Koniec smutnej epoki w Liverpoolu

Odpadła najlepsza drużyna w Lidze Mistrzów, bo gola strzelił jej sędzia - wypalił trener Chelsea José Mourinho po półfinałowej porażce z Liverpoolem, któremu jednak ?z całego serca życzy zdobycia pucharu?.

Lubiący powtarzać, że "futbol to on" Mourinho, po przegranej 0:1 wygłosił płomienną filozoficzną mowę w obronie swoich graczy, których pogrążył jeden gol strzelony - być może - przez Luisa Garcię. William Gallas wybił bowiem piłkę z okolic linii bramkowej.

- Jeden człowiek decyduje o przyszłości piłkarzy, którzy nigdy nie wystąpili w finale Champions League - westchnął Mourinho, mając na myśli Romana Slyskę. Słowacki liniowy uznał, że futbolówka przekroczyła linię bramkową całym obwodem, choć był zasłonięty przez ratującego sytuację Gallasa.

- Futbol bywa okrutny, ale musimy zaakceptować wynik - ciągnął Mourinho. - To gol ściągnięty z księżyca, wymuszony przez trybuny, a może jeszcze przez coś innego. Dla mnie strzelił go arbiter. Spytajcie liniowego, dlaczego dał Liverpoolowi bramkę. By ją uznać, musisz być pewny w stu procentach, że piłka jest za linią - żalił się Portugalczyk. Gdyby Chelsea awansowała, poprowadziłby drużynę w trzecim, kolejnym finale europejskiego pucharu. Napastnik Eidur Gudjohnsen rzucił tylko, że "sędzia podjął bardzo odważną decyzję, bo znajdował się w miejscu, z którego trudno było ocenić sytuację". - Nieprawda. Widziałem wszystko doskonale i jestem przekonany, że moja decyzja była słuszna i że gol był - odpowiada na łamach "London Evening Standard" Roman Slyska.

Mourinho mówił dużo, zachwycał się nad niesamowitą atmosferą na Anfield Road ("to niezwykłe doświadczenie być z tym tłumem i czuć go całym sobą"), choć zasugerował, iż to właśnie rozszalali kibice wpłynęli na wynik. Jego vis-a-vis, trener Rafael Benitez, jak zwykle oszczędzał słowa, choć odgryźć się potrafił. - Dla mnie tuż przed golem sędzia powinien podyktować rzut karny za faul na Milanie Baroszu i wyrzucić z boiska bramkarza Petra Cecha. I być może tak by zrobił, gdyby nie padła bramka - oświadczył. Dodał też, że przy takim dopingu jak na Anfield Road biega się szybciej. Kibice gospodarzy zagrzewali bowiem piłkarzy do walki przez pełne 96 minut, a ich słynny na cały świat hymn "You'll Never Walk Alone" całkowicie zagłuszył sześć tysięcy londyńczyków odśpiewujących "We Are The Champions".

Prasa znów jednak - podobnie jak po wyeliminowaniu Juventusu Turyn - wynosi na piedestał Beniteza, który - np. zdaniem "Guardiana" - "zwyczajnie okpił Mourinho". O portugalskim szkoleniowcu "Guardian" napisał: "Nie mogąc wystawić Arjena Robbena i Damiena Duffa, których zamiany pozycji i nieprzewidywalne kombinacje na skrzydłach unosiły całą Chelsea, nie zdołał w swoim arsenale znaleźć niczego, co przełamałoby zdumiewający opór Liverpoolu". Komentatorzy sławią trio Jamie Carragher - Dietmar Hamann - Igor Biscan, czyli fundamenty, na których Benitez oparł swoją defensywną konstrukcję. "Times" przypomina wręcz cudowne lata 70., kiedy liverpoolczycy dominowali w Europie, i obwieszcza koniec smutnej epoki. W 1984 r. klub zdobył swój ostatni (czwarty) Puchar Europy, rok później przegrał tragiczny finał na Heysel, po czym angielskie drużyny zostały wyrzucone z międzynarodowych rozgrywek do czasu, aż nie poradzą sobie ze stadionowym bandytyzmem.

"Times" zastanawia się, co oznaczał hołd, jaki złożył po meczu kibicom lider "The Reds" Steven Gerrard: "Czyżby kapitan obiecał wierność barwom, z którymi związał się jako chłopiec i odrzucił zaloty Chelsea?". Cała Anglia wie, że mająca mocarstwowe zapędy drużyna miliardera Romana Abramowicza kusi 26-letniego pomocnika astronomiczną gażą i możliwością walki rok w rok o najwyższe laury.

Teraz jednak i ambicje Liverpoolu urosły. Trener Benitez głośno zapytuje, dlaczego po wyeliminowaniu lidera ligi włoskiej i mistrza Anglii jego drużyna ma nie zwyciężyć w finale. Powodzenia życzy mu Mourinho, dla którego "byłby to triumf całej Premier League". I powtórzenie przez Beniteza, który w zeszłym sezonie wywalczył Puchar UEFA, jego własnej drogi do sukcesu. Portugalczyk również najpierw zdobył z Porto mniej prestiżowe europejskie trofeum, by rok później zawojować Ligę Mistrzów.

Copyright © Agora SA