalne prawo o równości płci. W odpowiedzi władze sportowe z zaskarżanego stanu odrzekły, że "płeć jest pojęciem niejednoznacznym, a jego historyczne użycie nie odpowiada współczesnej nauce, postępowi w wiedzy medycznej i normom społecznym".

Kuracje hormonalne "upokarzające i szkodliwe"

Zwolennicy szerokiego uczestnictwa transpłciowych kobiet w żeńskim sporcie argumentują, że nigdy nie będzie to zjawisko masowe. Utrzymują, że po dopuszczeniu transpłciowych kobiet do rywalizacji w sporcie uniwersyteckim w 2011 r. było tylko 50 takich zawodniczek na 200 tysięcy uczestniczących w zawodach. A na przełożonych na 2021 r. igrzyskach olimpijskich w Tokio mają wystąpić co najmniej trzy takie zawodniczki z dużymi szansami na medale - Chelsea Wolfe (USA) w BMX, Tifanny Abreu (Brazylia) w siatkówce i Laurel Hubbard (Nowa Zelandia) w podnoszeniu ciężarów.

Tyle tylko, że MKOl dopiero co uchylił tę furtkę i nie trzeba mieć wyobraźni na miarę Stanisława Lema, by pomyśleć, że mogą wykorzystać ją nie tylko ci, dla których została przeznaczona. Niejeden sportowiec z chęci sławy lub zysku uda, że czuje się kobietą i za cenę 12-miesięcznej kuracji hormonalnej wystartuje na igrzyskach. Ba, można założyć, że w krajach autorytarnych powstaną wspierane przez państwo specjalne programy, aby tę ścieżkę do zdobywania medali wykorzystać do ostatnich możliwości. Przecież to wcale nie takie odległe czasy, gdy w byłej Niemieckiej Republice Demokratycznej eksperymentowano na sportowcach z różnymi substancjami, aby zwiększyć ich wydolność i propagandowo wykorzystywać wielkie sukcesy na igrzyskach olimpijskich. 12-miesięczna kuracja hormonalna przy tamtych wyczynach naukowców z NRD to naprawdę niska cena za prestiż i medale.

Nawet igrzyska paraolimpijskie nie były wolne od oszustw. Niejednokrotnie zdarzało się, że z niepełnosprawnymi zawodnikami rywalizowali pełnosprawni zawodnicy. A co powiedzieć, o nagłym wzroście liczby astmatyków wśród czołowych zawodników w konkurencjach wytrzymałościowych? Wystarczyło, że MKOl podjął decyzję o zezwoleniu chorym na astmę zawodnikom używania leków, które w przypadku zdrowych zawodników uznawane są za doping farmakologiczny.

Zresztą nie wiadomo, jak długo przetrwa wymógł utrzymywania niskiego poziomu testosteronu u transpłciowych kobiet, które chcą rywalizować w wyczynowym sporcie. Rada Praw Człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych już określiła utrzymywanie niskiego poziomu testosteronu w transpłciowych zawodniczek jako "upokarzające, szkodliwe i niepotrzebne". I trudno się z tym nie zgodzić. Kuracja hormonalna bez uzasadnienia medycznego wydaje się gwałtem na organizmie.

Taki sam złoty medal dla Bolta i Fraser-Price

Ross Tucker, specjalista od fizjologii, który brał udział w przygotowaniu raportu dla światowej federacji rugby, odżegnuje się od kategorycznych wniosków. - To nierozwiązywalny problem - mówi cytowany przez "New York Times". Jego zdaniem niemożliwe jest, by wyważyć, co jest ważniejsze: równość szans i bezpieczeństwo zawodniczek, czy też polityka równościowa. Wszystko zależy tu od tego, co jest dla ciebie priorytetem. To jest problem - mówi Tucker.

- Podzieliśmy sport na mnóstwo arbitralnych kategorii, bo inaczej najmniejszy bokser nie miałby żadnych szans na zwycięstwo. A tak nawet zawodnik z dużym porażeniem mózgowym ma dziś szanse na medale. Podobnie kobiety, gdyby startowały w jednej otwartej kategorii z mężczyznami, miałyby zero szans na wygrywanie. Biologiczne różnice są tak duże między kobietami i mężczyznami, że nie byłoby dla zawodniczek miejsca w wyczynowym sporcie. Dlatego chronimy kategorię ludzi, którzy nie mają biologicznych przewag, aby ich sport miał takie samo znacznie. I dajemy taki sam złoty medal Usainowi Boltowi za zwycięstwo na 100 metrów, jak Shelly-Anne Fraser-Price (aktualna mistrzyni świata na 100 m), choć na świecie jest 10 tysięcy mężczyzn biegających szybciej niż ona.

Organizacje LGBT+ nie uznają tych argumentów i już wytoczyły przeciwko światowej federacji rugby najcięższe działa z oskarżeniami o transfobię na czele. Isabella Macbeth, transpłciowa rugbistka z USA, idzie jeszcze dalej, mówiąc, że zakaz byłby atakiem na jej człowieczeństwo.

Niektóre federacje krajowe orzekły, że nie będą stosować się do wytycznych światowej federacji, jeśli zakaże gry transpłciowych kobiet w żeńskim rugby. Zawodniczki, te, które zabierają głos w mediach społecznościowych, też są przeciw zakazowi. Wygląda na to, że projekt jednak nie przejdzie.

Przeczytaj także:

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.