A gdyby tak PSG pół sezonu grało domowe mecze w Katarze? W Ameryce spróbują czegoś podobnego

- Trochę to głupie - powiedział burmistrz miasta St. Petersburg na Florydzie Rick Kriseman, gdy dowiedział się, że miejscowy zespół baseballowej ligi MLB - Tampa Bay Rays - przez pół sezonu będzie grał domowe mecze w oddalonym o ponad 2100 km Montrealu.

Kiedrosport autorstwa dziennikarza Sport.pl Michała Kiedrowskiego to cykl tekstów o sporcie, jego okolicach i dyscyplinach, o których rzadko można przeczytać w polskim internecie. Co wtorek o 19:00 na Sport.pl i Gazeta.pl.

Zobacz wideo

Pomysł jest doprawdy niezwykły. Owszem, w historii tak zwanych głównych lig amerykańskich można znaleźć trzy podobne przykłady, ale w żadnym wypadku nie są one porównywalne do tego, co ma zamiar zrobić drużyna Tampa Bay Rays. W końcówce lat 60. Chicago White Sox grało tylko dziewięć meczów domowych w Milwaukee, dopóki nie przeniósł się tam zespół z Seattle, zmieniając nazwę z Pilots na Brewers. Tyle tylko, że oba miasta dzieli od siebie jedynie półtorej godziny drogi autostradą. Dwa razy dłużej musieli jeździć - we wczesnych latach 70. - kibice między Omaha i Kansas City, gdzie grał zespół NBA - Kings. Jedyny trochę podobny manewr w terminarzu zrobili Montreal Expos, którzy w 2003 i 2004 aż 22 mecze rozegrali w San Juan w Portoryko.

Plan ogłoszony w muzeum Dalego

Teraz Tampa Bay Ray będzie grać 35 meczów w dotychczasowym miejscu - w St. Petersburgu na Florydzie, a na pozostałe 46 domowych spotkań przeniesie się do Montrealu. Zgodę na taką przeprowadzkę wyraziła już rada właścicieli klubów MLB. To właśnie przeciek z ich narady spowodował mało dyplomatyczną reakcję burmistrza Ricka Krisemana. O dalszych szczegółach poinformował właściciel klubu z Florydy Stuart Sternberg na konferencji prasowej w Muzeum Salvadora Dalego w St. Petersburgu. Naprawdę świetne miejsce na ogłoszenie tak surrealistycznych planów.

Oczywiście w całej tej historii chodzi przede wszystkim o pieniądze. Tampa Bay Rays to przedostatni w lidze zespół MLB, jeśli chodzi o wartość klubu. "Forbes" wycenia drużynę z Florydy na nieco więcej niż miliard dolarów. W przeliczeniu na biznesową wartość piłkarską to klub między Paris St. Germain a Atletico Madryt, czyli między 11. a 12. miejscem na liście Forbesa klubów piłki nożnej. Stąd francuski zespół w tytule. Poza tym to bardziej realne, żeby katarscy właściciele PSG zamarzyli o rozgrywaniu meczów o punkty w ojczystym kraju, niż żeby na ten pomysł wpadli chińscy współwłaściciele Atletico.

Miasto nie chce nowego stadionu

Podstawowym problem Rays jest niska frekwencja: 14,5 tys. na mecz - druga najniższa w lidze. Oczywiście mówimy tu o baseballowych standardach, gdzie zespół, który sprzedaje 1,1 mln biletów w sezonie, notuje słaby wynik. Wszystko przez Tropicana Field - niemal 30-letni zadaszony stadion, który miasto St. Petersburg wybudowało, by ściągnąć do siebie zespół MLB. Projekt okazał się mało funkcjonalny, a w dodatku słabo skomunikowany z resztą miasta. Sternberg naciskał więc na lokalne władze, by wybudowały nowoczesny stadion z rozsuwanym dachem za około miliard dolarów.

Nawiasem mówiąc, to stały ostatnio numer właścicieli zawodowych klubów w USA: zmusić miasto do budowy nowoczesnego stadionu groźbą przeniesienia drużyny do innego miasta. Lokalni politycy przeważnie ulegają, bo liczą, że zadowoleni kibice zapewnią im wybór na kolejną kadencję.

W St. Petersburgu rada miasta się nie ugięła, bo miała w zanadrzu poważny argument. Rays mają umowę na korzystanie z Tropicana Field do 2027 r. Nie mogą się więc przeprowadzić w ciągu jednej nocy - jak zrobił to kiedyś futbolowy zespół Baltimore Colts, przenosząc się w błyskawiczny sposób do Indianapolis - bez narażenia się na procesy i odszkodowania. Stąd pomysł z Montrealem.

A gdyby to się udało?

A dlaczego Montreal? Kanadyjskie miasto miało już kiedyś zespół w MLB, ale problemy z frekwencją i starzejącym się stadionem olimpijskim, na którym występowali Montreal Expos, spowodowały przeniesienie drużyny do Waszyngtonu, gdzie występuje dziś ona pod nazwą Nationals.

Niemniej jednak w Montrealu chcą powrotu do MLB. Zainteresowani powstaniem klubu w tym mieście są kanadyjscy biznesmeni Stephen Bronfman i Mitch Garber, których nie przeraża nawet fakt, że za prawo  dołączenia do baseballowej ligi trzeba by zapłacić nawet miliard dolarów.

Analitycy w USA uważają, że szalony pomysł może się powieść i przynieść właścicielowi Rays większe zyski, choć oczywiście zespół czeka jeszcze wiele przeszkód. Po pierwsze w Montrealu nie ma jak na razie baseballowego stadionu, który odpowiadałby klasie MLB. Po drugie trzeba przekonać do pomysłu związek zawodowy zawodników MLB. Do tego dochodzą jeszcze problemy z podatkami (w Kanadzie są znacznie wyższe niż na Florydzie), zakwaterowaniem zawodników i regionalnymi umowami telewizyjnymi. Agent sportowy Scott Boras, jeden z najpotężniejszych w USA, uważa, że zawodnicy nie zgodzą się na to, by przeprowadzać się z rodzinami dwa razy do roku. Z kolei jeden z weteranów ligi, anonimowo cytowany przez portal ESPN, mówi: "Pieniądze zawsze rozwiązywały problemy w tym sporcie".

Możemy się tylko obawiać, że jeśli pomysł wypali, to szybko znajdzie naśladowców. W końców my - Europejczycy - skopiowaliśmy mnóstwo rzeczy z amerykańskiego sportu. Choćby samą koncepcję rozgrywek ligowych, play offy, wolnych agentów, reklamy na stadionach i wiele wiele innych. Jeśli więc Rays osiągnął sukces jako drużyna dwóch miast, to znajdzie naśladowców i w Europie.

Więcej o: