To było niezwykłe spotkanie, bo przecież zarząd klubu i kibice spotykają się nieczęsto. Podczas konferencji zorganizowanej przez Stowarzyszenie Kibiców "Wiara Lecha" kilkudziesięciu fanów "Kolejorza" zadawało pytania Radosławowi Majchrzakowi, Radosławowi Sołtysowi i Michałowi Lipczyńskiemu. Oto najważniejsze wątki.
Jest z tym spory chaos, bo ciągle krążą dokumenty między miastem a ministerstwem. Została już wybrana koncepcja architektoniczna, ale do jej zrealizowania brakuje przelewu z PK Sport oraz dodatkowo 3 mln zł, które musi wygospodarować samorząd. To różnica powstała na skutek zmiany ustawy o podatku VAT po naszym wejściu do Unii Europejskiej. Samorząd musi zatem znaleźć pieniądze, które w formie podatku wrócą do skarbu państwa. - Liczymy na poparcie miasta, ale na razie, przy tych wynikach, jakie osiągamy, wolimy nie poruszać tematu, by nie narażać się na złośliwości - mówią działacze Lecha.
Prace związane z budową stadionu oraz budową nowej trybuny w miejscu skarpy pod zegarem mają ruszyć zimą. Nowa trybuna, którą można by nazwać drugą, na razie będzie niezadaszona. Jej budowa spowoduje przez jakiś czas spadek frekwencji, więc trzeba wybrać odpowiedni termin początku i końca prac.
Jeżeli Poznań otrzyma organizację Uniwersjady w 2009 r., zostaną też wymienione trybuny boczne. Wtedy docelowo stadion przy Bułgarskiej liczyłby 40 tys. miejsc. Na razie - po remoncie czwartej i drugiej trybuny - 28 tys. Zorganizowanie Uniwersjady oznacza też montaż podgrzewanej płyty, ale Lech chce znaleźć na to środki wcześniej niż w 2009 r.
Pieniądze unijne są dostępne pod warunkiem zaangażowania własnych środków - w wypadku tego typu inwestycji jak stadion miasto musiałoby wyłożyć 25 proc. kosztów inwestycji.
Jupitery zostaną
Nowa koncepcja architektoniczna zadaszenia stadionu zaskoczyła władze Lecha. Okazuje się bowiem, że w jej myśl nie będzie żadnego oświetlenia w dachu, lecz pozostaną stare jupitery. - Zakładaliśmy, że one znikną, więc ich nie remontowaliśmy - przyznał wiceprezes Sołtys. - Koszt ich odmalowania to 40 tys. zł - dodał Lipczyński. - Nie mamy tych pieniędzy. Zaproponowaliśmy barter wszystkim znaczącym firmom produkującym farby, aby wymalowały jupitery za reklamę na nich. Wszystkie odmówiły.
Lech wraz z policją chcą w najbliższym czasie wprowadzić program walki z pijanymi kibicami. Jest to bowiem plaga - zdarzały się wypadki przemycania wódki na stadion nawet w maskotce-koziołku! - Musimy mieć jednak poparcie kibiców, a zatem musimy program poprzedzić kampanią informacyjną - mówi Sołtys. - Chcemy uniknąć sytuacji ze Szczecina, gdy Pogoń wprowadziła alkomaty. Zatrzymywali ludzi tylko powyżej 1 promila, a i tak znaleźli ze 300 przypadków. I jak się to skończyło? Ogromną awanturą!
Sołtys nie kryje, że system wpuszczania kibiców nie jest doskonały, ale wynika on z małej liczby bram. - Gdy do meczu zostaje 10 minut, pod stadionem robi się tłok, pojawiają się nerwy - mówi.
Lech chce także wprowadzić w najbliższym czasie bilety rodzinne, ale w ich wypadku zawsze pojawiają się kontrowersje. - Gdy wpuszczamy za niższą cenę np. ojca z synem, to protestują ci, którzy mają dwójkę dzieci itd. - mówi. - Kiedyś istniał osobny sektor, na który wpuszczaliśmy za darmo uczniów szkół wraz z opiekunami. I wkrótce okazało się, że większość na tym sektorze stanowili opiekunowie i ich znajomi.
Frekwencja co do widza?
Taką prośbę złożyli w czwartek kibice. - Nie jest to wielki problem, aby dokładną frekwencję podawać publicznie, ale i tak liczba widzów na stadionie będzie inna - stwierdził Sołtys. - Ma ona bowiem kilka składowych. Możemy łatwo ustalić, ile sprzedaliśmy biletów. Możemy ustalić, ile jest posiadaczy karnetów i gości zaproszonych na trybunę VIP. Nie będziemy jednak wiedzieli, czy wszyscy oni przyszli na dane spotkanie. A zatem nawet znając dokładną liczbę sprzedanych karnetów i wejściówek VIP, trzeba będzie szacować frekwencję.
Spółka akcyjna istnieje, ale nie może funkcjonować ze względu na zadłużenie. 98 proc. udziałów ma bowiem stowarzyszenie Lech Poznań. Żeby Lech mógł grać w ekstraklasie jako sportowa spółka akcyjna, trzeba by do niej przenieść wszystkie zobowiązania. Klub ma ugodę sądową z 263 podmiotami (jej realizacja to 1,5-2 mln zł rocznie). Na przeniesienie zobowiązań do SSA muszą oni wyrazić zgodę. Chcemy to wyjaśnić w ciągu miesiąca. Z drugiej strony taka spółka chyba od razu musiałaby ogłosić upadłość.
Lech przedłużył umowy z Kompanią Piwowarską i Lotto, które ma wyłączność na produkcję i sprzedaż pamiątek. Pozyskał też firmę Mróz. Rozwija się współpraca z firmą Remes. Prężnie działa LBC, który co dwa tygodnie pozyskuje do współpracy nową firmę. Z promocji związanej z firmą Pepsi do kasy Lecha wpłynęło 100 tys. zł.
Współpraca z Janem Kulczykiem dotyczy na razie utrzymania kontraktu Piotra Reissa i może w przyszłości także Michała Golińskiego. Jest to precyzyjnie rzecz biorąc, współpraca z firmami Kulczyka, bo sam doktor nie angażuje swoich prywatnych pieniędzy. - Liczymy jednak na to, że nasza cierpliwość i zaangażowanie Sebastiana Kulczyka da wreszcie skutek - mówi Lipczyński.
Budżet Lecha na obecny sezon można oszacować na 9,5 mln zł. Do zbilansowania brakuje 1,5 mln zł. Dziura będzie prawdopodobnie większa, bo złe wyniki odbijają się negatywnie na frekwencji.
Lech w Opalenicy?
Taką sensacyjną koncepcję przedstawili działacze Lecha. Ma to związek z dobrą współpracą z firmą Remes. Chodzi o przeniesienie do Opalenicy siedziby klubu - jego administracji i biur. Dzisiaj bowiem rzadko zdarza się na świecie, aby klub miał siedzibę na stadionie. Poza tym wejścia na przebudowany obiekt przy Bułgarskiej powinny być ze wszystkich stron.
Lech szuka także miejsca na dodatkowe płyty treningowe. Na razie obiekty te są na Bułgarskiej w nie najlepszym stanie. Miasto wydaje na utrzymanie stadionu 700 tys. zł i wystarcza to właściwie jedynie na opłaty za media. Nawet jednak gdyby udało się wyremontować wszystkie obecne płyty, to i tak będzie ich za mało, jak na potrzeby klubu. Ponieważ pomysł pozyskania od kolei terenów na Dębcu jest coraz mniej realny, może uda się w Opalenicy.
Docelowo w dzisiejszym budynku klubu powstałaby bursa dla trenującej w Lechu młodzieży.
Grę Wojtali i Majewskiego rzeczywiście należy ocenić na razie dość krytycznie, ale trzeba pamiętać, że de facto nie mieli oni występować na boisku od początku sezonu. Mieli dopiero pracować nad formą, bo przecież w swych ostatnich klubach w ogóle nie grali. Sytuacja kadrowa Lecha wymusiła wpuszczanie ich od razu do gry.
Wojtala czy Majewski mieli i nadal mają pełnić w Lechu rolę Piotra Świerczewskiego - swym doświadczeniem i charakterem nadawać zespołowi oblicza. W wypadku Świerczewskiego na początku też wszyscy pytali, po co on tu jest. Teraz wszyscy pytają, dlaczego go tu nie ma.
A nie ma go dlatego, że nie chciał grać w Lechu. Po zakończeniu ubiegłego sezonu zapowiadał, że kończy w ogóle grę w piłkę. Wisiała też nad nim groźba dyskwalifikacji. Wyjechał z Polski, krążył nawet po Chinach. Niewykluczone jednak, że wróci do "Kolejorza" - może już zimą.
Nie jest to trener, który nie popełnił błędów. Jako jeden z nielicznych daje jednak gwarancję, że z tych błędów wyciągnie wnioski i będzie się na nich uczył. Poza tym do złych wyników Lecha przyczyniło się też zachwianie okresem przygotowawczym i kontuzje.
Wiosną brak kontuzji był jednym z atutów Lecha. Teraz z podstawowej kadry chyba tylko Łukasz Madej uniknął urazu. Taki np. Zbigniew Zakrzewski tylu kłopotów ze zdrowiem nie miał podczas całej swej kariery.
Jest wiele czynników, które mają zły wpływ na piłkarzy - nawet ślub czy narodziny dziecka. - Po jednym i drugim trudno się otrząsnąć - żartował Majchrzak.
Zatrudnienie psychologa nie wchodzi raczej w grę. Taki psycholog sprawdza się w sportach indywidualnych, ale nie stosuje się go w grach zespołowych. Trudno znaleźć człowieka (i zarobki dla niego), który poświęciłby się bez reszty i stał się powiernikiem 24 ludzi i 24 różnych charakterów.
- Za czasów trenera Pintera robiliśmy piłkarzom naloty na mieszkania i sprawdzaliśmy nawet ich kubły na śmieci - mówi Radosław Sołtys. - Przerażające było to, co ci ludzie jedli. Teraz nie będziemy tego stosować, bo dorosły człowiek powinien sam wiedzieć, co jeść i jak się prowadzić.
Piłkarze sami muszą określić, czy chcą dalej grać w Lechu. I najlepiej byłoby, aby zadeklarowali to publicznie. Przedłużanie kontraktów z nimi najczęściej wiąże się z podwyżką, a to wymaga negocjacji. - Po zdobyciu Pucharu Polski niektórzy gracze podawali takie propozycje wysokości nowych kontraktów, że można było uznać to tylko za żart - mówił Sołtys.