Szukamy tego miejsca razem z Kazimierzem Pietrankiem, piłkarzem jeszcze przedwojennej Unii Sosnowiec. Nie był na Upadowej od 1943 roku! - Nie wiem, czy trafię? To już tyle lat minęło - rozkłada ręce.
Jedziemy na Niwkę. Pietranek pamięta, że po meczach na Upadowej to właśnie na Niwce, przy jednym z zakładów związanych z miejscową kopalnią, było im czasami dane skorzystać z pryszniców. Pietranek zamyśla się - tak jak droga prowadzi nas w kierunku Upadowej, tak on wraca myślami do miejsca, które ostatni raz widział w czasach okupacji.
Szukamy dwóch wysokich budynków, które 21-letni Pietranek widział w 1943 roku, gdy jego Unia grała o mistrzostwo Zagłębia z Niweczanką.
Po kilkunastu minutach kluczenia zapomnianymi uliczkami trafiamy na miejsce. Wysokie budynki stoją tak dawniej - to szereg kilku robotniczych kamienic. Nad głową słychać szum samochodów, które mkną po drodze szybkiego ruchu w kierunku Bielska-Białej i Zawiercia. - Wtedy żadnej drogi nie było. Rzeka za to była - wspomina Pietranek.
Bobrek na szczęście płynie jak zawsze. Pietranek śmieje się, że w czasie wojny był dużo bardziej czysty. Zapewnia, że po meczach często kąpał się w rzece razem z kolegami. Przechodzimy przez rozkopaną drogę i wchodzimy za zarośniętą chwastami łąkę. - To tutaj - podnosi rękę Pietranek, a oczy mu połyskują ze wzruszenia.
Nie było łatwo być sportowcem w czasie II wojny światowej. Polskie stowarzyszenia sportowe i kluby były oczywiście nielegalne, a przynależność do nich groziła srogimi karami - z wywózką do obozów koncentracyjnych włącznie.
Na terenach Zagłębia nie brakowało jednak ludzi, którzy igrali z okupantem. Mecze piłkarskie odbywały się najczęściej na obrzeżach miasta - szczególnie popularne były łąki i pastwiska leżące w okolicach Niwki i Klimontowa, wśród nich Upadowa (w pobliżu jest ulica o tej samej nazwie).
W czasie okupacji na Upadowej odbyło się przynajmniej kilkanaście spotkań. W konspiracyjnych meczach na terenie całego Zagłębia rywalizowały wtedy ze sobą drużyny Niweczanki, Unii Sosnowiec, Sarmacji i Zagłębianki Będzin, a także zespoły z Jaworzna: Szczakowianka, Azotania, Victoria, a nawet Fablok Chrzanów.
W czasie okupacji Upadowa słynęła nie tylko z meczów piłkarskich, ale i cukrówki, czyli znanego w całym Sosnowcu mocnego bimbru. Młodzi ludzie spotykali się na Klimontowskich łąkach także na sobotnich zabawach. - Czasami bawiło się tam i kilkaset par - wspomina Pietranek.
Najważniejsza była jednak piłka. - Boisko było w miarę równe i raczej wymiarowe. Linie sypało się piaskiem. Za bramki służyły dwie drewniane żerdki przewiązane tasiemką, która robiła za poprzeczkę. Grało się w tym, co kto miał. W tenisówkach i kaloszach, ja lubiłem biegać na bosaka. Piłka była duża, ciężka i nie taka okrągła jak teraz. Jak dostałem w głowę, to widziałem pięciu kolegów naraz - śmieje się Pietranek. Piłkarze Unii grali w czarnych górniczych koszulkach i białych spodenkach szytych z prześcieradeł.
Spotkania odbywały się najczęściej w niedzielę po południu. Godzinę meczu ustalali sami piłkarze. - Pracowałem w tym czasie w fabryce armatur na Mireckiego, razem ze mną był też zatrudniony kolega z Niwki. Gdy zbliżała się niedziela, ustalaliśmy godzinę, a potem już pocztą pantoflową przekazywaliśmy informację kolegom i kibicom - mówi.
A widzów na Upadowej nie brakowało nigdy. Niektóre mecze oglądało kilkaset osób. - A co ludzie mieli wtedy do roboty. Nie było żadnych rozrywek, nie było gdzie iść - wspomina 81-letni Jan Okrajek, wieloletni działacz hokejowego Zagłębia. - Pamiętam taki mecz, gdy nagle na niebie pojawiły się samoloty. Każdy uciekał ile sił w nogach - dodaje.
- Nie było to bezpieczne, bo Niemcy za nami chodzili. Najczęściej nasze mecze "oglądał" gestapowiec, którego nazywaliśmy Mićko. Na Ksawerę (boisko w Będzinie) za nami jechał - opowiada Pietranek.
86-letni Marian Ryba, pochodzący z Jęzora piłkarz Niweczanki - w latach 1978-81 prezes PZPN, pamięta mecz, po którym trzy dni ukrywał się w lesie. - Nalotu gestapo można było się spodziewać w każdej chwili. Na Upadową przychodziliśmy najczęściej w ostatniej chwili. Rozgrywało się mecz z duszą na ramieniu i do domu - mówi Ryba, który sam wielokrotnie był ścigany przez niemiecką policję.
Niemcy penetrowali środowisko zagłębiowskich piłkarzy i działaczy, ponieważ nie brakowało w nim ludzi czynnie zaangażowanych w walkę z hitlerowcami. Bogdan Zychla, ps. "Bogusław", piłkarz Unii, a przede wszystkim partyzant, przychodził na Upadową z pistoletem zatkniętym za pasek spodni. Zginął, ostrzeliwując się przed gestapowcami na ulicy Przechodniej w Sosnowcu. Ostatnią kulę zachował dla siebie - miejsce jego śmierci upamiętnia zapomniany trochę obelisk, który znajduje się na murze domu przy ulicy Przechodniej 5. W mieszkaniu Antoniego Szczypińskiego, innego zagłębiowskiego piłkarza, był punkt zborny siatki konspiracyjnej AK.
Latem 1943 roku na Upadowej odbyło się najważniejsze spotkanie - mecz o konspiracyjne mistrzostwo Zagłębia. O prymat walczyła Niweczanka z Unią. Faworytem spotkania była Unia. - Przyjechali na mecz ciężarówką. Opiekun zespołu dotarł na mecz konno! Wszyscy zawodnicy Unii mieli jednakowe stroje. A my? Bodaj tylko trzech z nas miało piłkarskie buty - wspomina Ryba.
Na boisku górą była jednak Niweczanka. Bramki dla drużyny z dzielnicy Sosnowa strzelili Łuczyński i Ryba. - To była bezpańska piłka. Spadła w pole karne i z kilku metrów dobiłem ją do siatki. Cieszyłem się bardzo, bo bramkarz Unii Koszowski dał mi się tego dnia bardzo we znaki. Po jednym ze starć kibice jakieś 10 minut cucili mnie w Bobrku. A zmienników wtedy nie było! - śmieje się Ryba.
Jedynego gola dla Unii zdobył 85-letni dziś Władysław Siech. - Jak ja trafiałem, to zawsze sprzed pola karnego. Zdarzyło się, że zdobywałem bramki i z 40 metrów. Wtedy "przychulałem" z woleja tuż pod poprzeczkę - śmieje się.
Z notatek Ryby wynika, że Niweczanka zagrała wtedy w składzie: Saternus, Paduch, Derela, Bąk, Jonkosz, Łuczyński, Ryba, Wilczek, Boroń, Puszyk. Niestety, nie zachowały się informacje o składzie Unii. Według relacji Pietranka i Siecha na boisko mogli wtedy wybiec: Koszowski, Rosa, Gałkowski, Dudek, Pietranek, Stokowacki, Wiśniewski, Cerek, Skwarek, Brykalski, Zychla, Siech, Kopeć. Po meczu kibice zorganizowali "zbiórkę do czapki". - Każdy wrzucał parę groszy, żeby było na bułkę - mówi Pietranek.
Rok później, we wrześniu odbył się drugi i ostatni mecz o konspiracyjne mistrzostwo Zagłębia. Do finału ponownie dotarły drużyny Niweczanki i Unii. Tym razem spotkanie odbyło się na boisku przy alei Mireckiego (dziś stadion Czarnych Sosnowiec) i ku ogromnemu zaskoczeniu kibiców, po raz drugi górą była Niweczanka, która wygrała 3:0!
A co z Upadową dziś? Zarośnięte nieużytki...