Rozmowa z Robertem Mateusiakiem, badmintonistą SKB Litpol - Malow Suwałki

- Będziemy grać do igrzysk olimpijskich w Pekinie - mówi Robert Mateusiak, który razem z Michałem Łogoszem w igrzyskach Atenach odpadł w drugiej rundzie. Ich pogromcami została para z Korei - późniejsi złoci medaliści

Artur Wnuk: Które igrzyska były trudniejsze w Sydney czy w Atenach?

Robert Mateusiak: Te w Grecji. Trafiliśmy do najtrudniejszej ćwiartki turniejowej. W pierwszym pojedynku pokonaliśmy w trzech setach aktualnych mistrzów Azji z Indonezji. Sprawiliśmy sporą sensację. To było zdecydowanie jedno z najlepszych spotkań w naszej karierze, które otworzyło nam drzwi do światowej elity debli. Dodało nam wiary, że nawet z Azjatami można wygrać. Ale już w drugiej grze trafiliśmy na jeszcze bardziej utytułowanych Koreańczyków. Zagraliśmy nieźle, ale punkty zdobywali rywale i wygrali w dwóch setach. Czuliśmy wielki niedosyt, że musimy zmierzyć się z nimi tak wcześnie. Przegrać z mistrzami olimpijskimi w drugiej rundzie, a w finale - to spora różnica. Z drugiej strony cieszy nas to, że nie ulegliśmy byle komu. Jak już spadać, to z wysokiego konia.

Wcześniej wspominaliście, że olimpiada w Atenach może być dla was ostatnią w karierze.

- Razem z Michałem zadeklarowaliśmy już, że przez następne cztery lata chcemy nadal razem trenować. Naszym ostatecznym celem mają być igrzyska w Pekinie. Rozmawialiśmy o tym w Atenach z prezes Polskiego Związku Badmintona. Postawiliśmy jednak pewne warunki.

Jakie?

- Chcemy, aby ośrodek przygotowań kadry narodowej nie znajdował się aż w położonych przy południowej granicy Głubczycach. Nie możemy być ciągle oddaleni od naszych rodzin. Zaproponowaliśmy Warszawę. Byłby to ośrodek również dla kadry kobiet, wstępną zgodę wyraziła trenerka Klaudia Majorowa oraz najlepsze polskie deblistki: Kamila Augustyn i Nadia Kostiuczyk. Pomysł zyskał też akceptację pani prezes, ale do jego powstania długa droga. Na razie mamy zapewnioną raz dziennie halę w jednej z warszawskich szkół, porozmawiamy w sprawie korzystania z obiektów AWF-u. Po urlopach, które kończymy 18 września, rozpoczniemy treningi w stolicy.

Przydałoby się chyba częściej wyjeżdżać na gry kontrolne do Danii, Anglii...

- Są takie możliwości. Prezes Jadwiga Ślawska-Szalewicz przez wiele lat działania w Europejskiej Unii Badmintona zyskała mnóstwo kontaktów. To ona załatwiła kilkudniowe zgrupowanie w Danii przed Atenami, gdzie graliśmy z najlepszymi tamtejszymi deblami. To wtedy pękła pewna bariera, byliśmy równymi partnerami dla par, które mają w dorobku tytuły mistrzów Europy i świata.

Jak wyglądają Wasze plany na najbliższe miesiące?

- Wyjeżdżamy na urlopy z najbliższymi. Później wracamy na treningi do Warszawy, które będą przerywane wyjazdami do Niemiec na grę w lidze. Do końca roku chcemy wystartować jeszcze na turniejach w Holandii, Danii i Niemczech. Chcemy walczyć o dobre miejsca, aby nie tracić kontaktu ze światową czołówką.

Po dobrym występie na olimpiadzie nie zamierzacie chyba zmieniać barw klubowych?

- Taka myśl nie przyszła mi nawet przez głowę. W suwalskim klubie jestem od siedmiu lat. Gdyby mi coś nie pasowało, już wcześniej bym zakończył tę współpracę. Tak przyjaznej atmosfery, jaka jest w SKB Litpol-Malow, nie ma w żadnym innym krajowym klubie. We wrześniu pojawimy się w Suwałkach, aby podpisać z SKB nową dwuletnią umowę.

Copyright © Agora SA