Rutkowski, Wujec: Dziwny sezon, dziwne wybory

Świetny - ale i dziwny - był zakończony w środę sezon NBA, więc i teraz - w play-off - trudno wskazać faworytów. Już chcieliśmy napisać, że czarnym koniem mogą się okazać Dallas Mavericks, a tu na dzień dobry dostali porządne manto od Rockets. Obierzemy zatem asekurancką ścieżkę i zamiast ryzykować nietrafność prognoz, przyznamy prywatne nagrody na koniec sezonu zasadniczego.

MVP - Shaquille O'Neal (pisaliśmy o tym w zeszłym tygodniu ). NOMINACJA - Steve Nash, on zapewne otrzyma najwięcej głosów od amerykańskich dziennikarzy.

DEBIUTANT ROKU. Mówiło się, że zeszłoroczny draft ma tylko dwie gwiazdy - Emekę Okafora (Charlotte) i Dwighta Howarda (Orlando). Żaden z nich nie zawiódł: Okafor miał nieco lepsze statystyki, Howard pewnie będzie w przyszłości lepszym koszykarzem. Ale najlepszym tegorocznym debiutantem okazał się Ben Gordon, joker drużyny Chicago Bulls. Ze spokojem przyjął decyzję trenera Skilesa, że ma grać z ławki. Dostał bowiem ważniejsze zadanie: miał dla Chicago wygrywać mecze. I w tej roli sprawdził się nadzwyczajnie: ponad 20 razy kończył czwartą kwartę z dwucyfrowym dorobkiem w punktach. Wielokrotnie to jego rzuty decydowały o zwycięstwach Bulls. I Chicago jest w play-off z trzecim wynikiem na Wschodzie. A Okafor i Howard oglądają play-off w telewizji.

NAJLEPSZY REZERWOWY. Ben Gordon. Patrz wyżej.

NAJLEPSZY OBROŃCA. Bruce Bowen z San Antonio. Najlepszym dowodem na to, iż to jemu należy się nagroda, jest skala antypatii, którą wzbudza u zawodników mających nieprzyjemność się z nim mierzyć. Jest więc Bowen brutalem, chamem i prostakiem stosującym nieczyste chwyty. Nie lubi go nikt spoza San Antonio. Dlatego tytuł obrońcy roku otrzyma zapewne dyżurny faworyt w tej kategorii - Ben Wallace z Detroit, który (za wyjątkiem Rona Artesta) wrogów raczej nie ma, jest powszechnie szanowany, no i ma szałową fryzurę.

Największy postęp. Nie jesteśmy fanami tej kategorii, bo NBA nagradza w niej zazwyczaj graczy przeciętnych, którym akurat udało się dobrze wpasować w nową drużynę/nowe okoliczności. Dużo głosów padnie więc na takie asy, jak Bobby Simmons, Anthony Johnson, Luke Ridnour, Primoz Brezec, Dan Dickau czy Joel Przybilla. My przyznajemy równorzędną nagrodę Dwyane'owi Wade'owi i LeBronowi Jamesowi. Rok temu byli dwoma młodzikami zapowiadającymi się na graczy wielkich. Dzisiaj żaden się już nie zapowiada - obaj są wielcy. Ale w oficjalnym typowaniu wygra zapewne ktoś typu Simmons.

PIERWSZA PIĄTKA NBA: Steve Nash, Dwyane Wade, Dirk Nowitzki, Tim Duncan, Shaquille O'Neal.

DRUGA PIĄTKA: Allen Iverson, LeBron James, Tracy McGrady, Kevin Garnett, Amare Stoudemire.

TRZECIA PIĄTKA: Jason Kidd, Gilbert Arenas, Ray Allen, Shawn Marion, Ben Wallace.

PIĄTKA DEBIUTANTÓW: Jameer Nelson, Ben Gordon, Andre Iguodala, Dwight Howard, Emeka Okafor.

TRENER ROKU. Tu nagrodami wypadałoby obdzielić przynajmniej pół tuzina coachów. Dzięki Scottowi Skilesowi z Chicago i Eddiemu Jordanowi z Waszyngtonu Bulls i Wizards po latach niepowodzeń wracają od play-off. Mike Fratello postawił na nogi zdezorientowanych Memphis Grizzlies. Rick Carlisle z Indiany dokonał cudów ze zdziesiątkowanymi przez kontuzje i dyskwalifikacje Pacers. W Seattle Nate McMillan z drużyny, która rok temu grała ogony, uczynił jedną z rewelacji sezonu i trzeci zespół Konferencji Zachodniej. Wreszcie Mike D'Antoni z Phoenix - ryzykując z niską piątką, nie wtrącając się, pozwalając swym podopiecznym biegać i grać na luzie - dokonał prawdziwej rewolucji w NBA.

Faworytami są McMillan i D'Antoni. Naszą prywatną nagrodę dostanie jednak człowiek, który na pewno jej nie otrzyma, bo trenerem był zbyt krótko. George Karl przejmował Denver Nuggets w połowie sezonu po Jeffie Bzdeliku i Michaelu Cooperze. Drużyna była w kompletnej rozsypce, skłócona i zniechęcona. Nie wiemy, jakich czarów użył Karl, ale Nuggets odrodzili się w okamgnieniu i w wielkim stylu (28 zwycięstw, ledwie cztery porażki) awansowali do play-off.

Najlepszy menedżer. Bryan Colangelo z Phoenix. Pat Riley z Miami też się zasłużył, ale Shaqa kupiłby na jego miejscu każdy. Colangelo zasługuje na wyróżnienie za odwagę i dalekowzroczność. Półtora roku temu, kiedy oddawał Stephona Marburego do Nowego Jorku praktycznie za bezcen, wielu go krytykowało. Ale dzięki temu miał pieniądze latem 2004 r. Znów zaryzykował, zatrudniając Steve'a Nasha za kwotę, której nie był skłonny wysupłać nawet znany z rozrzutności poprzedni pracodawca Nasha Mark Cuban. I kto wie - może za dwa miesiące Suns będą zakładać mistrzowskie pierścienie.

Natomiast najgorszym menedżerem NBA jest z pewnością Kobe Bryant.

A w kwestii prognoz na play-off... hmm, stawiamy, że Phoenix wyeliminują Memphis. Inne typy za tydzień.

Kronika towarzyska

Dziennikarze zapytali Charlesa Barkleya, czy chciałby kiedyś zastąpić Davida Sterna na stanowisku komisarza NBA. "Jestem przeciwny pracy. Uważam, że praca jest przeceniana. Nie zamierzam ani teraz, ani w przyszłości podejmować żadnej prawdziwej pracy" - odpowiedział sir Charles.

NBA rozważa wprowadzenie limitu wiekowego. Od przyszłego sezonu w lidze mogliby być zatrudniani tylko 20-latkowie i starsi. W związku z tym najmłodsi gracze ogłosili protest. Dzieci (m.in. JR Smith z Nowego Orleanu i Shaun Livingston z Clippers) protestowały - jak to dzieci - grając w skarpetach naciągniętych po same kolana.

Doug Christie z Orlando zwołał w ubiegłym tygodniu konferencję prasową, żeby ponarzekać na władze klubu. Poinformował, że pomimo obowiązującego kontraktu raczej nie zamierza w przyszłym sezonie wracać do Orlando. A jego agent zademonstrował niedowiarkom, którzy poddawali w wątpliwość kontuzję kostki Christiego... woreczek z fragmentami kości usuniętymi podczas operacji.

Przygoda trenerska Kevina McHale'a (Minnesota) dobiegła końca. "Zwycięstwa mnie wcale nie cieszą, a porażki doprowadzają do szału. Mógłbym podjąć tę pracę z drużyną, która wygra wszystkie 82 mecze. Nawet gdybym prowadził Bulls z bilansem 72-10, byłbym wściekły".

Tako rzecze Shaq

Shaq ostatnio nie rzecze. Skupił się na play-off i pewnie trochę się denerwuje, bo boli go udo, a rywale z New Jersey są na fali.

Niezłe numery

LeBron James został najmłodszym zawodnikiem w historii NBA, który zaliczył 3500 punktów, 1000 zbiórek i 1000 asyst. Potrzebował do tego tylko 158 meczów (szybszy był jedynie Oscar Robertson - 115 meczów). Co z tego, skoro walkę o pierwszy w życiu awans do play-off przegrał z New Jersey.

Bohater tygodnia

Obrońca Cleveland Jeff McInnis. Podczas jednego z ostatnich meczów nie chciał się pogodzić z decyzją trenera i zejść z parkietu. Trenerowi naubliżał. Przesiedział cały mecz niezbyt zainteresowany jego przebiegiem, z ręcznikiem na głowie. Następnie (pewnie z wrażenia) dostał rozstroju żołądka i nie pojechał z Cavs na najważniejszy mecz w sezonie decydujący o awansie do play-off mecz. A dziennikarzom powiedział: "Próbowano mnie sprowokować, ale cały czas zachowywałem się jak prawdziwy profesjonalista".

Złota myśl

"Przydałby nam się Shaq" - Mike Woodson, trener Atlanty, najgorszej drużyny w NBA.