Agnieszka Makowska: Nie byłam żadną bohaterką.
- W kluczowym momencie to ja nie trafiła. Mam na myśli rzuty osobiste. Zresztą nie pod tym względem szczęście mi nie dopisywało, bo miałam tylko 50 proc. skuteczność.
- Nie. Miałam w tym meczu 13 punktów na koncie, a powinnam mieć 16. Przynajmniej, bo gdybym trafiała spod kosza, byłoby jeszcze lepiej. Ale z jednej rzeczy jestem z siebie dumna. W pewnej chwili trener powiedział mi, że mam przykryć Małgorzatę Krupską-Tyszkiewicz. Trochę się przestraszyłam, ale dałam radę.
- Nikt na nas nie stawiał, a mnie się wydawało, że zdołamy wygrać z poznaniankami. Teraz to musimy za wszelką cenę wygrać z Meblotapem Chełm na wyjeździe, bo w kolejnym meczu trudno liczyć na naszą wygraną. Naszym rywalem będzie przecież Lotos Gdynia.
- Ja też dzięki temu mam możliwość gry w podstawowym składzie. Trzeba to wykorzystać i pokazać się z jak najlepszej strony.
- Mamy kontrakty, gramy dla siebie i kibiców.
- Myślę, że najwyżej piąte miejsce. Lotos, Polfa Pabianice, Wisła Kraków i CCC Polkowice są chyba poza naszym zasięgiem. Nasza bolączką wciąż jest brak wysokich zawodniczek. Jest z nami Agata Kasprzak [ma blisko 190 cm - red.], ale jest po ciężkiej kontuzji ścięgna Achillesa. Zresztą jedna taka koszykarka to za mało. W meczu z Ostrovią Agata spadła za pięć fauli. Na pozycji numer pięć zmuszona była zagrać Birute Dominauskaite, ale ona nie jest przecież zbyt wysoka. Takie zawodniczki jak Małgorzata Dydek, czy Elżbieta Trześniewska może najwyżej posmyrać pod pachami.