Choć dyrektor Kujawiaka Wojciech Klatt przekonywał przed meczem, że jego zespołowi prędzej przyjdzie bronić się przed spadkiem niż walczyć o ekstraklasę, to właśnie jego zawodnicy zaczęli spotkanie z większym animuszem. W końcu zwycięstwo w Bełchatowie i pewne trzy punkty w meczu z ŁKS dałyby Kujawiakowi czwarte miejsce w tabeli.
Od początku gościom pomagali... pomocnicy Bełchatowa, którzy w środku boiska popełniali masę błędów: podawali niecelnie, wprost pod nogi włocławian. Przodował w tym Jacek Kuranty. Dlatego już w piątej minucie w dobrej sytuacji znalazł się Jarosław Białek główkując z bliska nad bramką Aleksandra Ptaka. Cztery minuty później łatwo wbiegł w pole karne Marcin Klatt, lecz z 15 metrów kopnął obok słupka.
Mimo przewagi gości, to bełchatowianie po kwadransie objęli prowadzenie. Bartosz Hinc podał piłkę do znajdującego się na czystej pozycji Grzegorza Króla. Kiedy piłkarze Kujawiaka spodziewali się, że sędzia odgwiżdże spalonego, napastnik GKS z zimną krwią posłał piłkę do bramki. Siedem minut później był już remis. Bartłomiej Grzelak bez najmniejszych problemów minął piłkarzy GKS, po jego dośrodkowaniu piłka minęła kolejnych obrońców, a do siatki z bliska wepchnął ją Białek. Nie popisał się w tej akcji Rafał Berliński, który mimo że w meczu z ŁKS był najgorszy na boisku, po raz kolejny znalazł uznanie u Mariusza Kurasa.
To nie by koniec emocji. W 28 minucie meczu kibice oglądali kopię sytuacji, po której gospodarze strzelili gola. Znów po zagraniu ze środka boiska na czystej pozycji znalazł się Pawlusiński. Tym razem jednak o spalonym mowy już być nie mogło, więc pomocnik GKS popędził prawą stroną, podał do Króla, a ten z bliska strzelił drugą swoją bramkę. Mimo prowadzenia gospodarze nadal grali niedokładnie i w irytujący sposób tracili piłkę.
W 35. min piłkarze pika trafiła do Macieja Trzeciakiewicza, który strzelił wyrównującego gola. Tylko sędziemu gospodarze zawdzięczają, że na przerwę nie schodzili z bagażem dwóch kolejnych bramek. Najpierw wychodzącego na czystą pozycję Truszczyńskiego sfaulował tuż przed linią pola karnego Jacek Popek, który zobaczył tylko żółtą kartkę, a powinien zostać usunięty z boiska. Chwilę później Grzegorz Gilewski, arbiter tego spotkania, z powodzeniem mógł pokazać na "jedenastkę" za zagranie ręką w polu karnym Jano Frohlicha.
W drugiej połowie gra bełchatowian była szybsza. Jednak mozolnie wypracowywane akcje gospodarze z marnowali. W 57 min Edward Cecot dostał idealne podanie od Pawlusińskiego, ale będąc tuż przed bramką fatalnie skiksował.
Później gra trochę się uspokoiła i trener Kuras wprowadził zmienników. W ofensywnie spisywali się ono słabo, ale przynajmniej nie pozwalali hasać gościom w pobliżu własnej bramki. Trochę ożywienia w przodzie wprowadził Radosław Matusiak, który zmienił bardzo asekuracyjnie grającego Marcina Chmiesta. Napastnik GKS, choć był obserwowany przez Krzysztofa Gawarę, zamiast szukać bramek, robił wszystko, żeby nie zostać sfaulowany przez obrońców.
Bełchatowianie przeważali, ale niewiele z tego wynikało. Najpierw dobrą sytuację zmarnował Garguła, a potem po ładnej wymianie podań Kuranty będąc tuż przed bramkarzem ledwie musnął piłkę.
Końcówka była już bardzo nerwowa. GKS chciał wygrać za wszelką cenę, a Pawlusińskiego wręcz poniosło. Goniąc piłkę mocno wstrzeloną w pole karne wszedł wślizgiem w interweniującego Jakuba Skrzypca uderzając go nogą w głowę. Sędzia bez wahania pokazał mu czerwoną kartkę. Do końca spotkania pozostały jednak tylko trzy minuty i sytuacja ta nie miała wpływu na wynik.
GKS Bełchatów - Kujawiak Włocławek 2:2 (2:2)
Bramki: GKS: Król 2 (16., 28.)
Kujawiak: Białek (23.), Trzeciakiewicz (35.)
Widzów: 3000
GKS: Ptak - Berliński Ż, Frohlich, Cecot (69. Wiechowski) - Pawlusiński Cz, Hinc, Garguła, Kuranty, Popek Ż (46. Górski) - Chmiest (65. Matusiak), Król.
Kujawiak: Skrzypiec - Ciesielski, Klepczarek II (62. Bekas), Gaca Ż, Augustyniak - Truszczyński, Trzeciakiewicz, Białek, Sobociński (46. Majić) - Klatt Ż, Grzelak (85. Łukasik).