Niestety, chuligańskie ekscesy zwieńczyły mecz w Łomży, w którym ŁKS podejmował OKS 1945 Olsztyn. Gorąco zrobiło się w drugiej połowie, gdy na spotkanie dojechały dwa autobusy gości. Arbiter musiał kilka razy przerywać mecz, gdy szalikowcy OKS-u rzucali na murawę race dymne. Na plac gry leciały również płonące krzesełka.
- W ten sposób próbowali pomóc swojej drużynie, bo w przypadku przerwania spotkania to gospodarz zazwyczaj karany jest walkowerem - mówi Jerzy Engel junior, trener ŁKS-u. - To był dziwny mecz, bo rywale oddali ledwie jeden strzał w światło bramki i zdobyli gola. Mimo naszej przewagi w pierwszej połowie nie mogliśmy wyrównać. Marcin Strzeliński trafił w poprzeczkę, a Łukasz Tyczkowski nie wykorzystał świetnej sytuacji. Zamiast obrócić się i strzelić normalnie z dwóch-trzech metrów do pustej bramki, uderzał piętą i spudłował.
Dwukrotnie w dogodnej sytuacji był też Rafał Boguski. Jednak strzelał z ostrego kąta i Piotr Skiba - golkiper OKS-u - nie miał problemów z obroną.
Gospodarze po przerwie zaatakowali z większą determinacją. Efektem były następne strzały w słupek - Tyczkowskiego i Boguskiego.
- Nacieraliśmy bardzo mocno - dodaje trener Engel. - Bramka wisiała w powietrzu. Dlatego kibice rzucali race, a olsztynianie umiejętnie opóźniali grę. Udawali faule, symulowali urazy.
Sędzia ponownie przerwał mecz, gdy jeden z kibiców OKS-u wbiegł na murawę. Po chwili na całym stadionie grupki fanów urządzały sobie publiczne bójki. Dopiero po jakimś czasie policja przywróciła ład na stadionie, jednak było to chwilowe zażegnanie konfliktu. Już po meczu bójki przeniosły się poza stadion.
W końcówce zdesperowany ŁKS grał już z czterema napastnikami. Marcin Nerowski nie trafił do pustej bramki z około pięciu metrów. Na szczęście chwilę później Rafał Bałecki efektownym szczupakiem zdobył głową wyrównującą bramkę. 90 sekund później sędzia zakończył mecz.
- Zabrakło czasu, aby wygrać - dodaje trener Engel. - Czuję niedosyt, bo kilka ostatnich minut graliśmy z przewagą jednego zawodnika. Jestem zadowolony z zaangażowania i determinacji piłkarzy. Chciałbym, aby właśnie tak zagrali we wtorkowym wyjazdowym meczu z Okęciem.
STRZELCY BRAMEK
ŁKS: Rafał Bałecki (89.).
OKS: Andriej Sinitchine (16.).
SKŁADY
ŁKS: Stawarz - Wołczyk, Kamiński, Łukaczyński Ż, Grabowski (85. Nerowski) - Strzeliński (46. Maćkowski), Łuba (70. Stachura), Bortnik (60. Bałecki), Chrobot - Tyczkowski, Boguski Ż.
OKS: Skiba - Żytkiewicz Ż (80. Jarząbek), Dąbrowski, Przybyliński Ż, Zega - Paszkiewicz Ż, Sinitchine, Kryński, Miękus Ż-CZ - Wierzba (65. Radziszewski), Zahorski (85. Graczyk).
Widzów: 1200.
Wydawało się, że po wygranej 3:1 nad liderem Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie piłkarze Mlekovity złapią wiatr w żagle. To miał być punkt przełomowy, który miał pomóc odbić się od ligowego dna. Na jednej wygranej podopieczni Grzegorza Lewandowskiego jednak poprzestali, bo w sobotę na własnym stadionie Mlekovita przegrała 0:2 ze Stalą Głowno.
Gospodarze długo czekali na przeciwników. Goście utknęli w korku pod Wyszkowem, co o godzinę opóźniło rozpoczęcie meczu. Piłkarze Mlekovity dobrze wiedzieli, że rywale w walce o utrzymanie się w lidze - Legionovia i Gwardia Warszawa - przegrali swoje mecze.
Gospodarze od pierwszych minut ruszyli do ataków. Mariusz Siara otrzymał podanie od Marka Gołębiewskiego i z ośmiu metrów silnie strzelił, ale bramkarz Stali obronił. Goście także groźnie atakowali. W 7. min piłkarze Mlekovity pomylili się przy pułapce offsajdowej, co mógł wykorzystać Rafał Mordoń. Znalazł się sam na sam z Robertem Nowogórskim, lecz strzał z 16 metrów okazał się niecelny. W 11. min Siara podał do Łukasza Czyżyka, ale uderzenie napastnika była za słabe, aby zagrozić bramce Stali. Kilka minut później Czyżyk miał okazję do rehabilitacji, ale w niemal identycznej sytuacji spudłował. W pierwszej połowie w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Gołębiewski, jednak strzał z ostrego kąta Mariusz Jabłoński sparował na rzut rożny.
To zemściło się zaraz po przerwie, gdy Daniel Fabich zdobył dla Stali prowadzenie. Po bramce goście cofnęli się na własną połowę i czekali na okazje do kontrataków.
Mlekovita atakowała, a najlepszą okazję w tej części zmarnował Siara. W ekipie Mlekovity widać było brak podstawowych piłkarzy: grającego trenera - Lewandowskiego oraz Piotra Orlińskiego. Nikt nie potrafił uporządkować gry. Kolejne ataki przy dobrze grającej defensywie Stali przypominały walenie głową w mur. Zamiast wyrównania Mlekovita straciła bramkę - po błyskawicznym kontrataku wynik na 0:2 ustalił Marcin Kowalczyk.
STRZELCY BRAMEK
Daniel Fabich (46.), Marcin Kowalczyk (89.).
SKŁADY
Mlekovita: Nowogórski - Bucholc, Reyer, Pracz, Chrupałła (55. Kocur) - Waleszczyk (75. Wilczewski), Marzec, Papiernik (85. Kowalewski), Siara - Czyżyk (55. Jakuszewski), Gołębiewski.
Stal: Jabłoński - Wolański, Brodecki Ż (55. Szcześniak), Rączka Ż, Połeć Ż - Grącki, Białek (46. Kowalczyk), Jadłowiec, Mordoń (46. Świątek) - Fabich, Kossi Assogba.
Sędziował (jako główny): Mariusz Wiśniewski z Olsztyna. Widzów: około 400.
Piłkarze Warmii Grajewo w Kozienicach doznali trzeciej z rzędu porażki, tym razem przegrali 0:2. To już szósty mecz, w którym grajewianie nie potrafili zdobyć bramki. Na domiar złego kontuzji doznał bramkarz Warmii - Sylwester Janowski.
- Zabrzmi to paradoksalnie, ale zagraliśmy nieźle - mówił po spotkaniu Janusz Szumowski, dyrektor Warmii. - Byliśmy nieskuteczni i brakowało nam szczęścia.
Minuta ciszy poprzedziła spotkanie. W ten sposób uczczono śmierć ojca Witolda Mroziewskiego, trenera kozieniczan. Z powodu pogrzebu trener MZKS-u nie był obecny na stadionie.
Początkowo aktywnie grali grajewianie. Z dystansu strzelał Wojciech Figurski, ale niecelnie. Inna składna akcja Warmii zakończyła się atomowym strzałem z woleja Łukasza Giermasińskiego, a futbolówka przeszła nad poprzeczką. Gorąco było również pod bramką Warmii, ale strzały Mateusza Kocyka oraz Edwarda Czaplarskiego wyłapywał Janowski. Do czasu, bo w 40. min niepewność bramkarza grajewian wykorzystał Kocyk, dobijając piłkę wypuszczoną przez golkipera.
- Według miejscowych działaczy MZKS zagrał najlepsze spotkanie w tym sezonie. Szkoda, że wypadło na nas - mówi dyrektor Szumowski. - Gospodarze strzelili nam drugą bramkę, ale sędzia dopatrzył się faulu na Przemku Koźliku i gola nie uznał. Przed przerwą Janowskiego ze zbitym piszczelem zmienił na boisku Artur Sacharczuk.
Kozieniczanie w 55. min zdobyli drugą bramkę. Defensorzy Warmii zaspali przy rzucie wolnym wykonywanym z 20 metrów, nie upilnowali Piotra Cetnarowicza, który strzałem głową pokonał Sacharczuka.
- Im bliżej było końca, tym mieliśmy większą przewagę, jednak bramki nie zdobyliśmy - dodaje Szumowski. - Jeśli mogliśmy mówić o kryzysie po pucharowej porażce 0:1 z Krypnianką, to po tym spotkaniu jesteśmy na najlepszej drodze, aby z niego wyjść. Napastnicy zagrali znacznie lepiej, choć ponownie nie zdobyli gola. We wtorek musimy wygrać w Skierniewicach. To pozwoli uspokoić sytuację.
STRZELCY BRAMEK
Mateusz Kocyk (40.), Piotr Cetnarowicz (55.).
SKŁADY
MZKS: Holewiński - Misztal, Lewandowski, Skórnicki, Woźniak - Kocyk Ż (70. Godlewski), Kołodziejczyk Ż, Czaplarski - Najewski (60. Potent), Cetnarowicz (87. Kłos), Seremak.
Warmia: Janowski (44. Sacharczuk) - Koźlik Ż, Kołłątaj, Kłosowski - Umukoro, Giermasiński (89. Tuzinowski), Walukiewicz, Strózik, Soska Ż - Figurski, Radziński (80. Guzowski).
Sędziował (jako główny): Mariusz Żak z Katowic. Widzów: 600.
Wyniki innych spotkań 23. kolejki: Drwęca Nowe Miasto Lubawskie - Pelikan Łowicz 1:0 (0:0): Wojtaś (67.); Unia Skierniewice - Znicz Pruszków 1:1 (1:1): Żaglewski (14.) - Pulkowski (40.); Legia II Warszawa - Legionovia Legionowo 4:2 (2:0): Dudek (27. - karny), Kowalski (33.), Babuśka (66.), Jarzębowski (68.) - Moczulski (81.), Reks (90.); Ceramika Paradyż - Okęcie Warszawa 2:0 (2:0): Bednarczyk (25.), Żarczyński (34.); Gwardia Warszawa - Mazowsze Grójec 1:2 (1:1): Tomczyk (11. - karny) - Tataj (45.), Więckowski (78. - karny).
Pierwszy zespół awansuje do II ligi, a drugi zagra z drugoligowcem w barażu. Co najmniej dwa ostatnie zespoły spadną do IV ligi.