Edek Bidzinski poprowadzi Ruch do zwycięstw w II lidze

Edward Stanford, 20-letni Anglik, ma poprowadzić Ruch Chorzów do zwycięstw w drugiej lidze. Blondwłosy pomocnik zapewnia, że tak przyjaznych ludzi jak na Śląsku jeszcze w życiu nie spotkał.

Edward Stanford, 20-letni blondwłosy pomocnik, zapewnia, że tak przyjaznych ludzi jak na Śląsku jeszcze w życiu nie spotkał. - Nigdy nie byłem wcześniej w tym rejonie Polski. Czuje się świetnie, ludzie się do mnie uśmiechają - opowiada.

Koledzy z drużyny, którzy nie mówią po angielsku, żartują, że to świetny gość, ale ciężko się z nim dogadać. - Do Eddiego trzeba mówić w y r a ź n i e i p o w o l i - śmieją się.

Z wypiekami na policzkach

Rodzina Stanforda pochodzi ze Lwowa. Dziadkowie wyjechali z Polski w czasie wojennej zawieruchy. Ojciec Eddiego, Marcin Bidzinski, urodził się już w Szkocji. W latach 80. na krótko wrócił do kraju. Mieszkał w Sieradzu, był trenerem miejscowej Warty oraz WKS-u Wieluń.

Potem jednak znowu zatęsknił za Wyspami i postanowił tam wrócić. Wtedy też zmienił rodowe nazwisko Bidzinski na typowo angielskie Stanford. W jednym z wywiadów Edward tłumaczył decyzję ojca. - Wyspiarze są pełni uprzedzeń do imigrantów, dokuczliwi albo nawet wredni. Ojciec się ożenił i rodzice zamieszkali w Blackburn. Właśnie tam się urodziłem już jako prawdziwy Anglik - Edward Stanford - wyjaśnił.

Eddy uczył się kopać piłkę w miejscowym Blackburn Rovers. Zespół z miasta, które słynie z przemysłu bawełnianego, był wtedy czołową drużyną na Wyspach. Mały Eddy z wypiekami na policzkach obserwował grę i treningi Alana Shearera i Chrisa Suttona, którzy grali wtedy w ataku Rovers.

W 1995 roku, gdy Blackburn wywalczyli mistrzostwo Anglii, pierwszy raz usłyszał o Legii Warszawa, która przyjechała na stadion Ewood Park na mecz Ligi Mistrzów. Stanford był pod wrażeniem gry drużyny z Polski, która zremisowała 0:0.

Najładniejsze w Europie

To ojciec Stanforda zamarzył sobie, żeby jego syn wrócił do kraju dziadków i grał w polskiej lidze. On dobrze zna się na piłce, jest członkiem Angielskiej Federacji Piłki Nożnej, wydał nawet podręcznik szkoleniowca "Soccer Coaching Handbook". Z pomocą Grzegorza Bednarza, agenta piłkarskiego, skontaktował się z Dariuszem Kubickim, ówczesnym trenerem Legii, a ten zaprosił go na testy do Warszawy.

Po przyjedzie do stolicy Eddy szybko stał się ulubieńcem kibiców Legii, którzy z powodu niskiego wzrostu i świetnej gry lewą nogą okrzyknęli go "naszym Roberto Carlosem".

Stanford podpisał pięcioletni kontrakt, ale nie przebił się do podstawowego składu - najczęściej grał w czwartoligowych rezerwach. W rundzie jesiennej w barwach Legii Stanford wystąpił w trzech spotkaniach w ramach rozgrywek o Puchar Polski. W ekstraklasie zagrał w derbowym spotkaniu z Polonią.

Wielkim zwolennikiem jego talentu jest Krzysztof Ziętek, dyrektor chorzowskiego klubu. To właśnie on pilotował jego transfer do Ruchu. - Jest nieustępliwy, potrafi dokładnie podać, strzelić z rzutu wolnego... Bramkarze innych klubów nie będą go lubić - zachwala dyrektor.

Stanford przyjechał na Śląsk ze swoją dziewczyną - czarnowłosą Mają. O polskich kobietach mówi, że są najpiękniejsze w Europie. Maja i Edward zamieszkali razem w jednym z chorzowskich hoteli.

- Mam nadzieję, że po powrocie ze zgrupowania w Turcji przeniesiemy się już do naszego nowego mieszkania - wzdycha Maja. Eddy zapewnia, że tak przyjaznych ludzi jak na Śląsku jeszcze w życiu nie spotkał. - Nigdy nie byłem wcześniej w tym rejonie Polski. Czuje się tu świetnie - opowiada.

Stanford nie traktuje pobytu w Chorzowie jak zesłania, chociaż nie ukrywa, że cały czas liczy na grę w Legii. - Będę dawał z siebie wszystko, by poprowadzić Ruch do zwycięstw. Nie wiem, ile czasu spędzę w Chorzowie, pół roku, rok? Na pewno jednak przez cały ten czas Ruch będzie najważniejszy. Potem chciałbym wrócić do Warszawy - mówi.

Edward Stanford

Urodzony 4 lutego 1985 roku. Kluby: Blackburn Rovers, Coventry City FC, Tamworth FC, Legia Warszawa, Ruch Chorzów.