Legia ku pamięci Deyny w Sokołowie Podlaskim

Pan Saganowski by chciał takie piłeczki dostawać. No, czasami dostaje - mówił Stanisław Kowalczyk, były prezes Podlasia, nawiązując do tego, w jak genialny sposób piłkę rozgrywał Kazimierz Deyna. W 15. rocznicę śmierci jednego z największych polskich piłkarzy w Sokołowie Podlaskim odsłonięto tablicę pamiątkową, a Legia przyjechała rozegrać mecz. Wygrała, ale z trudem.

Na uroczystość do Sokołowa Podlaskiego przyjechali przedstawiciele Mazowieckiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej oraz władz Legii. Reprezentowali ją: dyrektorzy sportowi Edward Socha i Janusz Olędzki, przedstawiciel zarządu Andrzej Młotek, rzecznik prasowy Jacek Bednarz i drużyna ze sztabem szkoleniowym. Drużyna co prawda osłabiona, ale w tym gronie nie było nieusprawiedliwionych. Jacek Zieliński i Veselin Djoković są kontuzjowani do końca rundy jesiennej, Bartosz Karwan i Dickson Choto po kontuzjach dopiero wracają do zdrowia, Marcin Smoliński wraca po chorobie, Artur Boruc i Piotr Włodarczyk pojechali na zgrupowanie pierwszej reprezentacji, Jakub Rzeźniczak i Maciej Korzym reprezentacji juniorów, zaś Anatolij Dorosz młodzieżowej reprezentacji Mołdawii. W ostatniej chwili mięsień naciągnął Tomasz Kiełbowicz i też go nie było. Pisemne usprawiedliwienia przysłali honorowo zaproszeni Jan Wejchert, prezes ITI, czyli właściciela klubu, i Grzegorz Lato, kolega Deyny z reprezentacji (jedyny, który w reprezentacji Polski rozegrał więcej spotkań), obecnie senator RP.

Dlaczego w Sokołowie?

O wygłoszenie mowy wspomnieniowej poproszono kolegę Deyny z Legii, później jej trenera i dyrektora sportowego Władysława Stachurskiego. - Kazia poznałem w roku 1966, gdy przyszedł do Legii odbyć służbę wojskową. Razem graliśmy przez siedem lat. Mimo młodego wieku szybko zaczął nadawać ton grze zespołu. Lepszego rozgrywającego polska piłka wcześniej ani później nie miała - mówił Stachurski.

A dlaczego tablicę pamiątkową odsłonięto w Sokołowie Podlaskim? Przecież Deyna nigdy nie występował w miejscowej drużynie ani przeciw niej. - W roku 1975, czyli rok po największym sukcesie polskiego futbolu, jakim było trzecie miejsce na mistrzostwach świata w Niemczech, na spotkanie z kibicami do Sokołowa przyjechali trener Kazimierz Górski i kapitan tamtej drużyny Kazimierz Deyna. Oni uchodzili wtedy za bohaterów. Być może w gronie uczestników dzisiejszej uroczystości są jeszcze ludzie pamiętający tamto spotkanie. A poza tym w Sokołowie jest bardzo wielu kibiców Legii. No i oficjalnie my z Sokołowa przyznajemy się do dwóch Sokołowskich w Legii - zakończył żartem obecny prezes klubu występującego obecnie w Mazowieckiej Lidze Seniorów (V liga) Andrzej Minarczuk. - Deyna był u nas tylko raz, ale uznaliśmy, że żaden inny piłkarz nie zasłużył, by tak go uhonorować - stwierdził wspomniany Stanisław Kowalczyk.

Trzy strzały, trzy gole

A mecz? - Mamy przyjemność oglądania pięknego i wspaniałego pojedynku - ogłosił spiker zawodów. I bardzo dobrze, bo gdyby nie to zdanie oznajmujące, pewnie nikt by się nie domyślił, że ze średniakiem V ligi gra jedna z najlepszych drużyn pierwszoligowych. Na szczęście pięć minut później Marek Saganowski bardzo szybko wystartował do piłki odbitej przez obrońców po strzale Tomasza Sokołowskiego I i z bliska kopnął do siatki.

Do końca pierwszej połowy drużyna Legii ustawiona przez trenera Dariusza Kubickiego w tzw. diamencie (z przodu tylko Saganowski, z tyłu czterech obrońców) zdążyła stworzyć kilka groźnych sytuacji. Bliscy celu byli Dariusz Dudek i Tomasz Sokołowski I, a najbliżej Saganowski, który po rzucie rożnym Radosława Wróblewskiego uderzył piłkę głową i trafił w poprzeczkę. Z drugiej strony boiska 17-letni Robert Chaciński ograł pół obrony Legii i gdyby nie noga Jacka Magiery, mogło być 1:1. To nie powinno się zdarzyć.

Jak się okazało, był to tylko przedsmak tego, co czekało Legię w drugiej połowie. Co prawda wprowadzony po przerwie Tomasz Jarzębowski szybko podwyższył wynik, ale zupełnie nieoczekiwanie w ciągu dwóch minut gospodarzom udało się doprowadzić do wyrównania. W 56. minucie spiker mógł obwieścić: "Legii też można strzelić gola". Zrobił to Parzonka, który niedługo później celnie wyrzucił piłkę z autu, a młody Chaciński przelobował Andrzeja Krzyształowicza. Wstyd dla wicemistrzów kraju.

Na szczęście w tym meczu mieli Jarzębowskiego. W 65. min przymierzył z dystansu. A w końcówce po rzucie rożnym Radosława Wróblewskiego celnie uderzył głową. Honor zachowany. - Trzy strzały, trzy gole. Mogłem grać jeszcze bardziej ofensywnie - powiedział najskuteczniejszy zawodnik spotkania.

Pomimo średniej gry po meczu kibice Legii tłumnie wylegli na boisko. Najwięcej zdjęć robiono sobie z trenerem i skandowano "Darek Kubicki", czym wyrażano dla niego poparcie. - Już z Cracovią próbowaliśmy systemu 4-4-2. Dziś graliśmy jednym napastnikiem, bo pozostali dostali powołania do reprezentacji. Dwie bramki stracone z takim rywalem oczywiście nie cieszą, ale blok obronny był dziś mocno sztukowany. W drugiej połowie na przykład na stoperze grał Leo, a to zdecydowanie nie jego pozycja. Nie należy wyciągać pochopnych wniosków. To tylko sparing - mówił Kubicki po zakończeniu spotkania. No, ale dobrze to na pewno nie było.

PODLASIE SOKOŁÓW PODL. - LEGIA WARSZAWA 2:4 (0:1): Parzonka (56.), Chaciński (58.) - Saganowski (25.), Jarzębowski (52., 65., 83.). Skład Legii: Krzyształowicz (75. Zaremba) - Dudek, Jóźwiak (46. Szala), Magiera, Poledica - Sokołowski I (46. Sokołowski II), Kurauvzione, Surma (46. Jarzębowski), Kowalski, Wróblewski - Saganowski (46. Stanford).

WIDZÓW: 1 tys.

Podlasie Sokołów Podlaski

Klub powstał w 1936 roku. Do dziś miał kilka nazw: Atak, Zryw, Związkowiec, Spójnia, Ogniwo, Sokół. W 1975 r. z połączenia Sokoła z Cukrownią powstało Podlasie Sokołów Podlaski. Klub w latach 90. trzykrotnie grał w III lidze. Obecnie występuje w Mazowieckiej Lidze Seniorów (V liga).