Podbeskidzie Bielsko-Biała - Stasiak KSZO Celsa 2:1

Minął już rok, odkąd piłkarze Stasiaka KSZO Celsa nie mogą wygrać wyjazdowego meczu. W sobotę w Bielsku-Białej byli blisko remisu, ale gola stracili w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. Zwycięstwo Podbeskidzia 2:1 było pierwszą wygraną tej drużyny na własnym boisku po ponad dwóch miesiącach.

Gospodarze wygrali, choć kończyli mecz w dziesiątkę. W 70. minucie drugą żółtą kartkę ujrzał Jarosław Bujok.

Zwycięskiego gola zdobyli w doliczonym czasie gry, po strzale Adama Kompały, a pierwsza bramka dla nich padła po strzale samobójczym. - Och to był dramatyczny mecz. Zawodnicy pokazali, że trzeba grać do końca i wierzyć w zwycięstwo - cieszył się Stanisław Piecuch, prezes Podbeskidzia.

Gospodarze rozpoczęli mecz od ataków. Zaraz na początku mogli objąć prowadzenie. Jednak po dośrodkowaniu Grzegorza Patera dobrej okazji nie wykorzystał Daniel Dubicki, który przestrzelił z trzech metrów, a pięć tysięcy kibiców tylko jęknęło.

Dobrą grę podopieczni Jana Żurka udokumentowali bramką... samobójczą. Pechowcem okazał się kapitan gości Jaromir Więprzęć, który po mocnym dośrodkowaniu Łukasza Błasiaka z 5 metrów wpakował piłkę do własnej bramki. Był to już drugi samobójczy gol Wieprzęcia w Bielsku. Poprzednio uczynił to półtora roku temu, grając jeszcze w Stali Stalowa Wola. - Słabo zagraliśmy w pierwszej połowie, którą przespaliśmy. Podziękowanie moim piłkarzom należy się tylko za drugą cześć meczu - mówił później Janusz Jojko, trener Stasiaka KSZO Celsa.

Zaraz po przerwie jego piłkarze mogli wyrównać, ale Dariusz Preis nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy. Decydująca dla losów meczów okazała się 70. minuta, gdy za czerwoną kartkę boisko opuścił obrońca Podbeskidzia Jarosław Bujok.

Goście wykorzystali przewagę liczebną i osiem minut przed końcem zdobyli bramkę. Po dośrodkowaniu najlepszego w zespole gości Marcina Kaczmarka, piłkę odbitą przez bramkarza gospodarzy Łukasza Merdę do bramki skierował Arkadiusz Miklosik.

Po tej bramce niektórzy kibice wyszli ze stadionu, a pozostali strasznie psioczyli, kiedy po podaniu Kompały Błasiak znalazł się w sytuacji sam na sam, ale... zgubił piłkę. Napastnik Podbeskidzia zrehabilitował się w doliczonym czasie gry. Gdy dobiegała już 93 minuta, przejął piłkę po błędzie Miklosika, podciągnął i dośrodkował z prawej strony. Odbitą przez Artura Sarnata futbolówkę w bramce umieścił Kompała. Na trybunach zapanowała nieopisana radość.

- Cieszę się, że wygraliśmy drugi mecz z kolei, który kończyliśmy w dziesiątkę - podkreślał Kompała. - Wygrana jest szczęśliwa, ale przecież do czerwonej kartki, byliśmy zespołem lepszym i wygraliśmy zasłużenie - wtórował Kompale Jan Żurek, szkoleniowiec Podbeskidzia.

Goście byli bardzo smutni. - Mieliśmy dziś dużego pecha. Przykro, że przegraliśmy w takich okolicznościach - narzekał Wieprzęć.

W sobotę Stasiak KSZO Celsa gra w Polkowicach z Górnikiem.

Bramki

Podbeskidzie: Wieprzęć (24. samobójcza), Kompała (90.)

Stasiak KSZO Celsa: Miklosik (82.)

Widzów 5000

Sędziował Piotr Kocot (Wroclaw)

Podbeskidzie: Merda - Bujok Ż Cz, Piekarski, Koman, Prokop - Pater, Kompała, Dubicki (73. Sibik Ż), Rączka (31. Radler) - Błasiak, Prusek (68. Stalmach)

Stasiak KSZO Celsa: Sarnat - Wróbel (46. Sobczyński), Czerbniak - Wieprzęć, Boguś - Solarz (76. Mooc), Preis Ż, Miklosik Ż, Kaczmarek Ż - Feliksiak, Mężyk (68. Podstawek)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.