"Co z was za głupki są, kto wam pozwolił pisać, obejrzyjcie jeszcze raz film (wygląda, że w ogóle tego nie robiliście) i napiszcie obiektywnie. Żal mi was". "Co się z wami dzieje, chłopaki, w tym sezonie co artykuł, to gorzej..." - to niektóre opinie do naszego felietonu o bijatyce na meczu Detroit - Indiana. Na szczęście w internecie nie da się w nikogo rzucić kubkiem.
Całe NBA żyje wciąż rozróbą w Detroit. Posypały się kary - główny bohater zamieszania Ron Artest nie zagra do końca sezonu. Amerykańskie stacje telewizyjne powtarzają po wielokroć najbardziej smakowite fragmenty bijatyki. Część komentatorów, trzęsąc się z oburzenia, rozważa, jak mogło dojść do takiego upadku obyczajów. Inni opowiadają, jak wrażliwym, oryginalnym i niezrozumianym człowiekiem jest Artest. Uczestnicy bójki lansują się w talk-show, kto może, zabiera głos "w sprawie". Jednym słowem karnawał.
Ale wróćmy do tekstu, za który zebraliśmy na forum Gazeta.pl takie baty. Zarzuty są dwa. Pierwszy - o błędy i nieścisłości ("Wallace chwycił Artesta za twarz, a nie uderzył go w pierś"; "Jakie trafienie krzesłem w O'Neala? Leciało w jego kierunku, zatrzymało się na ramieniu kogoś w bezpośredniej jego bliskości"), częściowo słuszny. Choć nie wydaje nam się, by to, czy np. kubek uderzył Artesta w pierś, bark czy szyję, było jakoś fundamentalnie istotne.
Drugi zarzut - o stronniczość. Przecież sytuacja była znacznie bardziej skomplikowana i nie wolno - jak my - obwiniać Artesta. Bo gdyby Ben Wallace go nie zaatakował, bo gdyby kibice zachowywali się przyzwoicie, do niczego by nie doszło. Cytaty:
"Całą sytuację sprowokował Ben Wallace (...) Nie usprawiedliwiam wbiegania w trybuny i uderzania niczyją głową w krzesło, ale przydałoby się trochę obiektywności".
"Niewielu jest ludzi, którzy nie zareagowaliby w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się Artest. Wyobraźcie sobie, że to w Was ktoś rzuca butelką/kubkiem z browarem... Nie bylibyście usprawiedliwieni, gdybyście chcieli mu przylać? Że niby Artest jest koszykarzem i powinien się powstrzymać? Taaaa... jasne... łatwo wymagać od innych... Jakbyście mieli ponad dwa metry wzrostu, wyciskali na klatę ze 160 kg i trenowali kiedyś boks, i jakby was jakiś żałosny koleś oblał piwem, tobyście go pewnie jeszcze przeprosili..."
Cóż. Ron Artest, duchowy spadkobierca Dennisa Rodmana, to jeden z naszych ulubieńców w NBA. Ale podtrzymujemy: gdyby nie jego nienormalna, wariacka szarża w trybuny, do rozróby by nie doszło. Nic, co zdarzyło się wcześniej - ani wściekły atak Wallace'a, ani nawet skandaliczne zachowanie kibica - nie usprawiedliwia postępku Artesta.
Atmosfera na meczach NBA nie zawsze jest sielankowa. Zawodnicy drużyny przyjezdnej są obrzucani najróżniejszymi obelgami, wyszydzani. Czasem nawet ktoś rzuci w nich popcornem czy obleje wodą. To ciągle nie powód, by rzucać się na kibiców. Artest nie jest jedynym, którego spotyka taka reakcja. Jest tylko jedynym, który nie potrafił zapanować nad emocjami. Czy podobnie postąpiłby Tim Duncan? Grant Hill, Shaquille O'Neal, Kevin Garnett, Karl Malone, Kobe Bryant? Nie wyobrażamy tego sobie.
Dlatego też kary dla uczestników rozróby, w tym rekordową sankcję dla Artesta, uważamy za sprawiedliwe. Nie jesteśmy natomiast w stanie pojąć, dlaczego właścicielom i kibicom Detroit Pistons wszystko uszło na sucho.
Nie chodzi nawet o tego głupka, który rzucił kubkiem w Artesta, ale o to, co zdarzyło się później. Kibice biorący czynny udział w bijatyce - jak ów opasły dresiarz, który okładał pięściami Freda Jonesa z Indiany. Kibice obrzucający i oblewający czym popadnie biegnących do szatni zawodników i oficjeli Pacers.
Tymczasem z punktu widzenia NBA wszystko jest OK. Może kilku agresywnych kiboli dostanie zakaz wstępu na mecze. A według nas powinno być tak jak w europejskiej piłce. Kary finansowe dla Pistons; mecze przed pustymi trybunami albo na boisku rywali. I okresowy zakaz sprzedaży alkoholu.
Czemu NBA się na to nie zdecydowała? Pewnie chodzi o kasę. Puste trybuny to kiepska reklama. Kibiców nie można zniechęcać, bo to z ich pieniędzy żyje NBA. I tak dalej.
Prawdopodobnie zidentyfikowano faceta, który trafił kubkiem w Artesta. To niejaki John Green, który już w przeszłości miewał kłopoty z prawem. Próbował przekupić policjanta. Siedział za kradzież. Pobił telefonem narzeczoną, łamiąc jej rękę; groził, że wyrzuci dziewczynę przez okno, a na koniec ukradł jej samochód. Jego adwokat twierdzi, że w kubku był napój bezalkoholowy, bo jego klient leczy się z alkoholizmu. I że nawet jeśli jego klient rzucił tym kubkiem, to przecież nic strasznego. Gdy czytamy o wcześniejszych wyczynach Greena, to jesteśmy zmuszeni się z tym zgodzić.
Feralny niebieski kubek pojawił się na aukcji na eBayu z następującym opisem: "Śmiało i odważnie ja i mój przyjaciel przedarliśmy się przez gąszcz ciosów wyprowadzanych przez Rona Artesta, Stephena Jacksona, Freda Jonesa, sprzedawcę orzeszków, brata Bena Wallace'a, Jermaine'a O'Neala, faceta w peruce klauna, faceta w koszulce Wallace'a i tego biedaka zaatakowanego przez Artesta, aby wyratować ten oto niesamowity kawałek historii (...)". eBay zamknął aukcję, kiedy cena osiągnęła absurdalną wysokość 99,999,999 dolarów. Na eBayu można było również znaleźć takie atrakcje jak zebrany z parkietu popcorn ("prawdopodobnie uderzył Artesta") oraz jakiś płyn ("dokładnie taki sam jak ten, który oblał Artesta").
Ron Artest nie zasypia gruszek w popiele i promuje płytę zespołu Allure, której jest producentem. Niestety, efekty są marne. W Amazonie pod względem sprzedaży album zajmuje miejsce... 18 tys. 762. Oto jedna z recenzji: "Ta płyta jest beznadziejna pod każdym możliwym względem (...) Ludzie, co za syf. Absolutne zero duszy zarówno jeśli chodzi o teksty, jak i muzykę. Realizacja w najlepszym razie trzeciorzędna".
3-1 - bilans Indiany w ostatnim tygodniu. Pacers grając w szóstkę przegrali z Orlando, ale potem pokonali Boston, Minnesotę (!) i Charlotte. Świetnie (średnio ok. 20 pkt na mecz) grają rezerwowi Austin Croshere i Fred Jones. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Komik Jay Leno: "Pacers grali z Celtami i zwyciężyli. Trafili 40 proc. rzutów i 20 proc. fanów"; "Zła wiadomość dla kibiców Chicago Bulls. Żadnego z ich graczy nie zawieszono"; "Gdy zobaczyłem, że gracz NBA rzuca się na kibica, pomyślałem... oho, Kobe znowu wybiera się na randkę"; "Wreszcie dobra wiadomość dla Mike'a Tysona. Indiana Pacers wybrali go w drafcie".