Boruc nie pęknie

Kiedyś bohaterem meczu z Anglią był Jan Tomaszewski, 12 października przed szansą przejścia do historii polskiego futbolu stanie Artur Boruc. Przed jednym z najważniejszych sprawdzianów w karierze bramkarz Celitku Glasgow jak zwykle jest spokojny i pewny siebie. Anglików się nie boi

Z Arturem Borucem rozmawiają Małgorzata Chłopaś i Maciej Baranowski

Mecz z Anglią tuż, tuż. Kto stanie w bramce reprezentacji Polski?

Nie jestem jasnowidzem, a taką wiedzą dysponuje jedynie trener Paweł Janas. Zresztą najważniejsze jest zwycięstwo i awans do mistrzostw świata. Wszystko inne schodzi na dalszy plan.

Swego czasu Jerzy Dudek stwierdził, że wciąż czuje się numerem 1. Ty zawsze wypowiadasz się o nim z szacunkiem, ale nie uwierzę, że taka deklaracja Cię nie zaskoczyła.

Nie jestem typem człowieka, który stara się za wszelką cenę zaistnieć dzięki swoim wypowiedziom, dlatego nie usłyszycie ode mnie żadnych deklaracji.

Nie przeszło Ci przez głowę, by wówczas głośno powiedzieć: "Przecież to ja broniłem ostatnio i miejsca w kadrze nikomu nie oddam"?

A czy to, co powiem dla gazety, coś zmieni? To, który z nas jest lepszym bramkarzem, zweryfikuje życie i boisko, a nie wywiady. Byłoby mi przykro, gdybym poszedł w odstawkę, ale w tym wypadku moje zdanie nie jest tu najważniejsze.

Uważasz, że po takiej przerwie, jaką miał Dudek, można w tak szybkim tempie wrócić do optymalnej formy?

Nie sądzę.

Obiecasz, że jeśli Paweł Janas postawi na Ciebie - nie pękniesz?

Oczywiście, że nie pęknę. Grałem już w wielu meczach o różne stawki. Przed każdym z nich była mała trema, ale jestem odporny na takie sytuacje. Zresztą do każdego spotkania podchodzę tak samo poważnie. Zarówno do meczów reprezentacji, jak i Celtiku, a wcześniej Legii. Wiadomo, że doceniam i szanuję takiego przeciwnika jak Anglia, ale równie profesjonalnie podszedłbym do meczu z Pumeksem Kair (śmiech).

Zaaklimatyzowałeś się już w Celtiku?

Trzymam się raczej z Maćkiem Żurawskim. Czasem widujemy się ze Stilianem Petrovem. Nie prowadzimy szczególnie rozrywkowego trybu życia. Po treningu jem obiad, a potem zasiadam przed komputerem albo wychodzimy gdzieś z żoną Kasią.

Szkoci szybko Was zaakceptowali. Kto jest bardziej popularny - "Boruk" czy "Magic"?

Przez swoje bramki na pewno "Żuraw". Daje kibicom więcej okazji do skandowania swojego nazwiska. Nie traktują nas tu jednak jak jakichś wielkich bohaterów. Kibice postrzegają nas raczej jako zawodników, którzy pomagają ich drużynie osiągać jak najlepsze wyniki.

Tęsknisz za Warszawą?

Pewnie, że tak. Najbardziej za Legią, w której spędziłem całe moje dorosłe piłkarskie życie. W Polsce trzymała mnie głównie ona. Na bieżąco śledzę wyniki i sytuację klubu. Boli mnie, że nie jest dobrze, ale wierzę, że wszystko się ułoży i Legia znów będzie największa.

Między ligami polską a szkocką istnieje chyba przepaść?

Ja jej nie zauważyłem. Co prawda często gramy w samo południe i ciężko było mi się do tego przyzwyczaić. Nie jest to raczej najlepsza godzina dla piłkarza - trudno o tę magiczną, wieczorną otoczkę spotkania. W Szkocji, przy pełnych trybunach, nie odczuwam tego jednak tak wyraźnie. Porównajcie sobie pełne trybuny w Glasgow i mecz rozgrywany gdzieś na polskiej prowincji w samo południe. Mały stadion - na nim 2 tys. ludzi, palone kiełbaski i kolesie, którzy dłubią w tym czasie pestki słonecznika.

Podczas meczów ligi szkockiej zdarza Ci się pokazać do kamery "eLkę".

To moje prywatne pozdrowienia dla kibiców "Legiuni".

Copyright © Agora SA