Przynajmniej trzy punkty stracił GKS w meczach z Kujawiakiem Włocławek i Koroną Kielce. De facto sześć, bo przecież obaj rywale też walczą o awans do ekstraklasy. - Wystarczyła jedna seria spotkań, by wszystko wróciło do normy - cieszył się po meczu z Górnikiem Polkowice Łukasz Garguła, pomocnik bełchatowian.
Podstawowym warunkiem do odrobienia strat z poprzednich kolejek było zwycięstwo z byłym pierwszoligowcem. Przyszło ono łatwiej niż się tego spodziewali piłkarze i szkoleniowcy GKS. - Mimo to obawiałem się tego meczu - przyznał Mariusz Kuras. - Górnik potrafi grać, co udowodnił na przykład w spotkaniu z Koroną Kielce, gdzie nie stracił gola.
Akurat w sobotę piłkarze z Polkowic pokazali, że piłkę może kopią, ale z prawdziwym futbolem ma to niewiele wspólnego. Porażka 1:6 to najniższy wymiar kary, jaki powinni ponieść. Forma byłego pierwszoligowca rozbawiła nawet gospodarzy. - Myśleliśmy, że Olimpia Sztum [w środę czwartoligowiec uległ GKS w Pucharze Polski 1:9 - red.] nie wróciła do domu, tylko zagrała z nami drugi raz, pożyczając koszulki od Górnika - żartował pauzujący za kartki Robert Kolendowicz.
W takim meczu zwycięskich piłkarzy można podzielić na tych, którzy zagrali poprawnie i tych, którzy się wyróżnili. Do tych pierwszych należą Tomasz Augustyniak, Jacek Popek, Jacek Kuranty, Łukasz Garguła, Janusz Dziedzic oraz bramkarz Aleksander Ptak. Ten ostatni nie popełnił błędu, ale potwierdził, że stres nie jest jego sprzymierzeńcem. W sytuacjach, w których musiał ratować się wybiciem nogą, wyraźnie się denerwował, a każda następna interwencja była coraz bardziej ryzykowna.
Pozostali z podstawowego składu zasłużyli na szczególne pochwały. Dariusz Pietrasiak swoim dobrym występem na pewno zaniepokoił Rafała Berlińskiego, który dotychczas miał pewne miejsce na prawej obronie. Para stoperów Bartosz Hinc - Sergiusz Wiechowski zachwyciła wiceprezesa klubu Andrzeja Hochmana. - Aż przyjemnie popatrzeć, z jakim spokojem radzą sobie na tej pozycji - cmokał z zachwytu. Ich występ w obronie wymusiła kontuzja Edwarda Cecota i kartki Jano Frohlicha. W pomocy brylował za to Dariusz Pawlusiński. Jego ocenę podwyższa wspaniały gol w samo okienko. No i wreszcie pora na bohatera meczu, czyli Grzegorza Króla. Jeśli tak ma wyglądać jego rehabilitacja za słabsze występy we Włocławku i Kielcach, to może niech traci formę co trzecie spotkanie, by w dwóch kolejnych strzelać osiem goli. Snajper GKS znów z łatwością wychodził na pozycje i gdyby koledzy częściej mu podawali, już wyprzedziłby Grzegorz Piechnę w klasyfikacji na najlepszego strzelca. - Znam Grzesia od wielu lat - mówił jeden z pierwszoligowych trenerów oglądających mecz z Górnikiem. - I gdyby tylko chciał, mógłby mieć taką renomę jak Tomasz Frankowski. Powtarzam: gdyby chciał.
Niestety, znacznie gorzej niż piłkarze spisała się bełchatowska publiczność - dla nich ten mecz był porażką. Prawdą jest, że zawodnicy GKS prezentują ostatnio u siebie prawdziwe spektakle, ale to jeszcze nie powód, by kibice zachowywali się jak w teatrze. Ich doping słychać było dopiero kwadrans przed końcem. - Może myśleli, że mecz zaczyna się nie o godz. 18.30, a o 20 - ironizował jeden z zawodników. - Albo mają zakaz PZPN i nie mogą otwierać ust.
- To się zmieni - obiecuje wiceprezes GKS. - Jeśli nie teraz, to w pierwszej lidze. A piłkarze rzeczywiście grają coraz lepiej. Dziś mieliśmy trochę Realu Madryt, bo niektóre nasze akcje były przednie.
STRZELCY BRAMEK
GKS: Król (18., 46., 90.), Hinc (16.), Pawlusiński (79.), Matusiak (84.).
Górnik: Pytlarz (72.).
Widzów: 3,5 tys.
SKŁADY
GKS: Ptak - Pietrasiak, Hinc, Wiechowski, Augustyniak - Pawlusiński (82. Kaczorowski), Kuranty, Garguła (86. Tosik), Popek - Dziedzic Ż (55. Matusiak), Król.
Górnik: Kopaniecki - Lamberski Ż, Jeziorny, Smoliński - Gorząd, Adamczyk, Górski (64. Gancarczyk), Kocot Ż, Łagiewka, Kalinowski - Pytlarz.
BOHATER MECZU
Grzegorz Król
Dwa mecze - osiem goli. Czego więcej wymagać od napastnika?