Rozmowa z Igorem Sypniewskim

Na świeżości

Jerzy Walczyk: Kibice ŁKS długo czekali na Pański dobry występ?

Igor Sypniewski: Martwiłem się, że zbyt długo dochodzą do dobrej formy. Czuje się jeszcze trochę zmęczony, ale w czasie meczu daję z siebie wszystko. Nie ukrywam, że na treningach trochę odpuszczam, dlatego staram się grać w lidze na świeżości. Należy pamiętać, że teraz gramy co trzy dni, dlatego przy pełnym obciążeniu treningowym trudno byłoby mi rozegrać całe spotkanie na pełnych obrotach.

Trudno było wygrać z Arką?

- Udowodniliśmy, że potrafimy wygrywać z silnymi rywalami. Gorzej wypadamy w meczach z zespołami zagrożonymi spadkiem. Gdyby nie remisy z Mławą i Piastem Gliwice, zajmowalibyśmy teraz miejsce w czołówce tabeli. Do końca sezonu zostało jeszcze sporo kolejek, w których mamy szansę na poprawienie dorobku.

Arka to kandydat do ekstraklasy, ale na boisku nie było widać jej przewagi.

- Jeżeli Arka myśli o awansie, w następnych meczach musi zagrać lepiej. W sobotę nie była aż tak słaba, ale miała pecha, bo nasz zespół rozegrał najlepsze spotkanie w rundzie wiosennej. Przede wszystkim zrealizowaliśmy założenia taktyczne. Według mnie każdy zawodnik ŁKS zasłużył na dobrą ocenę.

Do momentu zdobycia gola był Pan osamotniony w ataku.

- Maciek nie mógł zagrać z powodu kontuzji, a ja na początku meczu byłem bardzo spięty. Później było już zdecydowanie lepiej. Kiedy zdobyłem gola wiedziałem, że wytrzymam kondycyjnie całe spotkanie. To było dla mnie bardzo ważne trafienie - wprawdzie drugie wiosną, ale pierwsze przed łódzką publicznością.

Mieliście szanse na kolejne gole, tymczasem końcówka była bardzo nerwowa.

- Arka nie stwarzała żadnego zagrożenia pod naszą bramką. Jej zawodnicy próbowali długimi podaniami uruchomić swoich napastników, ale nasi obrońcy nie popełnili żadnego błędu.

Teraz chyba żal straconych punktów z Mławą i Piastem?

- Mnie najbardziej boli porażka w Sosnowcu z Zagłębiem.