Choć wydawało się, że piłkarze Realu nie mogą grać gorzej niż w sobotnim meczu z Barceloną (0:3), w pierwszej połowie wypadli fatalnie. Dominowali goście. Bliski zdobycia gola był Jacek Krzynówek, ale raz jego strzał z ostrego kąta obronił Iker Casillas, raz Polak nie trafił z kilku metrów do prawie pustej bramki, w kilku innych sytuacjach piłka minimalnie mijała bramkę Hiszpana.
Prowadzenie Bayer objął po błędzie Waltera Samuela, który podał głową do Dymitara Berbatowa, a ten strzelił do siatki. "Królewscy" przebudzili się w drugiej połowie, kiedy Fernando Morientes zmienił Davida Beckhama, i wreszcie zaczęli atakować. W 70. min Luis Figo fantastycznie przedryblował obrońców Bayeru i podał do Raula, który pokonał Joerga Butta. Był to 49. gol kapitana Realu w europejskich pucharach, czym wyrównał rekord wszech czasów należący do wielkiego gwiazdora "Królewskich" z lat 50. i 60. Alfredo Di Stefano. Do szatni schodził jednak zawiedziony jak reszta kolegów, bowiem Figo nie wykorzystał karnego i Real tylko zremisował.
Zupełnie inne nastroje panowały na Old Trafford, bo piłkarze Manchesteru United zwycięstwem uczcili tysięczne spotkanie Aleksa Fergusona w roli trenera "Czerwonych Diabłów". Sir Alex pracuje już w MU 18 lat, ale akurat pod tym względem rekordzistą nie jest - Guy Roux trenuje francuskie Auxerre od 40 lat. To jednak drużyna prowincjonalna, sporadycznie wybijająca się ponad przeciętność, a Ferguson zbudował w Manchesterze najbogatszy i najbardziej rozpoznawalny obok Realu Madryt klub świata. W lidze angielskiej "Czerwone Diabły" przez dekadę nie miały konkurencji, a pięć lat temu zdobyły Puchar Europy, na który klub czekał 31 lat.
Kiedy Ferguson obejmował posadę w 1986 roku, miał już reputację fachowca, który robi coś z niczego. Z biednym szkockim Aberdeen zdobył Puchar UEFA. Manchester budował od podstaw. Wychował całe genialne pokolenie, z Beckhamem, Giggsem, Scholesem. Kiedy byli chłopcami, osobiście odwiedzał ich w domach. Tak pozyskiwał bezwzględną lojalność wobec "Czerwonych Diabłów". Nie wdawał się w taktyczne subtelności, lecz stawiał na motywację, poświęcenie i walkę do utraty tchu.
Dziś jest człowiekiem instytucją, którego się kocha bądź nienawidzi. - Co mogę zrobić, by poprawić naszą współpracę? - spytał kiedyś dziennikarz. - Spróbuj umrzeć - odparł Ferguson. To jego styl, wielu widzi w nim pospolitego chama i nieuleczalnego, niezdolnego do autorefleksji megalomana, który nigdy nie przyznał się do błędu. Dla królowej był wystarczająco zasłużony, by bez względu na maniery nagrodzić go tytułem szlacheckim. Absolutnie lojalny wobec piłkarzy, ale też absolutnie oddany pracy i bezlitosny dla każdego, kto jego pasji nie podziela. To on odkrył Beckhama, to jemu Beckham uciekł do Realu - Ferguson wytykał mu gwiazdorstwo stopniowo wypierające z jego życia sport, wykpiwał żonę Victorię Adams ("pretensjonalna piosenkareczka"), a po jednej z porażek kopnął but, który rozbił piłkarzowi brew. Ferguson słynie bowiem z wybuchowego charakteru i nienawiści do przegrywania. Obrażał trenerów, piłkarzy. Sędziów uważa za zgraję sfrustrowanych ignorantów. Fanom wypominał, że objadają się chipsami, zamiast wspierać drużynę. Kiedy chciał uczyć się gry na fortepianie, nie znalazł nauczyciela. Jego niewyparzony język doprowadził do wojny z wielkim rywalem - Arsenalem. Niedawno piłkarze tej drużyny oblali go zupą, inni też go nie lubią, bo latami przekonywał, że "każdy skrycie marzy, by u niego grać, ale mało kto się do tego nadaje".
Dwa lata temu chciał przejść na emeryturę, ale bez piłki nie potrafił żyć. Podpisał nową umowę na czas nieokreślony, co w jego fachu nieczęste, bo skrajnie ryzykowne - można wylecieć w każdej chwili. Nie Ferguson, on jest wieżą Eiffla Manchesteru, bez niego klub by nie istniał. - To ja wybiorę dzień, w którym powiem: dość - tłumaczy.
Za najlepsze, co mu się w życiu przytrafiło, uważa... wszczepienie rozrusznika serca. - To zabawna sprawa, zdrowie. Niczego nie zauważasz, a tu nagle kłopoty. Dopiero z rozrusznikiem poczułem się naprawdę świetnie - mówił.
Dziś toczy walkę z amerykańskim miliarderem Malcolmem Glazerem, który szykuje się do wrogiego przejęcia Manchesteru. Ferguson - wrażliwy społecznie zwolennik Partii Pracy wspierający jej kampanie wyborcze - tego nie chce, bo od lat krytykuje komercjalizację futbolu i boi się, że sport przestanie być w klubie najważniejszy.
W tysięcznym meczu pod wodzą sir Aleksa prowadzenie dla MU zdobył jego jeden z tych piłkarzy, którzy grają dla Szkota najdłużej - jego wychowanek Gary Neville. Później Ferguson ostro przeklinał pod nosem bramkarza Roya Carolla, bo po jego błędzie wyrównał Mahamadou Diarra (jego strzał irlandzki golkiper przepuścił pod brzuchem). Zwycięstwo uratował dla gospodarzy niezawodny Ruud van Nistelrooy strzałem głową.
AS Monaco - FC Liverpool 1:0 (0:0): Saviola (55.)
Olympiakos Pireus - Deportivo La Coruna 1:0 (0:0): Djordjević (68.)
Dynamo Kijów - AS Roma 2:0 (0:0): Dellas (73., samob.), Szacki (82.)
Real Madryt - Bayer Leverkusen 1:1 (0:1): Raul (70.) - Berbatow (36.)
Bayern Monachium - Maccabi Tel Awiw 5:1 (3:0): Pizarro (12.), Salihamidzić (37.), Frings (44.), Makaay (71., 80.) - Dego (55., karny)
Juventus Turyn - Ajax Amsterdam 1:0 (1:0): Zalayeta (15.)
Manchester United - Olympique Lyon 2:1 (1:1): G. Neville (19.), Van Nistelrooy (53.) - Diarra (40.)
Sparta Praga - Fenerbahce Stambuł 0:1 (0:1): Kovac (21., samob.)
PSV Eindhoven - Arsenal Londyn, Rosenborg Trondheim - Panathinaikos Ateny
FC Barcelona - Celtic Glasgow, AC Milan - Szachtar Donieck
Anderlecht Bruksela - CF Valencia, Werder Brema - Inter Mediolan
CSKA Moskwa - FC Porto, Chelsea Londyn - Paris St. Germain