Turów Zgorzelec - Prokom Sopot 75:83

ERA BASKET LIGA. To już raczej koniec marzeń koszykarzy Turowa o finale mistrzostw Polski. Wczoraj we własnej hali przegrali trzeci mecz z Prokomem i to rywale są o krok od awansu. Czwarty mecz w niedzielę

Spotkanie było bardzo wyrównane, a gra obu drużyn szarpana. Mało było płynnych, efektownych i przemyślanych akcji, a więcej przypadku i punktów zdobywanych po mękach. Oba zespoły bowiem o wiele lepiej spisywały się w defensywie i Turów do przerwy miał 38, natomiast Prokom 32 procent skuteczności z gry (po zaledwie 10 celnych rzutów). Nerwową atmosferę podgrzewali dodatkowo obaj szkoleniowcy, którzy praktycznie po każdej niekorzystnej dla swojego zespołu decyzji sędziów wdawali się w dyskusję. Aż w końcu trener Prokomu Eugeniusz Kijewski został ukarany przewinieniem technicznym.

W pierwszej połowie Prokomowi udało się na moment wypracować większą przewagę. Chwilę po tym, jak środkowy Turowa Chris Young dokonał nie lada sztuki, popełniając cztery przewinienia w pierwszych pięciu minutach, było 7:15. Gospodarze jednak szybko opanowali sytuację, głównie za sprawą Charlesa Bennetta i Yanna Mollinariego. Ta dwójka trzymała wynik, a francuski rozgrywający wreszcie rozgrywał mecz, na jaki wszyscy liczyli. Do przerwy trafił 6/8 rzutów z gry i w końcówce sam wyprowadził swój zespół na prowadzenie.

Jeszcze do końca trzeciej kwarty wydawało się, że gospodarze są w stanie sprawić niespodziankę. Świetnie grał zwłaszcza Sebastian Machowski, który w drugiej połowie praktycznie sam trzymał wynik. Wówczas to zdobył 19 ze swoich 20 punktów, ale to właśnie jego banalnie proste błędy sprawiły, że Prokom zbudował przewagę, której już nie oddał. Niemiec w dwóch kolejnych akcjach na środku boiska tak podawał do Avlijasa, że piłkę przechwycił Miller i zdobywał łatwe punkty. Po kolejnej indywidualnej akcji Millera było 59:69 i goście spokojnie kontrolowali wynik.

- Przegraliśmy przez głupie błędy - przyznał Machowski. - Nie można bowiem dwa razy w ten sam sposób stracić piłki, Prokom to za inteligentny zespół, żeby takich okazji nie wykorzystywać. A była spora szansa na zwycięstwo.

Po raz kolejny okazało się, że długa ławka Prokomu jest sporym atutem w tej rywalizacji. Bo co z tego, że najlepszy jak do tej pory mecz w półfinale rozegrał Mollinari (choć już w drugiej połowie mocno ograniczony), bardzo dobrą drugą połowę miał Machowski, nieźle pod tablicami spisywał się Charles Bennett (12 punktów, 10 zbiórek), skoro u rywali znowu trzeba było uważać na każdego zawodnika, który pojawił się na parkiecie. Żaden z nich statystycznie niczym wielkim się nie wyróżnił, ale to nie ma znaczenia. Liczy się to, że Prokom jest o jedno zwycięstwo od finału, a Turów może liczyć już tylko na cud.

- Musimy podziękować przede wszystkim Markowi Millerowi, on poprowadził nas do zwycięstwa - powiedział Istvan Nemeth. - Mam nadzieję, że w niedzielę zakończymy rywalizację.

- Ciężko będzie się podnieść po 0:3 - przyznał Mirosław Łopatka.

Spiker ku pokrzepieniu serc na koniec jednak stwierdził: "Ale za to niedziela będzie dla nas".

Spotkanie rozpocznie się o 12.45, bezpośrednia transmisja w TVP 3.

Kwarty: 15:17, 20:16, 19:22, 21:28

Turów: Mollinari 21 (3), Machowski 20 (4), Young 7, Avlijas 7, Szawarski 2 oraz Czerwonka 4, Łopatka 2, Laksa 0, Lozancić 0, Mordzak 0.

Prokom: Wójcik 14 (1), Jagodnik 14, Masiulis 8, Pacesas 8 (2), Maskoliunas 3 (1) oraz Nemeth 13 (2), Miller 11, Bacik 6, Dylewicz 4, Cirić 2.

Stan rywalizacji (gra się do czterech zwycięstw): 3:0 dla Prokomu, czwarty mecz w niedzielę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.