Piłkarska II liga: XVII kolejka

Zwycięstwa Ruchu, Podbeskidzia i Szczakowianki, dotkliwe porażki Piasta i Zagłębia

Ruch - Korona 4:1

Doświadczenie Krzysztofa Bizackiego i Mariusza Śrutwy okazało się w sobotnim meczu szczególnie cenne. "Bizak" zdobył dwa rzadkiej urody gole. Piłka po jego strzałach z wielką precyzją trafiała pod poprzeczkę bramki Korony. Przy pierwszym golu Bizacki uderzył mocno, z woleja, a za drugim razem technicznie, zewnętrznym podbiciem lewej nogi. Za każdym razem Przemysław Mierzwa, bramkarz zespołu z Kielc, był bez szans. - Nie ma co, to były klasowe uderzenia - komplementował Mierzwa. - Nie klasowe, tylko mierzone - uśmiechał się Bizacki. - To nie były przypadkowe strzały. Ważne, że dały nam spokojną zimę - dodał.

Powód do dumy miał też Śrutwa, który niczym chirurg tak precyzyjnie ustawił stopę, że piłka miała otwartą drogę do siatki. Napastnik Ruchu mógł skopiować swój wyczyn, ale tym razem Mierzwa końcami palców wybił piłkę na rzut różny.

- Może gdybym znowu uderzył po ziemi, byłby drugi gol. Trzeba było wykorzystać fakt, że murawa była mokra po deszczu - żałował Śrutwa.

Goście przez większość meczu byli tylko tłem dla "niebieskich". - To już nie pierwszy taki mecz, gdy rozdajemy prezenty. Gdy przeciwnik nie potrafi sobie stworzyć sytuacji do strzelenia bramki, dajemy mu ją sami - denerwował się Wdowczyk. Szkoleniowiec Kolportera mówił o sytuacji, która poprzedziła trzecie trafienie dla chorzowskiej drużyny. "Mikołajem" był Mierzwa, który złapał piłkę podaną przez obrońcę - efekt rzut wolny pośredni z kilkunastu metrów zamieniony na bramkę przed Dawida Bartosa. Strzał był tak mocny, że siatka drżała dobrych kilka minut!

- Moja wina. Mogłem zrobić wszystko, a już najlepiej wybić piłkę. Nie wiem, co ja sobie myślałem - żałował Mierzwa.

Goście powody do radości mieli tylko na początku meczu, gdy szybką kontrę celnym strzałem głową zakończył Arkadiusz Bilski. Chwilę potem sytuacji sam na sam z Sebastianem Nowakiem nie wykorzystał jeszcze Grzegorz Piechna. - A tak dobrze ułożył nam się ten mecz - kręcił głową Wdowczyk.

Kolejną tak dobrą okazję do strzelenia bramki kielczanie stworzyli sobie dopiero w końcówce spotkania. Po strzale Piechny piłkę z pustej bramki zdołał jednak wybić Leszek Pokładowski. Sfrustrowany Piechna w odwecie zerwał siatkę z chorzowskiej bramki.

Strzelcy bramek

Ruch: Śrutwa (10.), Bizacki (23., 85.), Bartos (77.)

Korona: Bilski (7.)

Ruch: Nowak - Bartos Ż, Mrózek, Pokładowski Ż - Smarzyński, Błażejewski Ż (59. Toborek), Wawrzyńczok, Bizacki, Molek - Śrutwa Ż, Ćwielong (64. Jendryczko).

Korona: Mierzwa - Rutka, Kośmicki, Owczarek, Radunović - Pastuszka (46. Piątkowski), Bilski Ż (46. Barkaniszkow), Hermes, Wojtaś Ż - Grzegorzewski (59. Wójcik), Piechna.

Widzów: 2500

Mariusz Śrutwa

piłkarz Ruchu

Zawsze staramy się oddzielać problemy organizacyjne klubu od tego, co dzieje się na boisku. Jesień nie była taka zła, ale kilka punktów niepotrzebnie nam uciekło. Gdyby nie przegrany mecz z Mławą, który oprócz tego, że graliśmy w eksperymentalnym składzie, to jeszcze sędziował nam człowiek, który nie nadawałby się do prowadzenia spotkań nawet w lidze podwórkowej, i remisowe spotkanie z KSZO, mimo że wcześniej prowadziliśmy 3:1, byłbym zupełnie zadowolony. Teraz przed nami trzy miesiące przerwy, mam nadzieję, że zimą zmieni się w Chorzowie na lepsze. Że z klubu odejdą działacze, którzy tylko kombinują, jak sprzedać jednego piłkarza [Sebastiana Nowaka - przyp. red.], że nie będziemy okłamywani i zwodzeni.

Jerzy Wyrobek

trener Ruchu

Mam nadzieję, że ci, którzy obecnie rządzą klubem, trenerzy, zawodnicy, nie będą tymi, którzy zgaszą światło. Piłkarsko nie jest najgorzej, wiosna może być ciekawa. Mam nadzieję, że Ruch jeszcze wyjdzie na prostą.

not. tod

Podbeskidzie - MKS Mława 2:0

Do wczorajszego meczu gospodarze przystąpili osłabieni. Za kartki pauzowali Adam Kompała i Łukasz Blasiak, a z powodu kontuzji nie mógł zagrać Wojciech Rączka. Podopieczni Jana Żurka od początku uzyskali wyraźną przewagę, ale nie mogli sobie poradzić z obroną gości.

Po ponad kwadransie gry bielszczanie mogli objąć prowadzenie. Po dośrodkowaniu z rogu Pawła Sibika i strzale Błażeja Radlera piłkę z linii bramkowej wybił Jarosław Szmyt. Kilka minut później goście mieli szansę na gola, ale efektowną interwencją po strzale Łukasza Połoszczaka popisał się Marek Matuszek. Po przerwie gospodarze uzyskali jeszcze większą przewagę. Bardzo dobrze w bramce rywali grał Robert Romanowski, który bronił strzały Daniela Dubickiego, Artura Rozmusa i Jarosława Bujoka.

Dopiero w ostatnim kwadransie padły gole. Najpierw skutecznym strzałem z 10 m popisał się 33-letni Bogdan Prusek. Kilka minut później po dośrodkowaniu z rogu Pruska odbitą przez bramkarza MKS-u piłkę do bramki skierował Radler. - To mój pierwszy gol w barwach Podbeskidzia. Szkoda, że sezon się kończy, bo grało mi się coraz lepiej - mówił Radler. - Chcemy dobrze przepracować przerwę zimową. Wierzę, że wiosna będzie lepsza - zapowiadał Grzegorz Pater, pomocnik Podbeskidzia. - Mamy 26 punktów, to o punkt więcej niż planowaliśmy przed sezonem - cieszył się Stanisław Piecuch, prezes klubu.

STRZELCY BRAMEK

Prusek (76.), Radler (82.).

SKŁADY

Podbeskidzie: Matuszek - Radler, Zięba, Prokop, Bujok - Pater (89. Zdolski), Sibik, Koman, Stalmach (46. Prusek) - Dubicki, Rozmus (82. Cienciała).

MKS: Romanowski - Leszczyński Ż, Rogoziński, Miłkowski, Woźniczka - Połoszczak, Butryn (55. Nawrot Ż), Szmyt (72. Wodnik), Bukowski - Rogalski, Lubasiński (62. Brzozowski).

Widzów: 3000.

Szczakowianka - Górnik Polkowice 5:0

Kibice w Jaworznie nie mieli ostatnimi czasy zbyt radosnych min. Ich pupile grali przeciętnie, nie potrafili pokonać przeciwników. Seria meczów bez wygranej wzrosła do pięciu kolejnych spotkań, zespół spadał w drugoligowej tabeli.

Nic dziwnego, że z trybun można było w sobotę usłyszeć zachęty w stylu "strzelcie coś wreszcie". Przez pierwszy kwadrans niewiele wskazywało, że gospodarze wezmą sobie do serca te wezwania. Grali niemrawo, a z trybun chwalono jedynie biegającą z chorągiewką panią sędzię Katarzynę Nadolską. Po takim początku nikt chyba by nie postawił złamanego szeląga, że po pierwszej połowie gospodarze będą prowadzili 4:0...

Dwaj piłkarze mieli w tym największy udział - napastnik Szczakowianki Dariusz Solnica oraz bramkarz gości Rafał Kopaniecki. Ten pierwszy w ciągu niespełna 20 minut popisał się hat-trickiem, natomiast Kopaniecki niespecjalnie przeszkadzał Solnicy w zdobywaniu goli. - Zagrał katastrofalnie - przyznał trener Górnika Wiesław Wojno. - Oby częściej mieć takich bramkarzy za rywali - ironicznie komentował Damian Seweryn ze Szczakowianki. Co ciekawe, Solnica i Kopaniecki przed czterema laty wspólnie występowali w Odrze Opole.

- Gdybyśmy mieli jeszcze jednego takiego Solnicę, to w tej rundzie nasza sytuacja wyglądałaby znacznie lepiej - komplementował swego gracza trener jaworznian Janusz Białek.

W drugiej części sobotniego meczu Kopaniecki już nie zagrał, zmienił go rezerwowy Sebastian Szymański. Goście w tym okresie spisywali się już znacznie lepiej i tym razem swoim kunsztem musiał wykazać się bramkarz Szczakowianki Andrzej Bledzewski. Obronił m.in. bardzo groźne strzały Tomasza Rogóża i Marka Gancarczyka.

W końcówce na 5:0 wynik zdążył podwyższyć jeszcze Maciej Iwański. Po meczu zapowiedział, że to był jego ostatni ligowy mecz w barwach Szczakowianki. - W nowej rundzie na pewno zagram w innym klubie - podkreślał zawodnik, który ma ofertę m.in. z Zagłębia Lubin.

W stadionowych kuluarach równie dużo jak o wysokiej wygranej mówiło się o ultimatum PZPN, który zagroził, że w razie niewycofania z sądu pozwu przeciw władzom polskiej piłki klub zostanie zawieszony w prawach członka PZPN. - Odbieramy to jako szantaż - komentował prezes Tadeusz Fudała. - W poniedziałek zdecydujemy, co z tym zrobić - zapowiedział.

Strzelcy bramek

Solnica (16., 42., 45.), Seweryn (25.), Iwański (84.)

Szczakowianka: Bledzewski - Hosić, Księżyc, Górak - Naskręt, Seweryn, Copik, Iwański, Gierczak (87. Radziwon), Kozubek (87. Piegzik) - Solnica (72. Chudy).

Górnik: Kopaniecki (46. Szymański) - Lamberski, Jeziorny, Majewski (46. Kocot) - Gorząd, Górski, Łacina Ż, Adamski Ż, Rogóż Ż - Gancarczyk (65. Kalinowski), Łągiewka.

Widzów: 1000

KSZO Ostrowiec - Zagłębie Sosnowiec 5:3

Zaczęło się zgodnie z planem, bo sosnowiczanie przyzwyczaili już swoich kibiców, że tracą dużo bramek w pierwszych 20 minutach (do tego meczu - 10 z 24). Tym razem wytrzymali jedynie... sześć. Debiutujący w II lidze Robert Kitowicz źle obliczył lot piłki i tuż przy linii końcowej faulował nieustępliwego Marcina Kaczmarka. Zbigniew Czerbniak zmylił z 11 m Kitowicza.

Pierwsza groźna akcja pod drugą bramką przyniosła wyrównanie. Zagłębie bardzo dobrze grało skrzydłami, wyprowadzając w ten sposób kontry. W 12. min do krycia spóźnił się Kaczmarek i dośrodkowanie Tomasza Łuczywka głową (mimo asysty obrońcy) wykończył Przemysław Pitry. W 24. min ten sam zawodnik mógł się wpisać na listę strzelców po raz drugi - po serii błędów obrońców KSZO aż złapał się za głowę po minimalnie niecelnym strzale z linii pola karnego. To samo powinien zrobić sześć minut później Grzegorz Podstawek. Po rzucie wolnym Czerbniaka Kitowicz odbił piłkę na głowę stojącego na 4. m napastnika gospodarzy, który... nie trafił w pustą bramkę. W pierwszej połowie akcjom KSZO brakowało szybkości, bo za dużo było indywidualnych akcji i niepotrzebnych długich podań. Nie miała też swojego dnia defensywa. W 35. min nie dość, że obrońcy pozwolili Pitremu podholować piłkę pod pole karne, to jeszcze przerzucić na drugą stronę do niepilnowanego Bartłomieja Chwalibogowskiego. Ten błyskawicznie przymierzył w długi róg i po raz drugi pokonał Artura Sarnata. Kto wie, jak skończyłby się ten mecz, gdyby nie klasyczna bramka do szatni. W 43. min, po okresie słabszej gry obu ekip, wrzutkę z rzutu rożnego Arkadiusza Miklosika głową na bramkę zamienił Tomasz Feliksiak.

Po przerwie bramkarz Zagłębia musiał sięgać do siatki jeszcze trzykrotnie. W 53. min sam się nawet do tego przyczynił. Po indywidualnej akcji w pole karne wdarł się Feliksiak, a Kitowicz nie widział innego sposobu na zatrzymanie go jak faul. Znów czekał go więc pojedynek z Czerbniakiem - wyczuł wprawdzie, gdzie będzie strzelał stoper KSZO, ale uderzenie było zbyt precyzyjne. W 63. min rajd prawą stroną Dariusza Preisa zakończył Kaczmarek. Nawet przewaga dwóch bramek nie załamała sosnowiczan. Na każdą szybką akcję miejscowych starali się odpowiadać tym samym, jak np. w 79. min, kiedy znów wyprowadzili "firmową" kontrę. Przerzucona piłka trafiła do zamykającego akcję z prawej strony Dawida Skrzypka, który strzałem w krótki róg trzeci raz w meczu pokonał Sarnata. Jeśli piłkarze Zagłębia mieli nadzieję, że wywiozą punkt z Ostrowca, to nie trwało to dłużej niż kilkadziesiąt sekund. Tyle właśnie potrzebowali piłkarze KSZO, by po wznowieniu gry zdobyć piątą bramkę. Arkadiusz Sojka technicznym uderzeniem nad Kitowiczem wyprowadził gospodarzy znów na dwubramkowe prowadzenie.

- Mecz stał na bardzo dobrym poziomie. Malkontenci powiedzą, że dużo było błędów w obronie, ale taka jest piłka. Przed meczem postanowiłem zmienić bramkarza, bo poprzedni bronił dramatycznie. Obecnego sami sobie możecie ocenić. Moja drużyna pokazała, że w ofensywie umie grać w piłkę. To, co wyprawiamy w obronie, to już całkiem inna sprawa. Przypominam jednak wszystkim, że jesteśmy beniaminkiem, a niektórzy zawodnicy trzymają głowy w chmurach. Zespół jest w przebudowie, ale na wiosnę będziemy się starali uzyskać to, co zaplanowaliśmy, czyli dziesiąte miejsce - komentował Krzysztof Tochel, szkoleniowiec Zagłębia.

Bramki:

KSZO: Czerbniak dwie (6., 53., z karnych), Feliksiak (43., głową), Kaczmarek (63.), Sojka (80.).

Zagłębie: Pitry (12., głową), Chwalibogowski (35.), Skrzypek (79.).

KSZO: Sarnat - Wieprzęć, Czerbniak, Boguś - Solarz, Kaczmarek (90. Gostyński), Miklosik Ż (60. Sojka), Sobczyński, Preis Ż - Feliksiak, Podstawek (85. Niedbała).

Zagłębie: Kitowicz Ż - Twardawa Ż (58. Ujek Ż), Malinowski, Treściński Ż, Łuczywek - Kłoda (67. Skrzypek), Lachowski, Morawski, Stemplewski Ż - Chwalibogowski (82. Szatan), Pitry.

Widzów ok. 3000.

RKS Radomsko - Piast Gliwice 5:2

Mecz nie był porywającym widowiskiem. Było to raczej pokaz szkolnych błędów z obu stron i słabej postawy bramkarzy. Do przerwy anemicznie grali także napastnicy, zwłaszcza gospodarzy. Najlepszy był Jacek Berensztajn. Najwięcej kłopotu obrońcom Piasta sprawiały jego dokładne dośrodkowania i podania, ale nie potrafił ich wykorzystać Radosław Kowalczyk. Napastnik RKS-u miał trzy okazje, ale dwa razy nie sięgnął piłki, stojąc tuż przed bramką, a w sytuacji sam na sam nieudanie próbował przelobować Jacka Gorczycę. Wreszcie w 30. min Kowalczyk skutecznie dobił piłkę po strzale głową Marcina Folca.

W pierwszej połowie Piast ani razu nie zagroził bramce Tomasza Borkowskiego. Także po przerwie niewiele dobrego można napisać o postawie gliwiczan, bo zdobyte bramki zawdzięczają głównie bramkarzowi RKS-u. Borkowski wpuścił takie gole, które nie powinny przytrafić się nawet juniorowi.

Gliwiczanie wyrównali, kiedy Borkowski wybiegł poza pole karne, ale nie trafił w piłkę i Przemysław Pałkus spokojnie kopnął do pustej bramki. Kiedy 120 s później po stracie bramki Borkowski przepuścił pod brzuchem lekki strzał Marcina Chyły, garstka widzów była przekonana, że radomszczanie doznają 13. porażki w tej rundzie. - Zmiana! - krzyczeli kibice. Trener Sławomir Majak zareagował niemal natychmiast. Zamiast jednak zmienić Borkowskiego, wpuścił na boisko trzeciego napastnika - Tomasza Żelazowskiego. - To jest dobry bramkarz, tylko miał pecha. Cieszę się, że piłkarze po stracie takich goli nie załamali się, tylko zadziałała sportowa złość - mówił Majak.

Po stracie drugiego gola radomszczanie przez 10 min sprawiali wrażenia boksera, który dostał kilka mocnych ciosów i stoi zamroczony. Później jednak to oni znokautowali rywali. W 20 min zdobyli cztery gole, a gliwiczanie nie bardzo im w tym przeszkadzali. W zamieszaniu podbramkowym wyrównał Folc. Powtórne prowadzenie gospodarzom dał mierzący zaledwie 172 cm Żelazowski, który najwyżej wyskoczył do dośrodkowania Kowalczyka. Nadzieje gości na choćby punkt rozwiał Berensztajn z pomocą Gorczycy. Pomocnik RKS-u z 20 m silnie strzelił, a bramkarz Piasta tak interweniował, że piłka po jego nodze trafiła do siatki. Dobił gliwiczan Mariusz Unierzyski, który głową wykorzystał wrzutkę Berensztajna.

- Mogę tylko komplementować rywali, którzy przewyższali moich zawodników w każdym elemencie. Tak naprawdę to oni zdobyli wszystkie gole, bo prowadziliśmy dzięki błędom bramkarza. Niemniej przy wyniku 2:1 nie możemy w tak dziecinny sposób tracić goli. Byliśmy o klasę słabsi - przyznał trener Piasta Wojciech Borecki.

STRZELCY BRAMEK

RKS : Kowalczyk (30.), Folc (61.), Żelazowski (71.), Berensztajn (77.), Unierzyski (82.).

Piast: Pałkus (49.), Chyła (51.).

SKŁADY

RKS: Borkowski - Jóźwiak, Krawiec, Bednarz, Unierzyski - Stefańczyk Ż (86. Szymański), Słupecki Ż (57. Żelazowski), Berensztajn, Kukulski - Kowalczyk, Folc (89. Bałecki).

Piast: Gorczyca - Kędziora, Bodzioch, Zadylak Ż (85. Kocyba) - Kaszowski, Gamla, Podgórski Ż, Szmatiuk, Żyrkowski (46. Stolarz Ż) - Pałkus, Kocur (46. Chyła).

Pozostałe wyniki: Jagiellonia Białystok - Arka Gdynia 2:2 (1:0), Świt Nowy Dwór Mazowiecki - ŁKS Łódź 0:0, Widzew Łódź - Kujawiak Włocławek 2:1 (1:1), Radomiak Radom - GKS Bełchatów 1:2 (0:0).

W rundzie jesiennej do rozegrania pozostał tylko zaległy mecz Korona Kielce - MKS Mława (20 listopada).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.