Zakazywał seksu i mordował treningami bez wody. Został największym w historii

W poniedziałek w wieku 90 lat zmarł Don Shula. Najlepszy trener w dziejach ligi futbolu amerykańskiego NFL, jeśli chodzi o liczbę zwycięstw w karierze. W historii zapisał się nie tylko swoimi sukcesami.

Tydzień przed Super Bowl w 1973 r. trener Don Shula wparował do szatni Miami Dolphins. Właśnie znalazł w kabinie prysznicowej w swojej łazience 90-cenymetrowego aligatora i chciał się dowiedzieć, kto wpadł na taki durny pomysł, aby mu tego gada podrzucić. - Myślicie, że to śmieszne - wrzeszczał na swoich zawodników. - Trener nie zna się na żartach? - usłyszał w odpowiedzi. - To ma być żart, żywy aligator? - wrzeszczał dalej Shula. Zawodnicy byli niewzruszeni: - Zrobiliśmy głosowanie i tylko jednym głosem przeszło, że jednak zawiążemy aligatorowi paszczę.

Wtedy Shula zaczął się śmiać, a zawodnicy razem z nim. Tydzień później podczas najważniejszego meczu w Ameryce - Super Bowl - Miami Dolphins pokonali Washington Redskins 14:7 i zostali jedynym zespołem w historii, który wygrał wszystkie mecze sezonu zasadniczego i play-off. To był jedyny "perfekcyjny sezon" w historii NFL.

Tak tę opowieść przytoczył w "New York Times" sam Shula, choć niektórzy zawodnicy twierdzą, że historia niekoniecznie wydarzyła się przed Super Bowl. Niemniej jednak legenda została.

Przegrał mecz nie do przegrania

Ale wcześniej Shula stał się przedmiotem kpin. Gdy prowadził Baltimore Colts, na oczach pięćdziesięciu milionów telewidzów jego zespół przegrał mecz, w którym był murowanym faworytem. Do dziś w wielu rankingach największych sensacji w historii amerykańskiego sportu, to spotkanie ze stycznia 1969 r. jest numerem jeden.

Colts wygrali 13 meczów w sezonie zasadniczym i zanotowali tylko jedną porażkę. Tracili średnio pół przyłożenia na mecz. Uważani byli, że jeden z najlepszych zespołów w historii ligi. Awansowali do Super Bowl, wygrywając mecz o mistrzostwo NFL z Clevland Brown 37:0. Bo trzeba pamiętać, że istniały wtedy dwie odrębne ligi futbolu amerykańskiego, których mistrzowie spotykali się w Super Bowl. National Football League, istniejąca od 1920 r. i nowo powstała American Football League. Ta pierwsza uważana była za dużo silniejszą. A o tej drugiej słynny trener Vince Lombardi, którego imieniem nazywane jest dziś trofeum wręczane zwycięzcom Super Bowl, mówił z pogardą, że to "liga Myszki Miki".

Przed meczem oliwy do ognia dolał rozgrywający rywala Colts - Joe Namath. Powiedział on, że gwarantuje, iż New York Jets pokonają drużynę z Baltimore. Te słowa wkurzyły jednak nie tyle rywali, co trenera "Odrzutowców". Weeb Ewbank powiedział nawet, że "mógłby Namatha zastrzelić" za to, co ten powiedział. Szkoleniowiec obawiał się, że zmotywowani takimi słowami Colts dosłownie zmiażdżą jego zespół. Zresztą Shula przyznał, że użył słów Namatha, by pobudzić swoich zawodników: - Nie zadziało - przyznał później.

Colts przegrali 7:16. - Byłem zdruzgotany. Byliśmy murowanym faworytem, a zostaliśmy pierwszym zespołem ze starej ligi, który uległ nuworyszom. Po meczu nadszedł dla mnie ciężki okres. Byłem przygnieciony doniosłością tego wydarzenia. Ale swoim zawodnikom powiedziałem w szatni: "wszyscy jesteśmy rozczarowani, ale co byśmy nie zrobili i tak nie zmienimy już wyniku. To jest coś, z czym musimy żyć i coś, z czym musimy się zmierzyć. Najważniejszą sprawą jest to, co zrobimy od teraz, jak to odpokutujemy".

Shula został trenerem pośmiewiska

Shula jeszcze rok pokutował w Baltimore. Właściciel zespołu, Carroll Rosenbloom był wściekły. Cała estyma, jaką darzył młodego trenera, prysła w jednym momencie. Rosenbloom zatrudnił Shulę sześć lat wcześniej. Powierzył zespół 33-latkowi bez większego doświadczenia, czym zaszokował kibiców i dziennikarzy. - Futbol jest sportem młodych ludzi, więc chcę mieć młodego trenera - wyjaśnił właściciel klubu. I choć od większości zawodników Shula był niewiele starszy, a od niektórych nawet młodszy, to skutecznie prowadził zespół. W każdym sezonie drużyna notowała na swoim koncie większą liczbę zwycięstw niż porażek, walczyła o play-off i trzy razy się do niego kwalifikowała. Po Super Bowl III czar prysł. - Ile razy ktoś do niego dzwonił i pytał o Super Bowl, to przełączał telefon do mnie - mówił o Rosenbloomie trener, który jeszcze rok spędził w Baltimore, a potem przeszedł do najgorszej drużyny w "lidze Myszki Miki".

Miami Dolphins w ciągu pierwszych czterech lat swojego istnienia wygrali tylko 15 meczów. W sezonie 1969 byli drużyną z najgorszym bilansem w AFL. Mieszcząc prawie 80 tys. widzów stadion Orange Bowl, był podczas meczów wypełniony najwyżej w jednej trzeciej. Właściciel drużyny Joe Robbie doszedł do wniosku, że ostatnią szansą na poprawę jest zatrudnienie Shuli. Przekonał trenera, ofiarowując mu 10 procent udziału w klubie. Dziś te 10 procent ma wartość prawie 280 milionów dolarów. I Shula mocno przyczynił się do wzrostu tej wartości.

Już w pierwszym roku pracy wprowadził drużynę, która wcześniej była pośmiewiskiem, do play-off. W kolejnym roku zagrał w Super Bowl, gdzie zanotował porażkę z Dallas Cowboys 3:24.

- Po meczu wypędził z szatni wszystkich z wyjątkiem zawodników i trenerów - opowiada w rozmowie z "The Athletic" Larry Csonka, ówczesny zawodnik Dolphins, późniejszym MVP Super Bowl. - I powiedział: "To jest moment, z którego powinniśmy wyciągnąć naukę. Musicie zapamiętać, jak zostaliście kopnięci w dupę podczas Super Bowl. Musicie to zapamiętać, bo za pięć miesięcy zbierzemy się na obozie i znów poświecimy się temu, co mamy wykonać - tydzień po tygodniu. Nie będziemy myśleć o awansie do play-off, nie będziemy patrzeć na nasz bilans w tabeli. Nic nas to nie będzie obchodziło. Będziemy koncentrować się tydzień po tygodniu na jednym jedynym najbliższym meczu, bo mamy zamiar wygrać je wszystkie!" Tak nam powiedział tuż po porażce w Super Bowl - dodaje Csonka.

Jedyny w historii perfekcyjny sezon

I Miami Dolphins dokonali tego. Wygrali Super Bowl, wygrywając po drodze wszystkie siedemnaście meczów. Nikomu wcześniej, ani później to się nie udało. Najbliżej byli New England Patriots w sezonie 2007. Wygrali 18 kolejnych meczów (sezon zasadniczy był o dwa mecze dłuższy niż w 1972 r.), ale w Super Bowl ulegli sensacyjnie w końcówce meczu New York Giants.

W początku lat 80. na stadionie Orange Bowl pojawił się napis: "Shula jest bogiem". Jak zażartował dziennikarz "New York Times" Larry Dorman jedyną kwestią sporną w Miami było to, czy "b" w tym haśle nie pisać jednak wielką literą.

Shula w Miami był trenerem przez 26 sezonów. Super Bowl wygrał jeszcze raz - w sezonie 1973. Później jeszcze dwa razy zaprowadził zespół do finału, ale już bez sukcesu. Przeszedł jednak do historii jako trener, który wygrał najwięcej meczów w historii - 347 (łącznie z play-off).

Gdy skończył karierę, dziennikarz "Sports Illustrated" zapytał Shulę, jak chciałby zostać zapamiętany. Odpowiedział: - Jako ktoś, kto nikogo nie okłamał, nikogo nie wydymał, podróżował zawsze pierwszą klasą.

W tym ostatnim nie chodziło oczywiście o wygodę lotów samolotem, ale o prostolinijność i nieszukanie dróg na skróty. Po polsku lepiej byłoby pewnie przetłumaczyć: "nie jeździł na gapę".

- Nauczył mnie jak być mężczyzną, nauczył mnie jak zaufać, nauczył mnie jak kochać, jak być nieustraszonym, jak być bezinteresownym. Nauczył mnie wielu wspaniałych cech, ale mówimy przecież o trenerze wszech czasów - mówi "The Athletic", Bryan Cox, który u Shuli grał w ostatnich pięciu sezonach pracy trenera.

Zawodnicy zapamiętali go, jako człowieka zasadniczego i bardzo wymagającego, który potrafił mordować zawodników czterema treningami dziennie i wpadać w furię, gdy ktoś źle ćwiczył, ale równocześnie jako trenera, który z każdego zawodnika potrafił wyciągnąć to, co ma najlepsze. - On popychał cię do pracy, dopóki nie zacząłeś grać lepiej, niż wydawało ci się, że możesz. To uczyniło nasz mistrzami - wspomina trenera Dick Anderson, który w Dolphins grał 10 sezonów.

Do jego legendy należy też zakaz seksu, który nakładał na zawodników. Wymagał, aby w sezonie zachowywali wstrzemięźliwość od wtorku aż do dnia meczu, czyli zazwyczaj niedzieli. - To był żart. Jakbym to sprawdzał? - mówił potem Shula. Nikt mu jednak nie wierzy. On w pracy nigdy nie żartował.

Gdy Shula skończył z futbolem, nie przeszedł na emeryturę. Dorobił się sieci restauracji pod szyldem Shula Burger, a także hotelu na Florydzie i klubu golfowego. Dwóch jego synów: Dave i Mike zostało trenerami futbolu amerykańskiego.

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.