Rutkowski, Wujec: Asterix i Obelix

W rozgrywce o MVP (Najbardziej Wartościowego Gracza NBA) zmierzy się w tym roku dwóch zawodników, którzy nie mogliby być do siebie bardziej niepodobni - Steve Nash i Shaquille O'Neal.

Nikt oprócz rozgrywającego Phoenix i centra Miami nie będzie się liczyć. Na trzecie miejsce może liczyć Dirk Nowitzki z Dallas. Szanse broniącego tytułu Kevina Garnetta przekreśla nieudany sezon Wolves. Tima Duncana - kontuzje. Allena "Lwie Serce" Iversona - niska pozycja 76'ers w tabeli. LeBrona Jamesa - fatalna końcówka Cleveland.

Nash dokonał rzeczy niebywałej. Phoenix Suns (już 61 zwycięstw) będą dopiero czwartą drużyną w historii NBA, która wygra o 30 meczów więcej niż w poprzednim sezonie. Wcześniej przydarzyło się to Boston Celtics w pierwszym sezonie Larry'ego Birda oraz dwukrotnie San Antonio Spurs - po pozyskaniu Davida Robinsona i Tima Duncana. Przed sezonem nikt przy zdrowych zmysłach nie stawiał na Phoenix jako na faworytów ligi. Ba, niektórzy nie widzieli ich nawet w play-off.

31-letni Kanadyjczyk byłby niezwykłym MVP. Słabo broni, niewiele rzuca (15,6 pkt na mecz), nigdy dotąd nie był nawet pretendentem do tego tytułu. By użyć terminologii z konklawe, będzie jednak kandydatem "progresistów", czyli tych, którzy chcieliby w NBA zmian, i to takich, jakie proponują Suns. Koszykówka Nasha to gra szybka, radosna, żywiołowa, której nie sposób nie pokochać.

Jednak z całym szacunkiem dla Nasha dla nas MVP kończącego się sezonu jest Shaquille O'Neal. Między tymi panami jest jedna fundamentalna różnica. O sukcesach Phoenix stanowi cały zespół (Amare Stoudemire, Joe Johnson, Shawn Marion, Quentin Richardson), którego Nash jest wybitnym dyrygentem. O sukcesach Miami stanowi Shaq.

Co przemawia przeciw Shaqowi? Przede wszystkim statystyki. O'Neal rzuca i zbiera mniej niż w niemal każdym sezonie w 13-letniej karierze w NBA. A skoro wówczas nie wygrywał plebiscytów (tylko jedna nagroda MVP w 2000 r.), to czemuż nagradzać go teraz?

Ano temuż, że wartości O'Neala nie można zmierzyć tylko zdobywanymi punktami. Żaden zawodnik w NBA nie ma tak wielkiego wpływu na przebieg każdego spotkania. Żaden nie decyduje w tak wielkim stopniu o wartości swej drużyny.

Widać to nie tylko po wynikach Heat (już 56 zwycięstw, o 14 więcej niż rok temu), ale też Lakers. Zespół z Los Angeles dostał w zamian za Shaqa trzech rasowych graczy. I mimo to jest jednym z outsiderów na Zachodzie. Ledwie 34 zwycięstwa Lakers - to o przeszło 20 mniej niż rok temu.

Shaq zawsze miał u swego boku drugą strzelbę - najpierw Penny'ego Hardawaya, później Kobe Bryanta. Uprawnione były gdybania, jaką rolę w zwycięstwach odgrywa wielki center, a jaką jego pomocnicy, którzy często więcej rzucali, bardziej błyszczeli w końcówkach, nie frustrowali pudłowanymi rzutami wolnymi. I dlatego w głosowaniach na MVP Shaq przegrywał z tymi, którzy nie mieli w swych drużynach rywali: z Duncanem, Garnettem, Iversonem.

Ten sezon jak żaden inny udowadnia, ile naprawdę wart jest Shaquille O'Neal. Udowadnia obserwatorom i kibicom, bo zawodnicy i trenerzy wiedzą to od zawsze. Reporter "Miami Herald" Dan LeBatard odpytał zawodników NBA, z czym można porównać pojedynki z Shaqiem. Oto co odpowiedzieli:

Amare Stoudemire: "To tak, jakby walczyć z murem".

Zach Randolph: "Tak, jakby przepychać się z murem".

Shane Battier: "Tak, jakby próbować przepchnąć mur".

Emeka Okafor: "Wyobraź sobie, że próbujesz przepchnąć dom. Przysuwasz się i pchasz z całej siły. I co? I nic się nie dzieje".

Na tym jednak nie koniec. Po ucieczce z Los Angeles O'Neal stał się najpogodniejszą i najbardziej charyzmatyczną postacią w całej NBA. I nie chodzi tu tylko o żarty i one-linery, ale też o autentyczny talent przywódczy.

Gdy u progu sezonu Shaq mówił, że z Dwyane'em Wade'em nie popełni tych błędów co wobec swych poprzednich "uczniów", można to było uznać za pusty bonmot. Ale faktycznie, przez cały rok O'Neal zachowywał niesłychane wyczucie, wspierając Wade'a, chwaląc, podkreślając jego rolę dla drużyny. I u jego boku Wade z nieopierzonego młokosa przeobraził się w wielką gwiazdę NBA.

O ile darem Michaela Jordana była szaleńcza zawziętość i waleczność - Jordan nigdy i nikomu nie odpuszczał - o tyle darem Shaqa jest poczucie bezpieczeństwa. Nie jest on może tytanem pracy, nie wkłada 100 proc. wysiłku w każdy mecz, a tym bardziej w każdy trening, ale za to na każdym kroku mówi swoim towarzyszom: "Jestem z wami. Chronię was. Będzie dobrze".

I jest.

Kronika towarzyska

Plotki o śmierci skrzydłowego Cleveland Drew Goodena są zdecydowanie przesadzone. W zeszłym tygodniu pojawiła się plotka, że Gooden zginął w wypadku samochodowym. Zawodnik pojawił się na przedmeczowej rozgrzewce, zagrał, rzucił 27 pkt, po czym powiedział: "27 pkt? Nieźle jak na umarlaka".

Paul Shirley, rezerwowy center Phoenix Suns, po meczu z Miami Heat podzielił się ciekawą refleksją w swoim internetowym notatniku: "Przeciętne stężenie sylikonu per capita jest w Miami prawdopodobnie najwyższe w całych Stanach. Taki mecz to fajna sprawa, żeby sprawdzić swoją zdolność koncentracji".

Komisarz NBA David Stern nie ulitował się, dyskwalifikacja Rona Artesta z Indiana Pacers nie została skrócona i Ron nie zagra w play-off. Ale na pewno warto przypomnieć jedną z jego wypowiedzi: "Próbuję myśleć pozytywnie. Jestem fanem pokojowej Nagrody Nobla".

Jason Kidd z New Jersey dementuje plotki, jakoby żona Joumana wyrzuciła go z domu: "Może ludzie mylą moją relację z żoną z moimi stosunkami z Nets".

W 58-letniej historii NBA nigdy nie zdarzyło się, żeby dwaj ubiegłoroczni finaliści jednej z Konferencji w kolejnym sezonie nie awansowali do play-off. Teraz będzie chyba inaczej - Los Angeles Lakers (zeszłoroczni triumfatorzy na zachodzie) już odpadli. Ich rywale w finale 2004 Minnesota Timberwolves awansują tylko, jeśli wygrają wszystkie pozostałe mecze przy jednoczesnych porażkach Memphis Grizzlies.

Przed halą Delta Center w Salt Lake City odsłonięty został pomnik Johna Stocktona. Stockton z pomnika jest półtora raza większy niż prawdziwy.

Bohater tygodnia

Reggie Miller. To dzięki niemu Indiana Pacers zdziesiątkowani przez kontuzje i dyskwalifikacje awansują do play-off. Zawodnicy wygrali osiem z dziesięciu ostatnich meczów, a blisko 40-letni Miller zdobywał w nich średnio po 20 pkt. W końcówce superważnego spotkania z New Jersey zdobył 7 pkt w 22 sekundy. Jak za dawnych lat.

Tako rzecze Shaq

"Niańczenie dzieci, spędzanie czasu z żoną. Kto by tego chciał?" - tak Shaq tłumaczy, dlaczego koszykarze dają z siebie dużo więcej podczas play-off.

Złota myśl

"Hmm, taa, yyy, że tak powiem, trudno powiedzieć, gdyby to, a gdyby tamto, może tak, a może siak. Jeśli gdyby, byłyby grzyby. Jedno, co wiadomo, to że nie wiadomo. To i tamto, no i siamto. Kto wie? Co by było, gdyby było? Całe moje życie to jedno wielkie "co by było, gdyby"" - Matt Bonner z Toronto zapytany, jak potoczyłyby się losy Raptors, gdyby nie sprzedano Vince'a Cartera.

Uwaga - robiliśmy co w naszej mocy, tłumacząc ten cytat, ale wątpimy, by udało nam się w pełni przekazać myśl Bonnera, dlatego cytujemy również oryginał [przyp. red.]: "Uh, yeah, I mean, it's tough to say, woulda, shoulda, coulda, ifs and buts like candy and nuts, you know, you never know. This, that and the other thing. Who knows? You know, there's a lot of what-ifs. You know, my whole life is a lot of what-ifs".

Propozycje lepszych tłumaczeń prosimy przesyłać mailem na: mrpw@gazeta.pl. Najlepszą opublikujemy.