• Link został skopiowany

Turów gra z Gipsarem Stal Ostrów

KOSZYKÓWKA. ?Człowiek orkiestra? - tak nazywany był w Ostrowie trener Turowa Zgorzelec Andrzej Kowalczyk, gdy jeszcze rok temu pracował w Stali. Tam oprócz trenowania zajmował się załatwianiem pieniędzy, sponsorów oraz sprowadzaniem graczy, których często dobierał, kierując się astrologią i znakami zodiaku...

W Turowie na razie "Kowal" ma tylko trenować i prowadzić zespół do zwycięstw. To drugie zadanie czeka go i dziś, gdy po raz pierwszy w karierze szkoleniowej wystąpi przeciwko ostrowskiej Stali. Ostrów to miasto szczególne dla trenera Turowa Andrzeja Kowalczyka. Tam się urodził, tam zaczynał swoją karierę koszykarską, wreszcie tam wypromował się jako trener. Ale nie tylko...

Gdy wrócił w połowie lat dziewięćdziesiątych z Francji, najpierw zajął się biznesem. Miał w Ostrowie sieć sklepów z butami. Później dopiero zajął się trenowaniem. Najpierw jako asystent Marka Śmiłowicza, potem dopiero samodzielnie prowadził zespół. Początkowo z interesów jednak nie zrezygnował. Często zajmował się i jednym, i drugim. Na brak zajęć nie mógł zatem narzekać. Zawodnicy, który z nim współpracowali, wspominają, że nierzadko widzieli trenera rozmawiającego jednocześnie z kilku telefonów komórkowych. Kowalczyk szybko zdobył silną pozycję w ostrowskim klubie. Nie tylko trenował i prowadził zespół, ale również pozyskiwał sponsorów i zatrudniał graczy. I robił to dość skutecznie. Udało mu się zdobyć z zespołem w 2002 roku brązowy medal mistrzostw Polski, a w ostatnich latach Stal Ostrów kończyła rozgrywki na co najmniej piątym miejscu. Zawodników do klubu często dobierał w dość oryginalny sposób. Nie tylko zwracał uwagę na umiejętności, cenę, przydatność, ale pod uwagę brał również znak zodiaku, z którego pochodził koszykarz. - Dzięki temu dużo mogę powiedzieć o osobowości zawodników. To pomaga przy budowie drużyny. Astrologia to moja druga pasja obok koszykówki - mówił kiedyś Kowalczyk dziennikarzowi "Gazety".

Na układ gwiazd powołał się wówczas się, gdy został trenerem kadry. Wówczas wygrał w głosowaniu z Andrejem Urlepem. - Miałem lepszy dzień niż mój kontrkandydat - tłumaczył wówczas Kowalczyk.

Układ gwiazd później mu jednak nie służył. Z kadrą w eliminacjach zdołał wygrać tylko jeden mecz i drużyna nie zdołała awansować do przyszłorocznych mistrzostw Europy. Tydzień temu Kowalczyk złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska. Jednym z powodów odejścia była jego chęć większego poświęcenia się pracy w zgorzeleckim klubie.

W Turowie Kowalczyk nie ma aż tak mocnej pozycji, jaką miał w Ostrowie. Tutaj co prawda nie musi zabiegać o pozyskiwanie pieniędzy, sponsorów, ale za to nie ma wolnej ręki przy zatrudnianiu graczy. W Stali Ostrów był panem samego siebie. Tylko on mógł siebie zwolnić. W Zgorzelcu już tak nie jest. Tu przyszło mu pracować pod dużo większą presją.

Działacze zgorzeleckiego klubu zbudowali bowiem budżet na poziomie ośmiu milionów złotych. Więcej pieniędzy ma tylko Prokom Trefl Sopot. Nic dziwnego, że oczekiwania co do wyników Turowa są spore. Zespół ma potencjał kadrowy pozwalający myśleć o walce o medale. Trenera Kowalczyka to jednak nie przekonuje. Uparcie powtarza, że celem zespołu jest zajęcie ósmego miejsca, a jak uda się osiągnąć wyższą pozycję, to będzie sukces. Trzymając się tej argumentacji, Kowalczyk słusznie zauważa, że aby dojść do tego celu, nie trzeba wygrywać wszystkich meczów. Dlatego pewnie niezbyt przejął się wstydliwą porażką u siebie z Astorią Bydgoszcz. - Takie mecze się zdarzają i będą się zdarzać - wypalił na pomeczowej konferencji. Te słowa nie wszystkich jednak przekonały. Na kolejnym meczu z Notecią Inowrocław część kibiców domagała się odejścia Kowalczyka. Fani wywiesili transparent "Chcemy Mahoricia [trenera Śląska Wrocław - dop. red.], u niego grają wszyscy". Fani Turowa mieli największe pretensje o to, że Kowalczyk rzadko wpuszczał na parkiet "starych" zawodników, czyli tych, którzy wywalczyli awans do ekstraklasy. Wypominali mu, że jest zapatrzony w nowo sprowadzonych graczy.

Dziś zgorzeleckiego szkoleniowca czeka kolejny egzamin przed własną publicznością. Rywalem Turowa będzie tak bliski trenerowi zespół Stali Ostrów. Dla zgorzeleckiego szkoleniowca będzie to spotkanie szczególne, po raz pierwszy bowiem w swojej karierze trenerskiej poprowadzi zespół przeciwko ekipie z Ostrowa. Epizod ostrowski ma za sobą także dwóch koszykarzy. Przez ostatnie lata występował w tym klubie Wojciech Szawarski, który w tym roku dopiero przeniósł się do Zgorzelca, a wcześniej przez krótki czas w zespole tym grał Grzegorz Mordzak.

Turów Zgorzelec po sześciu kolejkach jest trzeci w ekstraklasie. Ma na koncie cztery zwycięstwa i dwie porażki. Drużyna dotąd nie grała z najsilniejszymi ekipami w lidze - Prokomem, Anwilem i Polonią. Wygrali tylko ze Śląskiem, choć wrocławski zespół występował wówczas jeszcze bez Michaela Watsona. Mecz z Ostrowem jest zatem kolejnym pojedynkiem ze słabeuszem. Turów musi go wygrać, jeśli myśli o czymś więcej niż walce o ósme miejsce.