Tytuł pechowca wakacji otrzymał Łukasz Kowalski. Obrońca Arki trenował ze szwami na lewej nodze i gipsem na prawej ręce. - Piszczel rozwaliłem sobie przy rąbaniu drewna do kominka, a tydzień później spadłem z roweru i złamałem rękę - opowiada Kowalski. Największym pechowcem pierwszego treningu został junior Konrad Korek, który zwichnął sobie rękę i zabrała go karetka.
Pierwszy trening rozpoczął się wczoraj o godz. 10 i trwał 85 minut. Zakończył się grą wewnętrzną, w której jedyne bramki strzelili Pudysiak i najnowszy nabytek Arki Grzegorz Niciński. W pierwszych zajęciach wzięło udział 24 piłkarzy, w tym pięciu bramkarzy. Zabrakło Andrieja Griszczenki, który miał kłopoty z wizą i dojedzie do Gdyni dopiero dzisiaj, a Ireneusz Kościelniak nie trenował, bo do 30 czerwca obowiązuje go kontrakt z Górnikiem Łęczna. - Nie lubię początku zajęć, pierwsze dni to partyzantka - przyznał trener Mirosław Dragan. Co powiedział piłkarzom przed pierwszym treningiem? - Moi piłkarze to zawodowcy i rozumiemy się niemal bez słów. Oczywiście będę rozmawiał z każdym z nich, w rozmowie w cztery oczy powiem każdemu, czego od niego oczekuję - mówi trener Arki. Na razie nie wiadomo, kto będzie kapitanem nowego zespołu, czy pozostanie nim Krzysztof Sobieraj. - Decyzja należy do mnie, ale wpierw będę o tym rozmawiał z piłkarzami - zaznacza Dragan. Oprócz piłkarzy z ważnymi kontraktami na treningu pojawili się zawodnicy, których Dragan będzie testował. Są to pomocnicy Grzegorz Bonk i Tomasz Sajdak oraz trzech młodych bramkarzy - Kamil Biecke z Lechii Gdańsk, Krzysztof Petrykowski z Tłoków Gorzyce oraz Piotr Skiba z OKS Olsztyn. - Z tej trójki wybiorę jednego - mówi Dragan. Do niedzieli Arka będzie trenowała w Gdyni, następnie wyjedzie na 10-dniowe zgrupowanie do Nymburka. - Do Czech zabiorę 24-25 piłkarzy. Zagramy trzy sparingi m.in. z Viktorią Żiżkow i Pilsenerem. Na obozie będziemy też testować czeskiego obrońcę - dodaje Dragan.
Mówi Grzegorz Niciński, nowy piłkarz Prokomu Arka Gdynia
Niech trener wskaże mi miejsce
Grzegorz Kubicki: Kibice w Gdyni czekali na Pana wielki powrót 10 lat...
Grzegorz Niciński: Bez przesady z tym wielkim powrotem, 10 lat szybko minęło. Kiedy wyjeżdżałem z Gdyni, Arka grała w II lidze, teraz wracam do pierwszoligowego zespołu i niezmiernie się z tego cieszę. Wróciłem na stare śmieci, jestem gotowy na nowy etap w swojej karierze i walkę z Arką o jak najlepsze miejsce w ekstraklasie.
Na co będzie stać beniaminka z Gdyni w I lidze?
- Ostatnio miałem przyjemność grać na najwyższym poziomie, w poprzednim sezonie także byłem graczem beniaminkiem - Zagłębia Lubin. Ekstraklasa to całkiem inna, bardziej wyrafinowana gra. Tu każdy błąd jest bezlitośnie wykorzystywany. Liczę jednak na naszą dobrą grę od pierwszego meczu. Zostało mało czasu, ale wierzę, że trener szybko wkomponuje mnie w zespół i od początku pokażemy, że stać nas na dobrą grę w I lidze.
Gdzie widzi Pan dla siebie miejsce w zespole?
- O tym decyduje trener. Będę grał tam, gdzie on mnie wystawi. Grałem już na różnych pozycjach, praktycznie wszędzie, ale liczę, że trener znajdzie mi optymalne ustawienie na boisku, tam, gdzie będę najbardziej przydatny drużynie. Ostatnio grałem w Zagłębiu jako napastnik i to mi pasowało. Ale jak wcześniej grałem w pomocy, też mi to pasowało.
O Pana powrocie do Gdyni mówiło się już od trzech lat. Dlaczego wrócił Pan dopiero teraz?
- Z prezesem Jackiem Milewskim rozmawiałem od dwóch, czy nawet trzech lat, ale dopiero teraz, kiedy Arka jest w I lidze, zdecydowałem się wrócić. Po awansie Arki nie musiałem się już długo zastanawiać, bo mam sentyment do tego klubu.
Podobno wrócił Pan głównie z sentymentu, nie patrząc w pierwszej kolejności na zarobki?
- Jestem wychowankiem Arki i zawsze chciałem tu wrócić. O finansach nie chciałbym mówić. Znam swoją wartość, ale nie jestem najdroższym zawodnikiem pierwszoligowym.
NOWE TWARZE NA TRENINGU
GRZEGORZ BONK to piłkarz, który rozegrał 184 mecze w ekstraklasie, strzelił w niej 13 bramek. - Jeszcze dwa lata temu brałbym go w ciemno, ale ostatnio miał odpoczynek od wielkiej piłki - ocenia Dragan. Bonk, który świetnie radził sobie w I lidze, zwłaszcza jako zawodnik Górnika Zabrze, grał ostatnio w III lidze w Ruchu Radzionków. - Przyjechałem do Gdyni się opalać... Oczywiście żartuję, trener zaprosił mnie na kilka dni na testy. Chciałbym zostać w Arce, bo na Śląsku nie ma dobrej atmosfery dla piłki i chciałbym coś zmienić. Mam jeszcze kilka ofert, ale z II ligi. Obowiązuje mnie kontrakt z Ruchem, ale bez problemu mogę go rozwiązać. W poprzednim sezonie widziałem Arkę w meczu z Widzewem, podoba mi się ten zespół i teraz wszystko zależy od trenera - mówi Bonk.
TOMASZ SAJDAK na pytanie, gdzie grał w swojej karierze, odpowiada: - Werder Brema, Hannover 96... Gdzie? - pytają zdumieni dziennikarze. - Spokojnie, tylko w juniorach lub rezerwach - odpowiada 20-letni piłkarz. W Polsce grał w SMS Łódź, z kraju wyjechał w wieku 16 lat. Przez dwa lata był juniorem starszym Werderu, potem grał w rezerwach Hannoveru, a ostatnio w IV lidze niemieckiej w Kickers Emdem i Weyhe. - Mogę grać jako środkowy pomocnik lub napastnik. Mój tata grał kiedyś w Gwardii Koszalin, zna trenera Dragana i tak nawiązaliśmy kontakt - mówi Sajdak, który ma podwójne obywatelstwo, ale nie grał nigdy w młodzieżowej reprezentacji Polski lub Niemiec. - Jedyna kadra, w jakiej grałem, to kadra makroregionalna w Niemczech - przyznaje piłkarz.
DLA GAZETY
Bartosz Ława
pomocnik Arki
- Nowy zespół jest elegancki, wszystko mi się podoba. Nie mogłem się doczekać pierwszego treningu. Jestem przyzwyczajony do ciągłego ruchu i kiedy nic się nie dzieje, nie jest dobrze. Pierwszy trening był przyjemny, trochę pobiegaliśmy, zagraliśmy fajną gierkę. Na razie ciężko mi ocenić zmiany w zespole. Na pewno wzmocnili nas zawodnicy z doświadczeniem ligowym, choć więcej będę mógł powiedzieć dopiero po pierwszym meczu. W wakacje starałem się jak najwięcej ruszać. Grałem w turnieju piłki plażowej u Tomka Iwana w Ustce, spędziłem tam pięć dni, przyjechałem do Gdyni prosto stamtąd. Większość czasu spędziłem jednak w domu w Szczecinie. Nigdzie nie wyjeżdżałem, bo przerwa była krótka. W 10 czy nawet 12 dni ciężko zorganizować jakiś porządny wyjazd.
Marcin Pudysiak
pomocnik Arki
- Strzeliłem pierwszą bramkę na pierwszym treningu, ale nie traktuję tego jako znaku, nie ma to dla mnie znaczenia. Nie ukrywam jednak, że czekam na debiut w ekstraklasie i to przed własną publicznością. Zwłaszcza, że mam 31 lat, więc w mojej karierze jest bliżej końca niż początku. Nikt z nas nie może być jednak pewnym gry, bo rywalizacja w zespole będzie dużo, poprzeczka wisi wysoko i każdy będzie walczył o to, żeby przekonać do siebie trenera. Nie boję się jednak rywalizacji. Czy zaskoczyły mnie zmiany w zespole? W pewnym sensie tak, zwłaszcza odejście Wojneckiego i Piskuły było zaskakujące. Ale takie jest życie piłkarza - jedni przychodzą, inni odchodzą.