- W tym meczu było chyba wszystko oprócz wsadów do kosza. To wspaniałe spotkanie dla publiczności - wyznał po meczu trener Polonii Warszawa Wojciech Kamiński. Kibice na pewno nie mogli narzekać na poziom tego pojedynku. Nie brakowało w nim efektownych podań, niesamowitych celnych rzutów z dystansu oraz niespodziewanych zwrotów akcji. Niedosyt dla fanów Turowa to wynik.
Szkoleniowiec Polonii mógł z kolei odetchnąć. Jego zespół wygrał spotkanie, choć jeszcze pięć minut przed końcem niewiele na to wskazywało. Wówczas bowiem Turów po celnych rzutach wolnych Chrisa Younga prowadził 79:75, a goście grali już bez dwóch najwyższych zawodników Leszka Karwowskiego i Otisa Hilla. Trener Polonii wystawił do gry piątkę (Jeff Norgaard, Eric Elliott, Krzysztof Roszyk, Łukasz Koszarek oraz Eric Taylor), w której nikt nie mierzył ponad 200 centymetrów wzrostu! Wydawało się, że Turów wykorzysta tę przewagę, tym bardziej że na parkiecie byli wysocy Charles Bennett oraz Chris Young. Był również rozgrywający świetny mecz Yann Mollinari, który nieraz już udowodnił, że potrafi znakomicie współpracować z graczami podkoszowymi, a także sam kończyć akcje.
Niestety, w końcówce spotkania coś się zacięło w grze Turowa. Przede wszystkim zaciął się Mollinari, który już nie trafiał, a jak podawał piłkę do wysokich, to najczęściej kończyło się to stratą.
- W jakiś dziwny sposób piłka wypadała z rąk. Nie wiem, jak to tłumaczyć, ale w ostatnich minutach byliśmy nieskuteczni, i to zadecydowało o porażce - mówił po meczu trener Turowa Mariusz Karol.
Takich zmartwień nie miał w końcówce meczu szkoleniowiec Polonii, bo w składzie jego zespołu byli Eric Elliott oraz Jeff Nordgaard. To właśnie Amerykanom z polskim paszportem, którzy trafili 9 z 11 rzutów z dystansu, goście zawdzięczają zwycięstwo. Elliott znakomicie prowadził grę (9 asyst), a także był niezwykle skuteczny. Nordgaard świetnie zagrał po przerwie, gdy zdobył aż 19 z 21 swoich punktów. Był nie do zatrzymania. Trafiał jak chciał i skąd chciał. Nieważne, czy rzucał tuż zza linii 6,25 centymetrów, czy też z ósmego metra, trafiał nawet przez ręce obrońców. Jego celna "trójka" na minutę przed końcem meczu zwiększyła przewagę Polonii do siedmiu punktów 91:84. Turów o zwycięstwie mógł już wtedy zapomnieć.
Wcześniej wydawało się, że zgorzeleccy koszykarze najwięcej kłopotów będą mieć z powstrzymaniem Otisa Hilla. Po siedmiu minutach pilnujący go Chris Young miał na koncie już trzy faule i trener Mariusz Karol zdjął go z boiska. Wystawił na parkiet Chorwata Jure Lozancicia, a ten popisał się nie lada wyczynem - w ciągu 9 minut nie zdołał oddać ani jednego rzutu z gry, za to popełnił aż pięć strat i zszedł z parkietu za pięć przewinień... To chyba jakiś rekord świata.
Nic dziwnego, że do przerwy koszykarze Polonii utrzymywali kilkupunktową (najwyżej 12) przewagę. Gospodarze odrobili straty, głównie dzięki świetnej grze Yanna Mollinariego, tuż po przerwie i od tego momentu trwała już emocjonująca walka kosz za kosz. I gdy wydawało się, że zawodnicy Turowa w końcu opanowali sytuację, całkowitą kontrolę nad meczem przejęła Polonia.
- Czasem takie porażki jak ta dobrze robią, bo można z nich wyciągnąć wnioski. Mam nadzieję, że tak będzie i teraz - mówił Karol.
Jego zespół czekają jednak trzy kolejne ciężkie mecze - z Anwilem Włocławek, Prokomem Sopot (u siebie) oraz Czarnymi Słupsk (na wyjeździe). Turów zachował teoretyczne szanse na trzecie miejsce przed play off, ale przede wszystkim powinien się martwić o to, aby nie spaść z czwartego.
Turów: Mollinari 21 (2), Machowski 12 (4), Szawarski 8, Zabłocki 5 (1), Young 14 oraz Bennett 12, Avlijas 12 (2), Czerwonka 3 (1), Laksa 0, Lozancić 0.
Polonia: Koszarek 11 (1), Elliott 21 (4), Nordgaard 21 (5), Taylor 3, Hill 13 oraz Karwowski 14 (2), Roszyk 8, Zonbergs 6, Miłoszewski 0.