Stany Zjednoczone są najbardziej dotkniętym pandemią krajem na świecie. Liczba osób zmarłych z powodu powikłań wywołanych koronawirusem zbliża się już do stu tysięcy. Liczba zakażonych przekroczyła 1,6 miliona. 39 milionów osób straciło pracę w wyniku kryzysu gospodarczego wywołanego pandemią. I mimo że trudno mówić o wygaszaniu epidemii, w części stanów zaczyna się już powolny proces odmrażania gospodarki.
Powrót do gry planują największe zawodowe ligi. NBA rozmawia z Walt Disney Company, aby skoszarować zawodników w należącym do tej firmy obiekcie Wide World of Sports Complex i w Bay Lake niedaleko Orlando na Florydzie wznowić sezon. W NHL mają w planie zakończyć sezon bez dogrywania pozostałych meczów i rozpocząć play-off z udziałem 24 drużyn. Baseballowa MLB, która byłaby w stanie najszybciej rozpocząć rozgrywki, utknęła natomiast w martwym punkcie z powodu negocjacji płacowych między właścicielami klubów a związkiem zawodowym zawodników. Natomiast NFL, która sezon zasadniczy zaczyna dopiero w połowie września, planuje na razie rozgrywki, jakby pandemia miała już do tego czasu wygasnąć.
Zupełnie inaczej jest z futbolem akademickim. Choć sezon drużyny NCAA zaczynają dopiero w sierpniu, już teraz nad uczelniami wisi widmo odwołania rozgrywek w całości. Sport uczelniany działa bowiem na zupełnie innych zasadach niż sport zawodowy. W założeniu ma być tylko dodatkiem do studiów. Sportowców studentów nie da się skoszarować jak w planach ma np. NBA, aby odłączyć ich od innych uczniów i pracowników uniwersytetów. To byłoby pogwałceniem najważniejszych zasad, jakimi kieruje się NCAA.
Według wyliczeń Uniwersytet Waszyngtona w St. Louis, do których dotarli dziennikarze ESPN, odwołanie sezonu uniwersyteckiego będzie kosztować pięć najsilniejszych konferencji, czyli regionalnych zrzeszeń, akademickich miliardy dolarów. Mowa tu o 65 uniwersytetach tworzących Atlantic Coast Conference, Big Ten Conference, Big 12 Conference, Pac-12 Conference, i Southeastern Conference.
Patrick Rishe z Uniwersytet Waszyngtona mówi o stratach co najmniej czterech miliardów dolarów. Zastrzega jednak, że są to wyliczenia bardzo ostrożne i nie obejmują strat wynikających z niewypełnienia umów na prawa telewizyjne i multimedialne, kontraktów sponsorskich i dotacji od darczyńców. Z samych biletów tzw. Power 5 zarabiała 1,2 miliarda dolarów rocznie.
Suma czterech miliardów dolarów pokazuje, jak wielkim biznesem jest w USA amatorski w sumie sport, bo tak traktuje się akademicki futbol. Według raportu NCAA futbolowe drużyny uniwersyteckie z najwyższej klasy rozgrywkowej wygenerowały w 2018 r. przychody na poziomie 10 miliardów dolarów, czyli tyle, ile znana i podziwiana na całym świecie piłkarska Liga Mistrzów przez cztery sezony (2015/2016 - 20018/2019 r.).
Gdyby sezon futbolu akademickiego rzeczywiście się nie odbył, to rozgrywki NCAA byłby najbardziej poszkodowanym rozgrywkami na świecie. Nie tylko odnotowałyby największą stratę finansową, ale byłaby to starta odczuwalna dla sportu na całym świecie. Mielibyśmy do czynienia z tzw. efektem motyla w dużo większej skali niż w przypadku odwołania rozgrywek w jakiejkolwiek pojedynczej zawodowej lidze.
Futbol amerykański jest przecież "złotą gęsią" akademickiego sportu w USA. U nas powiedzielibyśmy "kurą znoszącą złote jajka". Dzięki futbolowi już od końca XIX wieku sport akademicki przeżywa w USA niebywały rozkwit. I nie chodzi tylko o przychody, jakie drużyny futbolowe przynoszą uniwersyteckim programom sportowym, ale także o trenerów, stadiony, siłownie i inne obiekty sportowe, a do tego jeszcze odżywki, programy rehabilitacyjne, metody treningowe itd. Cały amerykański sport bazuje na zdobyczach futbolowych drużyn.
Ale na tym nie koniec. Sport akademicki jest przecież fundamentem olimpijskich sukcesów Amerykanów i nie tylko ich. Na igrzyskach w Rio de Janeiro byli lub aktualni członkowie akademickich drużyn sportowych z USA reprezentowali 107 różnych państw.
Ale i na tym nie kończy się pośredni wpływ futbolu amerykańskiego na światowy sport. Amerykańskie sukcesy na olimpijskich arenach przykuwają do telewizorów widzów ze Stanów Zjednoczonych. Dzięki temu amerykańskie telewizje i firmy są największym źródłem przychodów dla Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który z kolei dzieli się nimi z międzynarodowymi federacjami sportowymi i krajowymi komitetami olimpijskimi.
Tak odbywa się cyrkulacja dóbr w światowym sporcie. I teraz gdy rozgrywki akademickie futbolu amerykańskiego stanęły pod znakiem zapytania, amerykańskie uniwersytety zamykają jeden po drugim programy w najbardziej nierentownych dyscyplinach sportowych. Znikają drużyny w zapasach, lekkoatletyce, biegach przełajowych, tenisie, golfie, a nawet w piłce nożnej i baseballu.
- Między 75 a 85 procent przychodów naszego departamentu sportowego pochodzi pośrednio lub bezpośrednio z futbolu - mówi dyrektor sportowy Uniwersytetu Stanowego Oregonu, Scott Barnes w rozmowie z ESPN. - Odwołanie sezonu miałoby dla nas druzgocący wpływ. To podkopałoby fundamenty, na których został zbudowany sport akademicki. Szczerze mówiąc, nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak moglibyśmy sobie poradzić w takich okolicznościach. Praktycznie musielibyśmy zacząć wszystko od początku.
- Futbol ma ogromne znaczenie dla finansowania naszych wszystkich sportów i wszystkiego, co robimy dla naszych studentów sportowców - mówi z kolei Gene Smith, dyrektor sportowy z Uniwersytetu Stanowego Ohio. - Ważny jest również dla całej naszej społeczności. Każdy mecz ma znaczący wpływ ekonomiczny dla środkowego Ohio.
- Jeśli zabraknie przychodów z futbolu, to skąd wziąć pieniądze? - mówi Greg McGarity z Uniwersytetu Georgii. - Taka ogromna pustka postawiłaby w tragicznej sytuacji działanie naszego sportowego programu.
Tu trzeba jednak dodać, że sport nie jest w dobie pandemii priorytetową sprawą dla amerykańskich uniwersytetów. Z powodu zamknięcia i odwołanych zajęć poniosły ogromne straty finansowe. Rząd amerykański przeznaczył na pomoc uczelniom 14 miliardów dolarów.