Victoria Rawwa, siatkarska gwiazda Cannes, dla "Gazety": Jeszcze rok gry, potem chcę mieć dziecko

Mam polskie korzenie i bardzo lubię wasz kraj. Ale odpuścić bielskim siatkarkom nie mogę - mówi "Gazecie" Victoria Rawwa, liderka zespołu RC Cannes.

Na drodze bielszczanom stoi Racing Club de Paris, jeden z najlepszych siatkarskich kobiecych klubów świata. 30-letnia Ravva, jedna z najlepszych siatkarek kontynentu, ma w tym klubie status prawdziwej gwiazdy. Ma na koncie tytuły MVP prestiżowych turniejów i dziesiątki rozmaitych pucharów i wyróżnień. Ravva jest również uważana za jedną z najpiękniejszych zawodniczek na europejskich parkietach. Wczoraj chętnie zgodziła się na rozmowę z "Gazetą".

Piotr Płatek: Awans do fazy pucharowej macie już zapewniony. Będziecie zatem robić kłopoty bielszczankom, dla których to wyjątkowo ważny mecz?

Victoria Rawwa: Faktycznie, sukces w tym meczu kwalifikacji nie jest nam potrzebny. Jednak naszemu klubowi bardzo zależy na swoim znakomity image'u. Dlatego w każdym meczu naszym celem jest zwycięstwo.

Gracie z BKS-em już po raz czwarty w ciągu kilkunastu miesięcy. Jak Pani ocenia mistrzynie Polski?

- Bielszczanki to ciekawa i dobra drużyna. Słabo zaczęły tegoroczne rozgrywki i potem musiały gonić. Ale są blisko i byłoby przykre, gdyby im się nie udało wywalczyć awansu.

Choć Pani ojczyzną jest Gruzja, we Francji zadomowiła się Pani na dobre. Mieszka Pani w Cannes, ma Pani francuski paszport i ustatkowane tam życie.

- Na Lazurowym Wybrzeżu mieszka się świetnie. Mam swój dom, kupiłam też meksykańską restaurację o nazwie Soleado, którą prowadzę wspólnie z naszym trenerem. Niewykluczone, że wkrótce zmienię nieco menu z meksykańskiego na... gruzińskie. Gruzja jest dla mnie bardzo ważna. Urodziłam się w Tbilisi i bardzo miło wspominam dzieciństwo. Mój tata miał lunapark, więc najmłodsze lata nieźle się wybawiłam. Mój mąż Aleksander Joszwili też pochodzi z Tbilisi. Znamy się 21 lat, razem chodziliśmy do szkoły. Teraz jest atakującym pierwszoligowego zespołu siatkarzy z Nicei. W Gruzji bywam teraz przynajmniej raz do roku, choć coraz mniej krewnych tam już mieszka.

Ściąga ich Pani do swojego Cannes?

- Niestety, są znacznie dalej. Tata, mama i siostra przeprowadzili się niedawno na... Islandię. Tam bowiem gra od lat mąż siostry, który jest szczypiornistą. Po za tym spora część mojej rodziny mieszka w Ameryce...

Ród rozrzucony po całym świecie. Pewnie i polskie korzenie się znajdą...

- Rzecz jasna. Część rodziny ojca i mamy mieszkała właśnie w Polsce. Ojciec taty pochodzi z Krakowa, zaś tata mojej mamy gdzieś spod Olsztyna. W moich żyłach zatem płynie nieco polskiej krwi.

To może jednak pomoże Pani bielszczankom?

- Tylko wtedy, jeśli trener nie wystawił mnie do gry (śmiech). Wszystko zatem zależy od naszego szkoleniowca.

Jak to się stało, że trafiła Pani do siatkówki?

- Kiedy miałam siedem lat, zaczęłam uprawiać tę dyscyplinę. Chyba nie miałam wyjścia, bo w mojej rodzinie grali w siatkę prawie wszyscy - tata, mama i siostra.

Jak Pni znajduje jeszcze czas na karierę modelki?

- Ciężko to nazwać karierą, po prostu jak mam czas, to występuję w sesjach fotograficznych dla różnych magazynów, pokazuję się też w reklamach, zwłaszcza Adidasa, z którym mam podpisany kontrakt.

Powoli myśli Pani o zakończeniu kariery?

- Mam jeszcze rok kontraktu z Cannes. Potem chciałabym bardziej skupić się na rodzinie. Chcę mieć dziecko. Jeśli potem zdrowie pozwoli, to wrócę na boisko. Po skończeniu kariery może będę menedżerem bądź jakimś sportowym organizatorem. W trenerce raczej się nie widzę.

Powiadają, że jest Pani najpiękniejszą siatkarką w Europie. Kto Pani zdaniem zasługuje na to miano?

- Hmmm, ale trudne pytanie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. W siatkówce nie brakuje pięknych dziewczyn, jednym podobają się wysokie blondynki, innym czarnowłose. Kwestia gustu...

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.