Wisła Płock - Lech Poznań 2:1 (1:1)

Tego meczu ?Kolejorz? wcale nie musiał przegrać.

- Proszę nie szukać sprawiedliwości w piłce nożnej - pocieszaliśmy po meczu trenera Lecha Czesława Michniewicza, który końcowy gwizdek sędziego przyjął w kiepskim nastroju. Trudno się dziwić, Lech przegrał, choć nie zagrał w sposób, który na tę porażkę by go skazywał. Mało tego, rzut oka na tabelę jest teraz dla każdego miłośnika "Kolejorza" wyjątkowo nieprzyjemny. Lech utkwił w strefie barażu, a jego główni konkurenci z Zabrza czy Łęcznej powiększyli swój dorobek. I pomyśleć, że taka paskudna tabela będzie wisieć nad Lechem przez całe święta wielkanocne! Aż do 1 kwietnia i meczu z Pogonią Szczecin. - Ten mecz bezwzględnie będziemy musieli już wygrać - powiada Piotr Reiss, kapitan Lecha, który w Płocku po raz pierwszy od bardzo dawna nie wystąpił w podstawowym składzie.

Była to bardzo odważna decyzja trenera Michniewicza. Przecież miejsce Reissa w wyjściowej jedenastce Lecha było dotąd dogmatem. Kapitan grał zawsze, no, chyba że miał kontuzję. Zmuszony przez dziennikarzy do rachuby Reiss podawał bez wahania: - Po raz ostatni nie było mnie w jedenastce w sierpniu w Moskwie, w meczu z Terekiem. Wtedy miałem jednak kontuzję. A w sytuacji, gdy byłem zdrowy? Za trenera Jakołcewicza w przegranym 1:4 meczu z Dyskobolią. Było to w październiku 2002 r. - recytował z pamięci.

Czyżby wyglądało więc na to, że Lech bez Reissa traci fart? W Płocku trochę go zabrakło, a mecz ten bardzo przypominał zeszłoroczny pojedynek, zakończony niespotykanym wynikiem 4:4. W sobotę też mogło paść wiele bramek.

Pierwszą strzeliła Wisła już na początku meczu. Był to kwadrans, w którym Lech nie miał zupełnie nic do powiedzenia i wydawało się, że jego występ okaże się nieporozumieniem. Dariusz Gęsior pokazał, że może nie jest wielkim pomocnikiem, ale w grze głową zalicza się do polskiej czołówki. Pięknie wykończył podanie Adriana Mierzejewskiego.

Środek Świerczewskiego

Potem "Kolejorza" opanował jednak grę. Udało mu się nawet szybko wyrównać, kiedy to po akcji Marcina Wachowicza poznaniacy mieli rzut wolny z boku pola karnego. Grali z wiatrem, i to silnym, więc grzechem byłoby nie spróbować podkręcić piłkę w stronę bramki. I tak zrobił Damian Nawrocik. Bramkarz obronił, ale przy dobitce czujny był Maciej Scherfchen.

Środkowa linia Lecha nie działała zbyt dobrze, ale i tak lepiej niż w meczu z Amicą. Znów znakomicie spisywał się Piotr Świerczewski. Miał na koncie sporo prób prostopadłych podań, wygrywał zdecydowanie więcej pojedynków z Gęsiorem niż wyższy od niego Scherfchen. Wiele walczył - po meczu dziurki w nosie miał zatkane tamponami powstrzymującymi krew. To pamiątka po starciu z Gęsiorem i wtrącającym swoje trzy grosze do sporu Serbem Mitarem Pekoviciem.

Niewiele brakowało, aby do przynajmniej dwóch podań Świerczewskiego doszedł Krzysztof Gajtkowski. Nie można mieć pretensji do jego szybkości czy ustawiania się na boisku. Tyle że "Gajtek" zbyt rzadko sam walczył o piłkę. W końcu opuścił boisko zastąpiony przez znacznie skuteczniejszego w takiej walce Reissa.

Boisko opuścił też szybko Ariel Jakubowski - były gracz Płocka - choć akurat decyzja o jego wystawieniu na prawej pomocy była dobra. Jakubowski bardzo chciał pokazać się byłym pracodawcom, którzy go nie chcieli. Tym bardziej że biegał akurat pod trybuną honorową, gdzie siedzieli razem prezesi Krzysztof Dmoszyński z Płocka i Radosław Majchrzak z Poznania. Zapewne po którejś z jego akcji rozmawiali o ewentualnym wykupieniu Jakubowskiego z Wisły (na razie jest wypożyczony). Niestety dla Lecha od jego straty zaczęła się akcja Wisły, po której padł pierwszy gol.

Za Jakubowskiego po przerwie wszedł uwielbiany przez poznańskich kibiców Paweł Sasin. Jak zwykle harował aż miło. Wartością dodaną przez niego do meczu były szybkie akcje oskrzydlające, które zastąpiły nieudolne próby wrzucania długich, górnych piłek w pole karne. Lech próbował ich do przerwy i na niewiele się to zdawało. Płocczanie zbierali te piłki bez trudu i zatrzymywali większość akcji "Kolejorza".

"Gajtek" jak kajtek

Różnica fizyczna między poznańskimi napastnikami - Nawrocikiem i Gajtkowskim - a rosłymi obrońcami Wisły Płock była bardzo widoczna. Na dodatek Wisła grała dość uważnie i po stracie piłki przez Lecha potrafiła szybko przejść do ataku i wykorzystać każdą lukę w szeregach "Kolejorza". Tak było w 51. min, gdy na boku boiska znalazł się często włączający się do akcji ofensywnych obrońca Marcin Wasilewski. Wtedy na boisku nie było kontuzjowanego Rafała Lasockiego, więc w obronie zastępował go Wachowicz. Wasilewski chciał dośrodkować, ale wtedy to już Wisła grała z wiatrem. Lechici byli przekonani, że piłka opuści boisko. Ktoś krzyknął nawet "aut!". Tymczasem piłka z ostrego kąta wpadła bramkarzowi Waldemarowi Piątkowi "za kołnierz", do siatki.

Później, między 55. a 76. min Lech zagrał najlepiej w całym meczu - zepchnął Wisłę do rozpaczliwej obrony, zmusił do wybijania piłki bez sensu, miał kilka rzutów rożnych i trzy świetne okazje bramkowe. Gajtkowskiemu brakowało do zdobycia gola tylko przyłożenia nogi do piłki. Z kolei Zbigniew Zakrzewski po podaniu Reissa w 76. min strzelał głową do niemal pustej bramki. Lechici nie mogli uwierzyć, że po tej akcji nie wyrównali.

Wisła podniosła się dopiero po zmianach, jakich dokonał trener Mirosław Jabłoński. Przeprowadziła kilka bardzo groźnych kontr. Mecz nabrał rumieńców i mogło w nim spokojnie paść tyle bramek, by raz jeszcze ułożyć z nich remis 4:4.

Lech nie sprawił sobie w Płocku urodzinowego prezentu. W sobotę poznański klub skończył 83 lata.

Strzelcy bramek

Wisła: Gęsior (5. min, głową po dośrodkowaniu Mierzejewskiego), Wasilewski (51., bez asysty)

Lech: Scherfchen (13., dobitka strzału Nawrocika)

Składy

Wisła: Wierzchowski - Wasilewski Ż, Belada, Peković, Janus - Geworgian (78. Peszko), Romuzga (83. Sobczak), Gęsior, Vujović (58. Dżikija), Mierzejewski - Jeleń

Lech: Piątek - Kuś, Wójcik Ż, Telichowski, Lasocki - Jakubowski Ż (46. Sasin), Scherfchen Ż, Świerczewski, Wachowicz - Nawrocik (72. Zakrzewski), Gajtkowski (65. Reiss)

Widzów 3 tys. (ok. 250 kibiców Lecha)

Sędzia: Zdzisław Bakaluk (Olsztyn)

Powiedzieli po meczu

Czesław Michniewicz

trener Lecha Poznań

Obie połowy zaczęły się tak samo - od szybko straconej przez nas bramki. Szkoda, że ta druga była takim dziwactwem. Nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji podbramkowych. W końcówce zdecydowaliśmy się już na spore ryzyko i kontry Wisły mogły skończyć się kolejnym golem. Piotra Reissa posadziłem na ławce, bo mam w kadrze 18 graczy i każdy może zagrać. A wielu piłkarzy było zmęczonych po ciężkim, środowym meczu z Amicą.

Mirosław Jabłoński

trener Wisły Płock

Mimo złych warunków mecz był dobry i nie brakowało w nim sytuacji. Całe szczęście, że wygraliśmy. Zmiany, których dokonałem, miały na celu uporządkować grę. Za głęboko się cofaliśmy i nie mogliśmy utrzymać piłki w środku pola, za dużo piłek tracił Vujović. Groziło to stratą gola na 2:2.

Piotr Reiss

napastnik Lecha

Ze mną chcecie rozmawiać? Przecież ja nie grałem! (po chwili) Przyjąłem to normalnie. Trener ogłosił skład, mnie w nim nie było. Nie dopisała nam w Płocku pogoda. Wiatr decydował o przebiegu zdarzeń. On pomógł Wiśle przy bramce. A mogliśmy ją ograć, mogły być punkty i spokojne święta. Teraz czekają nas dwa tygodnie nerwów i mecz z Pogonią, który koniecznie trzeba wygrać.

Waldemar Piątek

bramkarz Lecha

Nic nie mogłem zrobić przy bramce 2:1. Absolutny fuks Wisły. Piłka skręciła - nie mogłem tego przewidzieć.

Zbigniew Zakrzewski

pomocnik Lecha

Rozmawiałem z trenerem i zgodziliśmy się, że w sytuacji bramkowej [w 76. min - przyp. red.] zrobiłem wszystko jak należy. Gdybym uderzał w krótki róg, Wierzchowski na pewno obroniłby bez problemu. Starałem się go zaskoczyć strzałem w stronę dalszego słupka, ale świetnie zareagował i zatrzymał piłkę. Uważam, że graliśmy lepiej niż z Amicą, ważne, że stwarzamy sobie sytuacje. Po meczu w tunelu "Wasyl" [Wasilewski - przyp. red.] śmiał się ze swojego gola. Mówił, że chciał dośrodkowywać, ale tak wyszło, że piłka wpadła do siatki.

Maciej Scherfchen

pomocnik Lecha

Uważam, że wcale nie byliśmy gorszym zespołem. Myślałem, że to déja vu, bo przed rokiem też straciliśmy tu gola po strzale spod linii autowej. To był mój trzeci gol w ekstraklasie, ale gram jako defensywny pomocnik, a na tej pozycji trudno o bramki. Cóż, nie jestem Frankiem Lampardem z Chelsea. Postaram się trafiać do bramki częściej niż raz na dwa lata.

Kiedy Argentyńczyk Matias Favano zagra w lidze?

W obu wiosennych meczach Lecha po 90 min rozegrał Piotr Świerczewski. Maciej Scherfchen wystąpił w całym meczu w Płocku, a w środę z Amicą zszedł z boiska z powodu choroby. Dlaczego trener Michniewicz nie korzysta z trzeciego defensywnego pomocnika Matiasa Favano? Okazuje się, że problemem w jego przypadku są kłopoty z porozumiewaniem się. Argentyńczyk słabo zna angielski i nie rozumie, co przekazuje mu w tym języku asystent Michniewicza Rafał Ulatowski. - Matias ma już nauczyciela polskiego i chcemy, żeby jak najszybciej poznał nasz język. Zmuszamy go też, by jak najczęściej i jak najwięcej mówił po polsku - tłumaczy menedżer Lecha Przemysław Erdman. - Jest rzeczywiście problem językowy, a szkoda, bo Matias ma spore umiejętności - mówi Michniewicz.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.