WALDEMAR GABIS: W końcu pierwsze zwycięstwo Gedanii w lidze. Takiej radości wśród dziewczyn dawno nie było.
ALICJA SZAJEK: Jesteśmy bardzo szczęśliwe, długo czekałyśmy na tę chwilę. A nie był to łatwy mecz, równie dobrze mogłyśmy przegrać, przecież końcówki setów były po 23. Najbardziej obawiałam się tie-breaka [decydujący piąty set - red.]. Bałam się, że po dwóch wygranych przez nas setach sprawdzi się siatkarskie porzekadło: jak nie wygrywasz w trzech setach, to przegrywasz w pięciu. Na szczęście mobilizacja się udała.
Gedania bliska zwycięstwa była już na inaugurację sezonu z Winiarami Kalisz, jak dotąd jedynym niepokonanym zespołem w serii A. Wtedy po naprawdę dobrym spotkaniu przegrałyście w tie-breaku.
- Wtedy przestraszyłyśmy się rywala. "O jejku, możemy wygrać, z tak świetnym zespołem, z wicemistrzem Polski" - w myślach chyba mówiłyśmy coś takiego. Tamta porażka boli do tej pory. Gdybyśmy wygrały, to do następnych spotkań byłoby całkiem inne podejście. Nie byłoby takiej presji, jaką mamy teraz. Po meczu z Muszynianką spadł nam kamień z serca
Do tej pory największym problemem było przyjęcie zagrywki. W sobotę nie było najlepiej z zagrywką i asekuracją.
- Przyjęcie rzeczywiście funkcjonowało, ale trzeba przyznać, że zagrywka w Muszyniance nie była trudna. Asekuracja to chyba też jeden z elementów, który można by poprawić. Zagrywka nie była najlepsza? Może dlatego, że podejmowałyśmy ryzyko. Tego nie robiły zawodniczki z Muszyny i miałyśmy łatwiej w odbiorze. Wiadomo, że jeżeli jest trudna zagrywka, to potem ciężko wyprowadzić akcję.
Dlaczego zespół dotąd przegrywał?
- Na początku grałyśmy z najlepszymi zespołami w kraju, oczywiście nie chcę się tym tłumaczyć, bo z każdym trzeba walczyć. Ale tak było. Do końca rundy mamy trzy mecze z rywalami, z którymi nasze szanse na wygranie jest bardzo realne. W sobotę do Poznania jedziemy po zwycięstwo.
Czy wygrana z Muszynianką coś zmieni?
- Na pewno. To spotkanie było przełomowe.
Do tej pory porażki Gedanii tłumaczono najczęściej młodym wiekiem zawodniczek. Dziewczyny rzeczywiście są młode, ale w ekstraklasie grają już drugi czy trzeci sezon.
- No właśnie. Ile można się ogrywać i porażki tłumaczyć młodym wiekiem i brakiem doświadczenia? Praktycznie przez dwa lata Gedania przegrywała [pozostanie w serii A zapewniała sobie dopiero w barażach - red.], dziewczyny prawie przyzwyczaiły się do porażek. Problem był w psychice. Mam nadzieję, że zwycięstwo z Muszynianką to zmieni.
Zagrała Pani mimo choroby.
- Trener zostawił mi wolny wybór. Nie chciałam siedzieć w domu i się denerwować, chciałam chociaż dopingować dziewczyny z ławki. Nie myślałam, że zagram. Trener powiedział mi przed meczem, żebym była gotowa do wejścia. Rozgrzewałam się i byłam gotowa. Nadal biorę antybiotyki, ale już normalnie trenuję. Chcę być dobrze przygotowana na mecz z AZS AWF Poznań.
Widzi się Pani w reprezentacji Polski? Trener kadry Andrzej Niemczyk już dzwonił?
- Nie. Pan Niemczyk też zresztą nie dzwonił. Muszę jeszcze dużo popracować nad sobą, by w ogóle taki pomysł przyszedł mi do głowy.
Alicja Szajek choć jest rodowitą warszawianką, wychowała się w Gdyni. Tutaj chodziła do szkoły sportowej, tutaj po raz pierwszy zetknęła się z siatkówką. Najpierw grała w szkolnym MKS-ie, po ukończeniu "podstawówki" trafiła do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu. Po maturze wróciła do Gdyni - grała w Alpacie. W sezonie 2002/2003 była zawodniczką Gedanii, w poprzednim grała w AZS AWF Poznań, teraz ponownie jest w gdańskiej drużynie. Jest jej kapitanem i najlepszą zawodniczką. Ma 21 lat, 185 cm wzrostu, jest leworęczna.
Siatkówka zajmuje jej cały czas wolny. Starcza go jeszcze na studia (aktualnie III rok turystyki i rekreacji w Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku) i jakąś książkę. Z ostatnio przeczytanych podobał jej się "Harry Potter", co nie oznacza, że lubi bajki i książki dla dzieci. Woli zdecydowanie coś poważniejszego, np. z pogranicza psychologii.