Hakuba, 1 marca 2005 r., olimpijska trasa biegowa. Ireneusz Pupiec, chłopiec z zespołem Downa z Polski, zdobywa brązowy medal w wyścigu narciarskim na 100 m. W tej klasie sprawności startowało ich czterech, a Irek po heroicznej walce zdołał wyprzedzić tylko kolegę z reprezentacji Polski, który dwa razy upadł na trasie. Za metą Pupiec promieniał jednak z uniesionymi rękami. - Wygrałem, minąłem Ruska, Białoruska, Niemca i Czecha. Na początku dałem im fory, a potem wszystkich prześcignąłem - opowiadał.
W Olimpiadach Specjalnych, gdzie rywalizują sportowcy z upośledzeniem umysłowym, dystansy sprinterskie 50 i 100 m zarezerwowane są dla tych, którzy z przezwyciężeniem swoich ograniczeń mają największe kłopoty. W wyścigu dziewcząt Ukrainka i Japonka tak bardzo zaangażowały się w walkę, że nie pozwoliły się zatrzymać wolontariuszom nawet za metą. Końcem pojedynku nie była dla nich jakaś tam kreska narysowana na śniegu, ale drewniana barierka. Kilkanaście minut później podczas dekoracji medalistów dziewczynie z Ukrainy długo trzeba było tłumaczyć, że jej miejsce jest na drugim stopniu podium. Stała na najwyższym, nieczuła na błagania japońskich wolontariuszy, i dopiero trenerowi udało się ją przekonać.
Były momenty zabawne, były podniosłe i wzruszające jak start w slalomie specjalnym Lucasa Fosera z Liechtensteinu. Lucas jest upośledzony umysłowo, głuchy i niewidomy. Na stoku jego przewodnikiem był ojciec, a gdy mknęli między tyczkami połączeni liną, setki kibiców wokół olimpijskiej trasy w Shiga Kogen wstrzymało oddech. To pewnie takich sportowców jak Lucas miał na myśli były szef MKOl Juan Antonio Samaranch, mówiąc, że Special Olympics to ostatnie miejsce, gdzie idea sportu zachowała pierwotną czystość.
Czy można wyobrazić sobie ludzi upośledzonych umysłowo w stopniu głębokim, którzy skaczą lub kręcą piruety na łyżwach? Trzeba było widzieć Chińczyka Chuan Chang China czy dziewczynę z Hongkongu Yuk Ling Lau. Ich programy to były niepowtarzalne przykłady triumfu człowieka nad własną ułomnością. Na zdrowy rozum ci ludzie nie powinni nawet założyć łyżew. Co innego 51-letnia Loretta Claiborne. Ona była gwiazdą w olimpijskiej hali Big Hat w Nagano z innego powodu. Amerykanka jest jedną z ikon Olimpiad Specjalnych, tzw. Global Messanger. Niedawno w Hollywood nakręcono o jej życiu film fabularny ("Loretta Claiborne Story"). Jest autorką słynnego powiedzenia: "Jestem upośledzona trzykrotnie: jako kobieta, jako czarna i jako niepełnosprawna umysłowo". Jest jedyną osobą upośledzoną intelektualnie, która otrzymała doktorat honoris causa. Biega maraton, ale uprawia też dziesięć innych dyscyplin, w tym od dwóch lat łyżwiarstwo figurowe.
- Jako mała dziewczynka zawsze bawiłam się sama, bo inne dzieci, gdy zorientowały się, jaka jestem, uciekały ode mnie. Kiedy w moje życie weszły Special Olympics, wszystko się zmieniło. Mam pasję - sport. I przyjaciół na całym świecie - opowiadała w Nagano inna Global Messanger, ciemnoskóra Amerykanka Jennifer Polk.
W 1946 r. Joseph P. Kennedy założył Fundację na rzecz Profilaktyki Niedorozwojów i Polepszenia Kontaktów z Niedorozwiniętymi. Problem dotknął go bezpośrednio - siostra była upośledzona umysłowo. 22 lata później córka Kennedy'ego Eunice wymyśliła, by dla rehabilitacji upośledzonych umysłowo posłużyć się sportem. Stworzyła Special Olympics, sportowe igrzyska dla osób upośledzonych. Na pierwszych zawodach w Chicago wystartowało tysiąc sportowców z ilorazem inteligencji nie przekraczającym 76 pkt. Wtedy też powstał system równych szans. Aby walka była sprawiedliwa, dzieli się zawodników na grupy o podobnym stopniu sprawności fizycznej. O medale rywalizuje się w tych właśnie grupach. W Special Olympics medale dostają wszyscy, ale jednak większość zawodników odróżnia złoty, srebrny albo brązowy krążek od plakietki za dalsze miejsca.
Eunice Kennedy-Shriver wciągnęła do ruchu milionerów, prezydentów, królów, aktorów (Arnold Schwarzenegger, Don Johnson) i sportowców (Florence Griffith-Joyner, Magic Johnson). W 1983 r. przysłała do Polski zaproszenie na VI Igrzyska Światowe w Baton Rouge w Luizjanie. Wysłano na nie czterech upośledzonych sportowców z Polski, a na ceremonii otwarcia na Tiger Stadium na ich cześć wiwatowało 60 tys. ludzi. Zawody otwierał senator Edward Kennedy, brat Eunice, a specjalnym zawodnikom towarzyszyli politycy, aktorzy, sportowcy. Polakami opiekował się Schwarzenegger. Już wtedy w imprezie wystartowało aż 4300 zawodników z 51 państw.
Dziś Olimpiady Specjalne w USA to ruch gigantyczny. Na otwarciu Światowych Igrzysk w New Haven (1995) było 70 tys. widzów. Helikopter przywiózł na stadion prezydenta Billa Clintona. Wtedy, w amerykańskiej prasie, znalazłem artykuł, w którym inne organizacje zrzeszające sportowców niepełnosprawnych żaliły się, iż Special Olympics są taką potęgą, że odbierają im wszystkich sponsorów.
Co roku w Białym Domu odbywa się tradycyjna kolacja prezydenta USA z szefami Special Olympics i upośledzonymi sportowcami mającymi - jak Loretta Claiborne - tytuł Global Messanger. Jest ich 12 - po dwóch z każdego kontynentu (ich kadencja trwa dwa lata). W tym czasie objeżdżają świat, opowiadając, ile zmieniły w ich życiu Olimpiady Specjalne. Niedawno swoją kadencję Global Messangera zakończył Polak Michał Bojarski. Kiedyś był na takiej tradycyjnej kolacji w Białym Domu i to wtedy ówczesny prezydent Clinton stwierdził, iż Special Olympics to najlepszy produkt reklamowy, jaki kiedykolwiek powstał w USA.
Ideą ruchu jest rehabilitacja ludzi z upośledzeniem umysłowym przez sport, prowadzenie z nimi stałych zajęć, treningów pozwalających przezwyciężać ograniczenia. Ruch zrzesza dziś 1,5 mln sportowców, a niedługo ma być ich 2 mln. Eunice Kennedy Shriver do dziś jest prezesem honorowym, a dyrektorem generalnym jej syn Timothy Shriver. Zięć - Arnold Schwarzenegger - wiele lat działał w zarządzie OS.
Dwa lata temu Amerykanie pozwolili, by igrzyska specjalne opuściły USA. Letnia olimpiada specjalna w Irlandii była sukcesem i przyniosła nienotowany dotąd dochód - 4 mln euro. Zakończone niedawno VIII Zimowe Igrzyska Specjalne w Nagano były pierwszymi w Azji. Pomysł okazał się nadzwyczajny. - Japonia to dobre miejsce na igrzyska, bo Japończycy otworzyli przed nami swoje serca - słowa Claiborne dobrze oddawały atmosferę igrzysk w Nagano. Do obsługi zawodów zgłosiło się 11 tys. wolontariuszy, kilka razy więcej niż trzeba, ale slogan "Let's celebrate together" stał się faktem. Trybuny, hale, stadiony wypełnione były nawet dzieciakami w wieku przedszkolnym, które pobierały pierwsze lekcje kibicowania i tolerancji dla upośledzonych.
W USA powstał specjalny program: "Get Into It". Olimpiady Specjalne finansują wydawanie książeczek i filmów już dla zupełnie małych dzieci, tłumacząc im wszystko na temat upośledzonych umysłowo. - Chodzi o to, by integracja dokonywała się już w najmłodszym wieku, wtedy jest o nią najłatwiej - mówi Mariusz Damentko, dyrektor sportowy Olimpiad Specjalnych w Europie i Eurazji. - Ten program wprowadzany jest w wielu krajach, także w Polsce, a ostatnio widziałem nawet te książki przetłumaczone na rumuński.
W Nagano wystartowało 35 sportowców z Polski. Komitet Special Olympics w Polsce powstał w lutym 1985 r. Jej szefem został Jerzy Tyczyński, ojciec upośledzonego dziecka. Kilka miesięcy później, kiedy w Dublinie organizowano pierwsze europejskie igrzyska specjalne, do udziału w komitecie honorowym zaproszono przewodniczącego Rady Państwa Henryka Jabłońskiego. Jabłoński odmówił przyjazdu, nie wysłano też polskich dzieci.
W 1987 r. zorganizowano pierwsze krajowe igrzyska dla ludzi upośledzonych umysłowo. Znicz zapalała upośledzona dziewczynka w asyście Ireny Szewińskiej. Ówczesne władze odmówiły wizy senatorowi Kennedy'emu. Eunice Kennedy-Shriver przyjechała jednak do Warszawy na drugie ogólnopolskie igrzyska i została odznaczona Orderem Uśmiechu.
Dziś polski program Olimpiad Specjalnych jest jednym z najlepszych w Europie. Ma pierwszy stopień akredytacji. Niedawno była nawet wielka szansa, by za cztery lata igrzyska specjalne odbyły się w Krakowie i Zakopanem. Amerykanie byli zdecydowani dać igrzyska Polakom, gdyby tylko spełnili wymogi formalne. Ale szefowie Special Olympics w Polsce natknęli się na mur nie do przebycia. Impreza wymagała gwarancji rządowych, tymczasem ani MENiS, ani PKOl, ani polski biznes nie udzieliły wsparcia. Zbigniew Niemczycki, mąż prezes Olimpiad Specjalnych w Polsce Katarzyny Frank-Niemczyckiej, lobbował wśród polskich biznesmenów. Bez efektu. Igrzyska odbędą się więc w Sarajewie. Tam ani rząd, ani władze sportowe nie miały wątpliwości.
Zdzisławę i Michała Dzierzbickich poznałem w 1993 r. Ich córka Ela - dziewczyna z zespołem Downa - miała wtedy 29 lat. Po skończeniu szkoły życia pracowała w zakładzie pracy chronionej. Pani Zdzisława, absolwentka AWF i nauczycielka wychowania fizycznego, sama zauważyła, że sport sprawia jej córce wielką radość. Olimpiady Specjalne wydały się jej doskonałe dla Eli. Zaczęła startować w biegach, w pływaniu. - Sama jako zawodniczka nigdy nie byłam tak dobra, by wystąpić w igrzyskach - opowiadała wtedy Zdzisława Dzierzbicka. Ale pojechała na olimpiadę dzięki Eli. W 1991 r. były na Igrzyskach Specjalnych w Minneapolis, gdzie na otwarciu witało ich 70 tys. ludzi i prezydent George Bush.
Gosia, druga córka Zdzisławy i Michała, urodziła się sześć lat po Eli. Dziewczynki wychowywały się razem i dla Eli to był dodatkowy bodziec, by biegać, pływać albo grać w koszykówkę. Okazało się jednak, że i starsza z sióstr miała duży wpływ na życie młodszej. Gdy Ela trafiła do Olimpiad Specjalnych jako zawodniczka, Gosia została wolontariuszem, trenerem, a dziś dyrektorem sportowym. W Nagano Ela nie startowała, ale Małgorzata była szefem polskiej ekipy. - Rodzicom udało się wreszcie spełnić swoje marzenie - opowiadała. Kilkanaście lat temu, z innymi rodzicami, stworzyli fundację Pomocna Dłoń, by - jak mówili - "zapewnić naszym dzieciom godne życie, kiedy nas nie będzie". Niedawno powstał dom, gdzie Ela i inni upośledzeni umysłowo żyją samodzielnie i w granicach możliwości decydują o swoim losie.