"Gazeta" ocenia piłkarzy Radomiaka

Paweł Gałczyński - ma wszelkie zadatki, aby zostać klasowym bramkarzem. Odwaga i mocna psychika to jego największe atuty. Mimo kilku błędów mocny punkt zespołu.

Waldemar Grzanka - wymagania stawiane na zapleczu ekstraklasy najwyraźniej go przerosły. Nie pomógł mu nawet ogromny kredyt zaufania, jakim obdarzył go trener Mieczysław Broniszewski.

Krzysztof Sadzawicki - gdyby był trochę szybszy, spełniałby bez zarzutów rolę, jakiej wymaga aktualnie pozycja bocznego obrońcy. Wiek jednak robi swoje, ale doświadczenie było jego największym atutem.

Nikołaj Branfiłow - niby nieobliczalny i popełniający błędy (sprokurował większość "głupich" rzutów karnych), ale kiedy go zabrakło, okazało się, że defensywa Radomiaka jest dziurawa. Wielką klasę pokazał w barażach.

Zbigniew Wachowicz - kapitan zespołu. Może bez błysku i ekstrawagancji, ale nigdy nie zszedł poniżej określonego poziomu. Wciąż niezwykle solidny.

Przemysław Michalski - ma duże możliwości, ale wykorzystywany był jedynie do zadań specjalnych. Z ich wykonywaniem bywało różnie.

Tomasz Brzyski - odkrycie wiosny. Szkoda, że kapitalnej formy z początku rundy nie udało mu się utrzymać do końca. Może gdyby mógł występować ciągle na pozycji, do której jest stworzony - lewej pomocy - pokazałby pełnię umiejętności. Ale i tak zasłużył na najwyższe noty.

Jakub Cieciura - jeśli trener nakazałby mu przegryzienie tętnicy rywalowi, ten zawodnik gotów to zrobić. Szybki, zwrotny, waleczny, ambitny i młody. Takich graczy Radomiak potrzebuje. Fatalnie, że w połowie rundy przyplątała mu się kontuzja, która zahamowała jego fantastyczną formę.

Raimondas Vileniskis - w przeciwieństwie do większości kolegów miał znacznie lepszą drugą część rundy. Może zbyt długo aklimatyzował się na Struga. Niezły technicznie, wytrzymały.

Jacek Kacprzak - metamorfoza, jaką przeszedł ten zawodnik, była doprawdy zadziwiająca. Piłkarz, którego jesienią wszyscy chętnie by się pozbyli z klubu, po solidnie przepracowanej zimie był wiosną jednym z najlepszych graczy zespołu. To dlatego, że "Kacper" ma rzadko spotykany dar Boży - coś, czego nie da się wytrenować.

Maciej Terlecki - zawodnik dysponujący najlepszym dryblingiem i odległym podaniem w lidze. Długo dochodził do siebie po tajemniczej chorobie, ale w końcu zaliczył prawdziwe "wejście smoka". Mógł przedreptać większość meczu, aby później strzelić decydujące bramki.

Dariusz Rysiewski - dostawał zbyt mało szans na grę, a szkoda, bo to piłkarz niesamowicie pożyteczny. Jeśli już pojawiał się na placu gry, spisywał się bez zastrzeżeń.

Adam Bała - najbardziej chimeryczny w drużynie. Występy rewelacyjne przeplatał beznadziejnymi.

Daniel Barzyński - nie grał tyle, ile by chciał, ale chyba tylko ze względu na zbyt skromne warunki fizyczne. Do prezentowanych przez niego walorów czysto piłkarskich trudno się przyczepić.

Grażvydas Mikulenas - gdyby wykazywał się mniejszym egoizmem, byłby napastnikiem, którego chce mieć w ekipie każdy trener. Niestety, zbyt często holował piłkę, zamiast strzelać albo podawać. Z drugiej strony jego pracowitość, ambicja i umiejętności techniczne powodowały, że nawet nie mając futbolówki przy nodze, skupiał uwagę obrońców, robiąc sporo miejsca kolegom. Dlatego niezwykle pożyteczny i w sumie niezastąpiony.

Abel Salami - napastnik, jakiego Radomiak potrzebował - szybki, przebojowy, bramkostrzelny. Gdyby jeszcze udało mu się wyeliminować zbytnie wahania formy...

Maciej Lesisz - wciąż pozostaje nadzieją zielonych. Niezwykle ambitny, co, paradoksalnie, czasami mu nawet przeszkadza.

Andrzej Drachal, Łukasz Siciak, Robert Szary, Paweł Iwanowski, Tomasz Grudzień - grali zbyt krótko, aby ich ocenić.

Ponieważ pierwsza runda w wykonaniu Radomiaka była fatalna, wstrzymaliśmy się z oceną gry piłkarzy, którzy występowali w zespole tylko jesienią.

Copyright © Agora SA