Kuszczak: sen w "Teatrze Marzeń"

Tomasz Kuszczak - człowiek, który zatrzymał Manchester United. - To był mój idol. Na ścianie w rodzinnym domu we Wrocławiu wisiało jego zdjęcie. A teraz on - wielki Peter Schmeichel - mówi o mnie tak pochlebnie. To jest jak sen.

W sobotę, w 37. kolejce ligi angielskiej ostatnie w tabeli West Bromwich Albion grało na Old Trafford z Manchesterem United. W 21. min bramkarz Russell Hoult doznał kontuzji, ale nie chciał zejść z boiska. Zdążył więc jeszcze przepuścić gola (strzał Giggsa z rzutu wolnego) i wtedy trener WBA, legendarny Bryan Robson sięgnął po rezerwowego - 22-letniego Tomasza Kuszczaka. Polak, grając dopiero drugi mecz w Premier League, został wybrany na najlepszego zawodnika spotkania, a jego WBA zremisowało w jaskini lwa 1:1 i mimo że wciąż jest ostatnie, zachowało szansę na utrzymanie.

Dariusz Wołowski: Najlepszy mecz w karierze?

Tomasz Kuszczak: Nie wiem, czy najlepszy, ale na pewno najbardziej wyjątkowy. Dla mnie to było jak gra o mistrzostwo świata. Poczułem się jak aktor, który grywał epizody, a nagle zaproponowano mu główną rolę. I to wśród gwiazd, takich jak Cristiano Ronaldo, Rooney albo legendarny skrzydłowy Giggs czy Scholes, który kilka razy napsuł krwi reprezentacji Polski.

Co Pan czuł w 21. min? Strach?

- Strach? A czemu? Byłem podekscytowany, pobudzony bardzo pozytywnie. Przecież nie przyjechałem do Premier League ogladać mecze z ławki rezerwowych. "Teatr Marzeń" w Manchesterze to najlepsze miejsce dla kogoś takiego jak ja. Na treningach ciężko harowałem na swoją szansę, ale bardzo długo jej nie dostawałem, wciąż jednak wierząc, że zła karta się odwróci. I nagle była okazja zagrać: na wielkim Old Trafford, przed tłumem fantastycznych kibiców, w meczu z gwiazdami, których blask poraża człowieka. No więc ruszyłem na boisko z wielką nadzieją. Jasne, że sytuacja drużyny nie była łatwa - właśnie straciliśmy gola w meczu, który, wydawało się, musimy przegrać. Ale przetrwaliśmy zły okres, przełamaliśmy kompleksy i wyszarpaliśmy remis. A jeszcze okazało się, że "man of the match" [człowiekiem meczu - red.] został Kuszczak.

Gdyby Hoult zszedł w 20. min, być może byście nawet wygrali.

- Nie do mnie należy ocena, czy popełnił błąd. Nie chcę o tym mówić. Zresztą błędy są w zawodzie bramkarza nieuniknione. A ja? Miałem swoją robotę do wykonania i ją wykonałem. Podbudowało mnie to, znów widzę sens pracy.

Zagrał Pan tak, że słynny Duńczyk Peter Schmeichel powiedział o Panu w BBC - "absolutnie fenomenalny".

- To był mój idol z dzieciństwa. Na ścianie w rodzinnym domu we Wrocławiu wisiało jego zdjęcie, a ja zawsze śledziłem jego karierę i chciałem grać jak on. A teraz mówi o mnie tak pochlebnie. To jest jak sen. Nie będę ukrywał, że to nie był dla mnie mecz jak każdy inny. Po wszystkim bardzo się cieszyłem, ale nie "odleciałem", nie oderwałem się od ziemi. Pamiętam, że to tylko jeden występ, który dał nam tylko jeden punkt. Musimy jeszcze wygrać mecz w ostatniej kolejce i czekać, że rywale w walce o utrzymanie stracą punkty.

Gary Lineker powiedział, że Kuszczak stał się nie tylko bohaterem WBA w meczu na Old Trafford, ale być może w całej kampanii o pozostanie w Premiership.

- Gdyby jego słowa się spełniły, to też by było jak sen. Jednak ja nie wiem nawet, czy w ostatnim meczu Bryan Robbson postawi na mnie. Jak dotąd zbyt często szansy nie dostawałem, dlatego też po spotkaniu z Manchesterem moja satysfakcja była szczególna. Okazało się, że ta cała harówa na treningach nie poszła na marne.

A jeśli Robbson znów postawi na Houlta? A rozważając wariant jeszcze bardziej pesymistyczny: Co będzie, gdy WBA spadnie?

- Podpisałem kontrakt na trzy lata, więc pewnie zostanę w klubie bez względu na to, czy WBA zostanie w Premier League, czy będzie grało w II lidze. Mój problem jest inny. Oczywiście nie żałuję decyzji o przyjściu do Premier League, sporo się nauczyłem, miałem okazję otrzeć się o największe gwiazdy. Zawód bramkarza jest ryzykowny, a ja nie jestem tak znany, żeby wymagać, by w takiej lidze jak angielska czekało na mnie zagwarantowane miejsce w pierwszym składzie. Cierpliwie jednak czekałem na szansę, walczyłem o nią cały rok. A teraz mam dość. Jeśli w WBA nie będę mógł grać, to będę szukał innego klubu. Nie chcę już czekać na rezerwie, bo czuję, że jestem gotowy do wyjścia między słupki. Kiedyś byłem już powoływany do reprezentacji Polski, a ostatnio przez to, że nie gram, trener Janas musiał o mnie zapomnieć. Może uda się to zmienić?

W Premier League jest tylko dwóch Polaków - bramkarze Jerzy Dudek i Pan. Mimo awansu Liverpoolu do finału Champions League, w którym Dudek miał duży udział, w Anglii wciąż się spekuluje, że klub z Anfield Road pozbędzie się go.

- Prasy angielskiej nie śledzę, a wielka presja na Jurka to coś absolutnie normalnego. To jest liga angielska, to jest Liverpool, wielki klub, który ma ogromne aspiracje. Tam po każdej porażce jest zamieszanie i poszukiwanie winnych. Czasem mają pretensje do Jurka, bo on - jak każdy - popełnia czasem błędy. Ale w bilansie zysków i strat Jurek zdecydowanie wychodzi na plus. Być może bez niego nie byłoby Liverpoolu w finale Ligi Mistrzów. W półfinałach z Chelsea grał doskonale, byłem pod wrażeniem, wysłałem mu SMS-a z gratulacjami. Miałem okazję trenować z Jurkiem w kadrze i wiem, że jest to specjalista najwyższej klasy. Mnie można wierzyć, bo na czym jak na czym, ale na fachu bramkarskim akurat trochę się znam.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.