Stanisław Kostka swoją pazernością na zawsze zmienił amerykański sport

Nazywał się jak polski święty - Stanisław Kostka. Był dzieckiem polskich imigrantów. I choć grał w NFL tylko rok, jego postępek zmienił cały amerykański sport na zawsze. Dzięki niemu mamy dziś w zawodowych ligach draft.

Draft to coroczny nabór zawodników do NHL, NFL, NBA, czy MLB. Co roku najlepsi gracze uniwersyteccy lub zawodnicy z zagranicy zgłaszają się, by podpisać zawodowy kontrakt. To nie oni wybierają jednak zespół, ale drużyna ich. W dodatku najlepiej rokujący zawodnicy trafiają zazwyczaj do najgorszej drużyny poprzedniego sezonu. Ten niezwykły dla nas system swój początek ma w latach 30. A powodem jego wprowadzenia był syn polskich imigrantów, który oszukał poprzedni system.

Stanisław Kostka w dokumentach pisał się Stanislaus Clarence Kostka. Amerykanie nazywali go Stan. Tak jak później innego słynnego sportowca o polskim pochodzeniu, baseballistę Stanisława Musiała.

Zobacz wideo Dwa główne źródła zachorowań.

Stan Kostka przechodzi na zawodowstwo

Kostka był potężnym chłopem. Przy wzroście 183 cm ważył 100 kg. Dzięki takim warunkom fizycznym i wrodzonej szybkości, na boisku był niczym taran. Grał na pozycji fullbacka i przebijał się z piłką przez linie obrony przeciwnika. Karierę uniwersytecką rozpoczął w Oregonie, ale potem przeszedł do Minnesoty. W 1934 r. Gophers wygrali wszystkie swoje mecze w sezonie i zostali ogłoszeni mistrzem kraju. Kostka mocno się do tego przyczynił. Po sezonie liga Big Ten, w której rywalizowali Gophers, ogłosiła, że Stan może przejść na zawodowstwo. Mimo protestów trenera Berniego Biermana futbolista postanowił rzucić uczelnię.

Tu warto wyjaśnić, że do dziś - według reguł NFL czy NBA - zawodnik nie może podpisać zawodowego kontraktu bezpośrednio po ukończeniu szkoły średniej. NFL wymaga od niego jeszcze trzech lat gry w lidze uniwersyteckiej, a NBA - jednego roku. Reguła nie obowiązuje w MLB i NHL. A to dlatego, że w przeciwieństwie do NFL i NBA, w tych dwóch ligach drużyny prowadzą tzw. farmy - drużyny w niższych ligach, gdzie młodzi zawodnicy nabierają doświadczenia przed awansem do głównego zespołu.

Żółtodziób najbogatszy w lidze

Kostka był atrakcyjnym kąskiem dla każdej drużyny NFL, a że sam nie miał preferencji, gdzie grać, zrobił konkurs ofert i podbijał swoją cenę. - Gdy jakiś zespół wysyłał mi ofertę na 3,5 tysiąca dolarów, odpowiadałem, że Green Bay Packers albo Chicago Bears dają mi cztery tysiące - opowiadał później Kostka.

Ostatecznie za pięć tysięcy dolarów za sezon zatrudnili go Brooklyn Dodgers. Syn polskich imigrantów stał się najlepiej opłacanym zawodnikiem w lidze. W dodatku była to pensja kosmiczna na tle innych. Najlepsi piłkarze w Anglii zarabiali wtedy równowartość 2 tysięcy dolarów rocznie, a przecież w latach 30. zespół NFL grał zaledwie 12 meczów w sezonie. Dla znakomitej części zawodników to była dodatkowa, a nie główna praca.

- To było niesamowite, gdy pomyślę, że taki Nagurski, który gra w lidze już trzy lata, dostaje mniej niż 400 dolarów rocznie. Większość chłopaków grała za 50 dolarów za mecz - mówił potem Kostka.

Pazerność niestety zemściła się na Kostce. Dodgers nie mieli pieniędzy, by zatrudniać dobrych zawodników, cała ofensywna linia, która miała za zadanie robić miejsce na boisku dla byłego zawodnika Gophers i chronić go przed atakami rywali, zarabiała 150 dolarów za mecz. A to przecież co najmniej pięciu chłopa. W efekcie Kostka dostawał mocny wycisk od rywali i często był kontuzjowany. Zagrał tylko w 9 meczach i wrócił na studia, by dokończyć edukację. Potem grał trochę w baseball, był trenerem futbolu amerykańskiego i baseballa, a w końcu dorobił się sklepu i sprzedawał sprzęt sportowy.

Numer jeden nigdy nie zagrał w NFL

Jednym z tych, którzy przegrali wojnę na oferty o Kostkę, był Bert Bell, współwłaściciel Philadelphia Eagles. To on doszedł do wniosku, że nie może być tak, że byle chłystek wyprowadził w pole całą ligę. Dlatego na dorocznym spotkaniu właścicieli klubów zgłosił projekt, żeby od tej chwili nie pozwolić nowym zawodnikom na dowolne negocjacje z klubami. Kandydaci do NFL kończący studia mieli być wybierani przez klub, który w ten sposób nabywałby wyłączne prawo do negocjacji kontraktu z graczem. Propozycja przeszła jednogłośnie.

W dodatku Bell namówił swoich kolegów właścicieli drużyn do jeszcze jednej zmiany. Zespoły miały wybierać zawodników w odwrotnej kolejności do miejsc zajętych w ostatnio zakończonym sezonie. Chodziło o to, by najsłabsze zespoły w lidze miały szansę nawiązać rywalizację z najlepszymi. Bell mógł tu się posłużyć przykładem własnej drużyny. Eagles niedomagali finansowo i sportowo. Kibice nie przychodzili tłumnie na mecze, bo zespół nie wygrywał. Zespół nie wygrywał, bo Bell nie mógł zatrudnić lepszych graczy, bo nie miał na to pieniędzy z biletów. Wyjściem z zaklętego kręgu niemożności miał być właśnie draft.

Pierwszy nabór odbył się w hotelu Carlton-Ritz w Philadelphii 8 lutego 1936. W dziewięciu rundach kluby wybrały 81 zawodników, ale podpisać kontrakty udało się tylko z 24. Umowy nie zawarł m.in. zawodnik wybrany z numerem jeden. Jay Berwanger zażądał 25 tys. dolarów za dwa sezony gry w Philadelphia Eagles. Po nieudanych negocjacjach Bell przekazał prawo do zatrudnienia zawodnika drużynie Chicago Bears. Ale i te rozmowy  zakończyły się fiaskiem i ostatecznie Berwanger w NFL nigdy nie zagrał.

Po NFL draft wprowadziła NBA w 1947, a później NHL (1965) i MLB (1967). Najbliższy nabór do NFL odbędzie się w czwartek. Z numerem jeden wybierać będą Cincinnati Bengals.

Więcej o:
Copyright © Agora SA