Nieudany debiut Jerzego Dudka w barwach FC Liverpool

Aż trzy gole wpuścił Jerzy Dudek w debiucie w barwach FC Liverpool, ale żadnego ze swojej winy. Jego drużyna, kończąc spotkanie w dziesiątkę, przegrała na własnym stadionie z niepokonaną w tym sezonie Aston Villą 1:3

Nieudany debiut Jerzego Dudka w barwach FC Liverpool

Aż trzy gole wpuścił Jerzy Dudek w debiucie w barwach FC Liverpool, ale żadnego ze swojej winy. Jego drużyna, kończąc spotkanie w dziesiątkę, przegrała na własnym stadionie z niepokonaną w tym sezonie Aston Villą 1:3

Korespondencja

Michał Pol

Liverpool

Żal mi Jurka. Bronił dziś bramki słabego zespołu, który w ogóle nie odnalazł się na boisku. Bo taka jest prawda, chłopcy zagrali cieniutko. Mam dla naszego nowego bramkarza tylko jedno pocieszenie - może być już tylko lepiej - stwierdził tuż po meczu menedżer "The Reds" Gerard Houllier. "Polski bramkarz schodził do szatni, kręcąc głową. Widocznie nie mógł uwierzyć, że przeszedł do Liverpoolu, a nie wrócił z Feyenoordu do Polski. Koledzy z nowej drużyny nie ułatwili mu debiutu" - napisał niedzielny "Express".

- Nie tak sobie wyobrażałem ten debiut - stwierdził po meczu Dudek. Inaczej spotkanie z Aston Villą wyobrażali sobie także fani Liverpoolu. To miała być fiesta na cześć czwórki bohaterskich zawodników "The Reds", którzy w ostatnich dwóch meczach reprezentacji Anglii zdobyli siedem goli (przeciwko Niemcom - trzy Michael Owen, po jednym Steven Gerard i Emile Heskey oraz przeciwko Albanii - znów Owen i Robbie Fowler). Na straganach przy Anfield Road pojawiły się nowe flagi, koszulki, czapeczki, a nawet śliniaczki: "Pięć wesel i pogrzeb (niemieckiego futbolu)" z sylwetkami strzelców goli z Monachium oraz "Gladiator" z wizerunkiem Russela Crowe'a na tle Koloseum, którego głowę zastąpiono głową Gerarda. Kto chciał, mógł kupić także replikę bluzy bramkarskiej Dudka z numerem "12", na razie bez nazwiska. - Z nazwiskiem Polaka będą w sprzedaży od poniedziałku - zapowiedział jeden ze straganiarzy. - Dajcie mu najpierw rozegrać choć jeden mecz.

Puby wokół stadionu Liverpoolu, "wprasowanym" w osiedle małych, biednych, starych domków z czerwonej cegły, pękały w szwach: W Sam Dodd'e Wine Bar, Cellar Bar i The Sandon każdy fan z obowiązkowym zestawem kibica "The Reds" - wielkim kuflem piwa i tacką z zalanymi keczupem frytkami. Bilety na mecz były wyprzedane. Koniki żądały 50 funtów za sztukę (ponad 300 zł), i to na najbardziej odległe miejsca trybuny "The Kop" za jedną z bramek.

Na rozgrzewce Dudka trenował szkoleniowiec bramkarzy Liverpoolu Joe Corrigan. Gdy obaj jako ostatni schodzili z murawy, trybuny zgotowały Polakowi owację. Ten podziękował fanom oklaskami.

Dotychczasowy numer jeden w bramce Liverpoolu Holender Sander Westerveld zasiadł na trybunach w eleganckim szarym garniturze. - Bramkarzowi nie pamięta się tych wszystkich dobrych interwencji, tylko te parę błędów. Sercem jestem z Sanderem, ale głowa kazała mi postawić na Dudka - stwierdził przed meczem Houllier.

- Proszę mi coś opowiedzieć o Dudku - prosił sędziwy dziennikarz BBC ze starym drucianym mikrofonem na metalowym paliku. - Co? Jest synem górnika? To zrobi karierę na Anfield! Synowie górników zawsze byli tu i są gwiazdami. A największa z nich był Keegan - odparł zadowolony.

Umilkliśmy, bo 44 tys. gardeł zaintonowało hymn klubu "You'll Never Walka Alone" (Nigdy nie będziesz sam) i piłkarze wybiegli na boisko. Bramkarz Aston Villi, legendarny na Wyspach Peter Schmeichel - zdobywca sześciu tytułów mistrza Anglii i triumfator Ligi Mistrzów z Manchesterem United - podchodził do każdego z kolegów i uderzał go pięścią w pięść. Dudek z kolegami skupili się w kręgu, podobnie jak robi to reprezentacja Polski. I zaczął się mecz.

Niespodzianką był brak w pierwszym składzie Owena, który w siedmiu meczach tego sezonu w Premier League, Superpucharze Europy i reprezentacji Anglii zdobył aż 11 goli. W ataku zagrali potężny, ciemnoskóry Heskey i Fowler z opaską kapitana. Były to jednak rachityczne ataki. Wszyscy piłkarze "The Reds" człapali po boisku zamiast biegać. Być może nie mieli siły - aż 9 z pierwszej 11 rozegrało w ubiegłym tygodniu dwa mecze w reprezentacjach. 36-letni szkocki weteran Gary McAllister i Niemiec Dietmar Hamann kierowali długie piłki do napastników, ale wszystko przechwytywał Schmeichel. Widać było, jak bardzo doświadczony i pewny siebie jest Duńczyk. Nie tylko motywował krzykiem kolegów, ale drażnił gospodarzy. Po przechwyceniu piłki często przetrzymywał ją dłużej, wpatrując się prowokacyjnie w rywali.

Dudek bronił od pierwszych minut pewnie. Z krzykiem wybiegał do piłki. Dobrze ustawiał mur. Obronił groźny strzał z woleja rozgrywającego Aston Villi Paula Mersona. Pamiętając spotkanie z Białorusią, zadrżałem, gdy pierwszy raz obrońca wycofał do Polaka piłkę, za którą szarżował któryś z gości. Ale Dudek wykopał ją prosto do Heskeya.

Wszystko było dobrze do 31. minuty. Wtedy Nick Barmby sfaulował przed polem karnym Mersona. Ten dośrodkował na pole karne, Fin Sami Hyypi nie upilnował Diona Dublina, a ten potężnym strzałem głową trafił piłką do siatki.

Minutę po przerwie wyrównał najbardziej bojowy z liverpoolczyków Steven Gerard, ale chwilę później Aston Villa znów objęła prowadzenie w ogromnym zamieszaniu pod bramką Dudka. 15 minut przed końcem "Gladiator" Gerard został wyrzucony z boiska za faul na Boatengu.

- Dalej, Fowler, ty leniwy bękarcie, graj jak dla Anglii! - wołał siedzący nieopodal łysy olbrzym z klubowymi tatuażami na rękach i wielkim sygnetem z napisem "DAD". Siedząca na krześle obok niego drobna, elegancka staruszka wołała: "Come on, lads! Come on, lads!" (dalej chłopcy), ale chłopcy dalej grali fatalnie.

W 86. min wynik na 3:1 ustalił zawodnik młodzieżowej reprezentacji Anglii zwinny, ciemnoskóry Darius Vassel. Ograł Samiego Hyypię, od którego piłka odbiła się jeszcze rykoszetem i wpadła do siatki obok wyciągniętego ramienia Dudka. Polak najpierw złapał się z żalu za twarz, a potem padł jak długi na murawę.

Choć do końca zostało jeszcze siedem minut, kibice gospodarzy powoli zaczęli się zbierać. Ci, którzy zostali do końca, nagrodzili jednak swych piłkarzy brawami, w tym i schodzącego do szatni Dudka, który uściskał się ze swym kolegą z Feyenoordu George'em Boatengiem i z Peterem Schmeichelem.

"Let's now have a Disco. Let's now have a Disco. A lalala, hej. A lalala, hej" - śpiewali kibice zwycięzców.

Drużyna z Liverpoolu zagrała w składzie: Dudek - Henchoz (75-Murphy), Hyypia, Riise (60-Vignal), Carragher - McAllister, Barmby (60-Owen), Hamann, Gerrard - Heskey, Fowler.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.