Hokejowa ekstraliga: GKS Tychy pokonał GKS Katowice 7:2

Zawodnicy GKS-u Katowice przez ponad dwie tercje dzielnie stawiali opór drużynie z Tychów. Gdy jednak opadli z sił, a z lodu zjechał bramkarz Jacek Zając, szybko posypały się gole

Krótka ławka oraz niezwykle trudne i istotne mecze z Unią Oświęcim (niedziela) i Podhalem Nowy Targ (wtorek) sprawiły, że tyszanie postanowili wygrać z lokalnym rywalem jak najmniejszym nakładem sił. - Może podświadomie oszczędzaliśmy się na lodzie, tak naprawdę jednak, gdy widzisz przed sobą krążek, dajesz z siebie wszystko - tłumaczył Michał Woźnica, napastnik drużyny gospodarzy.

Goście też mają inne cele niż zacięta walka o punkty z drużyną Tychów. Gdy wynik był rozstrzygnięty, z lodu zjechał Zając - pierwszy bramkarz GKS-u - by oszczędzać siły na niedzielną potyczkę ze Stoczniowcem Gdańsk.

Zając, który w ostatniej kolejce niemal w pojedynkę zremisował z Podhalem, na lodowisku w Tychach potwierdził, że jest w wysokiej formie. Napastnikom GKS-u Tychy naprzykrzał się przez blisko 15 minut. W tym czasie z boksu katowickiej drużyny w kółko płynęła mantra: "Brawo Jacek, dobrze Jacek".

Sposób na Zająca znalazł wreszcie Woźnica, które wrzucił krążek do siatki po trzeciej dobitce. - Jacek jest naprawdę w wysokiej formie. Trzeba się nieźle natrudzić, żeby go pokonać. Gdy do bramki wszedł jego zmiennik, o gole było już dużo łatwiej - mówił.

Wojciech Matczak, szkoleniowiec tyskiej drużyny, miał żal do swoich zawodników, że grali zbyt indywidualnie. - Nie myśleli o kolegach, tylko żeby sobie poprawić statystyki. Tak grać nie można. Chociaż mecz nie stał na najwyższym poziomie, to bez maksymalnego zaangażowania wygrać nie sposób - podkreślał.

Goście też nie są wirtuozami gry zespołowej. Obie bramki zdobyli dzięki sprytowi i umiejętnościom indywidualnym Tomasza Mirochy. Wychowanek Naprzodu Janów z sześciu bramek, jakie zdobył w tym sezonie, trzy strzelił GKS-owi Tychy. - Tak wyszło, to żaden patent - uśmiechał się. - Przed meczem założyliśmy sobie, żeby przegrać niżej niż w Katowicach. W domu było 2:10, więc plan się powiódł. Z każdym spotkaniem chcemy się poprawiać - dodał.

- Zaczęliśmy przygotowania do sezonu dopiero we wrześniu. Ten zespół potrzebuje czasu, może na play-off zdążymy - zastanawiał się Andrzej Tkacz, trener "Gieksy". - Kilku zawodników na pewno jednak nie zdąży, bo tak naprawdę w ogóle nie powinni grać - dodał.

Działacze GKS Tychy starają się, żeby jeszcze przed niedzielnym meczem z Unią do zespołu dołączył napastnik z Czech. Zdaniem działaczy będzie nim Roman Kadera. Zespół ma też wkrótce wzmocnić czeski obrońca.

Strzelcy bramek

1:0 Woźnica (15.), 2:0 Belica - Bagiński (16.), 2:1 Mirocha (30.), 3:1 Krzak - Woźnica (31.), 4:1 Sosiński (37.), 4:2 Mirocha (43.), 5:2 Krzak - Woźnica (55.), 6:2 Bagiński - Ślusarczyk (56.), 7:2 Ślusarczyk - Śmiełowski (58.).

GKS T.: Sobecki; Śmiełowski - Kuc, Majkowski (2) - Gretka, Sosiński (10 - za niesportowe zachowanie) - Mejka; Woźnica - Justka - Krzak (6), Bagiński (2+10 - za niesportowe zachowanie) - Belica - Ślusarczyk, Gawlina (2) - Bober - Frączek oraz Maćkowiak (2).

GKS K.: Zając (41. Kowalczyk); Baka - Szymański, Bułka - Goliński (2), Trybuś - Kowalski (4); S. Fonfara - Elżbieciak - Mirocha, Tkacz (2) - G. Sobała - R. Sobała (10 - za niesportowe zachowanie), Kątny - R. Fonfara - Marznica (2) .

Kary: 34 - 20.

Widzów: 1000.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.