Nie udał się piłkarzom GKS Bełchatów wyjazd do Nowego Dworu Mazowieckiego. Świt borykający się z problemami finansowymi, przed sezonem musiał pożegnać się z większością swoich zawodników. Na dodatek tuż przed spotkaniem z GKS odeszli z klubu bramkarz Boris Pesković, a także drugi trener i kierownik drużyny.
Bełchatowian interesowało w tym meczu tylko zwycięstwo, tym bardziej, że urodziny tego dnia obchodził trener GKS Mariusz Kuras. Mecz zaczął się zgodnie z oczekiwaniami. Goście wygrali walkę o środek boiska, co przyniosło pierwsze sytuacje bramkowe. Sygnał do natarcia dał najlepszy napastnik gości Grzegorz Król. Sprytnie minął dwóch obrońców Świtu i oddał piłkę do nadbiegającego Łukasza Garguły. Ten kopnął z całej siły, ale bramkarz gospodarzy zdołał wypiąstkować piłkę na róg. Pięć minut później Garguła już sam wypracował sobie idealną sytuację. Przedarł się przez blok obrońców Świtu, znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i wtedy... podał mu piłkę.
Jednak najlepszą sytuację miał Kuranty. Jego strzał z linii pola karnego efektowną paradą obronił 20-letni Rafał Misztal.
W środku boiska Marcin Konopka i Adam Gmitrzuk ze Świtu nie potrafili sobie poradzić z Jackiem Kurantym i Bartoszem Hincem. Pomocnicy GKS długo utrzymywali się przy piłce i szukali w polu karnym Króla. Napastnik gości kilka razy próbował wyjść na pozycję, ale hamowała go chorągiewka asystenta sędziego sygnalizująca spalone.
Świt przed przerwą właściwie tylko się bronił. Jego sytuację odwróciła 45. minuta meczu. Po stracie piłki Edward Cecot podciął od tyłu Gmitrzuka. Sędzia bez wahania pokazał mu żółtą kartkę, a że 20 minut wcześniej za podobny faul na Marcinie Danielewiczu ten sam zawodnik został już ukarany, więc musiał zejść z boiska. - Cecot zachował się nieodpowiedzialnie. Nie można tak faulować, kiedy ma się już jedną żółtą kartkę - skarcił swojego piłkarza trener Mariusz Kuras.
Po zmianie stron grający w przewadze gospodarze rzucili się do ataku, a GKS bronił się całym zespołem. W marnowaniu doskonałych sytuacji brylował Karol Bilski. W 49 minucie po raz pierwszy ośmieszył obrońców GKS, ale jego strzał wybił Aleksander Ptak. Zaraz potem sam na sam z bramkarzem Bełchatowa znalazł się Gmitrzuk i znów Ptak okazał się lepszy od napastnika gospodarzy. Trzy minuty później kolejną okazję zmarnował Bilski.
- Nie przegraliśmy dzięki temu, że rywale mają w składzie Karola - żartował Sergiusz Wiechowski pomocnik GKS, były zawodnik Świtu.
Nie lepiej spisywali się koledzy Bilskiego. Adam Czerkas najpierw w doskonałej sytuacji strzelił głową prosto w ręce bramkarza, a później spudłował z pięciu metrów. W sumie tylko w drugiej połowie gospodarze mieli dziesięć okazji do zdobycia gola. Połowę z nich wybronił Ptak, a w pozostałych gracze z Nowego Dworu fatalnie pudłowali.
W końcówce spotkania niewiele zabrakło, a brak skuteczności zemściłby się na podopiecznych Jerzego Masztalera. W 90. min. GKS miał rzut wolny pośredni w polu karnym Świtu, ale zawodnicy źle go rozegrali. Dwie minuty później, po kontrze, Janusz Dziedzic miał przed sobą tylko Misztala, jednak strzelił wysoko nad poprzeczką.
- W pierwszej połowie górę brało piłkarskie rzemiosło - ocenił spotkanie Jerzy Masztaler, trener Świtu. - Po przerwie przeciwnik się cofnął i stworzyliśmy wiele sytuacji. To jednak zawsze bolesne, kiedy najlepszym piłkarzem meczu jest bramkarz rywali.
W sumie GKS przywiózł z Nowego Dworu szczęśliwy remis, który niespodziewanie dał górnikom fotel lidera.
Świt: Misztal - Łowicki, Cios Ż, Jadczak, Wawrzyniak Ż - Kosiorowski (57. min. Cieśla), Konopka Ż, Gmitrzuk, Reginis (76. min. Centkowski) - Bilski, Danielewicz (65. min. Czerkas)
Bełchatów: Ptak - Frohlich, Cecot Cz, Popek, Hinc - Kuranty, Berliński Ż, Wiechowski (46. min. Kolendowicz), Garguła (57. min. Pietrasiak) - Król (79. min. Kaczorowski), Dziedzic
Aleksander Ptak. Za wygrane pojedynki z Karolem Bilskim i uratowany punkt dla GKS.