Grzegorz Wędzyński: Chciałem wrócić na Konwiktorską

Jesteśmy w formie. Wygraliśmy 3:1 z Cracovią, którą już okrzyknięto rewelacją. A mogliśmy strzelić co najmniej pięć goli. Liczę na zwycięstwo w Warszawie - mówi pomocnik Górnika Łęczna, a kiedyś Polonii, Grzegorz Wędzyński

W sobotę zagra na stadionie, na którym trenował przez kilka lat i z którego trafił do wielkiej piłki. Latem Grzegorz Wędzyński miał zresztą wrócić na stałe na Konwiktorską po pięciu latach gry w lidze izraelskiej. W czerwcu prowadził rozmowy z Polonią, która nie zdecydowała się jednak na podpisanie z nim kontraktu. Zrobił to Górnik Łęczna, którego jutro o godzinie 18 "Czarne Koszule" podejmują na Konwiktorskiej.

Olgierd Kwiatkowski: Pamięta Pan swój ostatni mecz na stadionie Polonii?

Grzegorz Wędzyński: Jasne. Graliśmy z GKS Katowice. Pierwszego gola zdobył Tomasz Moskal, a drugiego ja. To był strzał z rzutu wolnego na bramkę przy zegarze. Potem jeszcze były derby na Łazienkowskiej. Przegraliśmy, ale myślę, że zagrałem wtedy naprawdę bardzo dobrze.

A pozostał Panu w pamięci pierwszy mecz w Polonii?

- Ciężko sobie przypomnieć. Pamiętam bardziej okoliczności przejścia do Polonii. Na meczu reprezentacji Ostrołęki i Warszawy wypatrzył mnie trener Antoni Giedrys. Potem przyjechał do Przasnysza z walizką pieniędzy pan Piekarzewski [dziś honorowy prezes Polonii - red.]. Rozmawiał najpierw z moją mamą i obiecał jej, że zaopiekuje się mną w Warszawie. Potem przystąpił do rozmów ze mną. Powiedział mi, że to w Polonii wychował się Dariusz Dziekanowski i że tutaj mogę się ukształtować jako piłkarz. Miałem wtedy propozycję z innych, lepszych wtedy klubów: Stomilu Olsztyn, Jagiellonii Białystok, Widzewa Łódź, ale wybrałem Polonię. MZKS Przasnysz otrzymał za mnie tyle pieniędzy, że starczyło mu na utrzymanie klubu przez dwa lata.

Nie żałuje Pan tamtej decyzji?

- Tutaj rzeczywiście ukształtowałem się jako piłkarz. Przeszedłem z ligi okręgowej do trzeciej ligi, a rok później grałem już w drugiej. W niej strzeliłem w jednym sezonie 16 goli. Potem w 1992 roku kupiła mnie Legia. Potrafiłem się w Polonii nieźle wypromować, bo podpisałem pięcioletni kontrakt z najsilniejszym wtedy klubem w Polsce. W Legii trudno było mi się przebić do pierwszego składu, ale miałem swój udział w mistrzostwie Polski, Pucharze Polski. Legia mnie nie chciała. Zostałem wypożyczony do ŁKS Łódź. Oni chcieli mnie nawet kupić, ale pan Romanowski odchodził właśnie z Legii i przychodził do Polonii. Powiedział: "Grzegorz chcę, żebyś grał w Polonii jako kapitan". Wróciłem i to właśnie z Konwiktorskiej dostałem powołanie do reprezentacji Polski. W 1998 roku zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski. Byłem z tego bardzo dumny. Rok później zostałem sprzedany dzięki panu Engelowi do Izraela, chyba za 250 tysięcy dolarów.

Tak ciepło mówi Pan o Polonii. To dlaczego nie gra Pan w niej teraz?

- Ciekawe i trudne pytanie, ale chyba nie ja powinienem na nie odpowiedzieć. Nadal jestem w dobrych kontaktach z kibicami i działaczami Polonii, ale gram w Górniku. Tak się życie potoczyło i nie chciałbym o tym mówić przed meczem tych dwóch drużyn. Mam z Górnikiem kontrakt na rok i niewykluczone, że jeszcze wrócę do Warszawy.

Musiał Pan opuścić Izrael. Tam podobno nieźle Panu szło?

- Wróciłem do Polski, choć tam w Izraelu czułem się bardzo dobrze. Doceniano mnie. Długo grałem w jednym z najlepszym klubów Maccabi Tel Awiw. Myślę, że większość kibiców w Izraelu spytana o mnie, wie o kogo chodzi. Dzieci osiągnęły jednak taki wiek, że musiałem zdecydować o ich przyszłości, gdzie mają się kształcić. Wiedziałem, że wrócę do Polski. Postanowiłem, że zrobię to teraz. Nie myślę jednak o końcu kariery. Gdy robiłem badania wydolnościowe, cały czas miałem wyniki w górnym pułapie. Czuję się młodo i myślę, że pogram jeszcze pięć, sześć sezonów.

Z jakim nastawieniem podchodzi Pan do sobotniego meczu? Z jednej strony w Polonii Pan się wychował, z drugiej jest Pan zawodnikiem Górnika Łęczna....

- Zrobię to, co umiem, żeby Górnik wygrał. Nie będzie sentymentów. Jestem teraz piłkarzem Łęcznej i nie narzekam na to. Obdarzono mnie tu dużym zaufaniem. Podpisałem kontrakt po kilku minutach rozmowy. Jesteśmy w formie. Wygraliśmy 3:1 z Cracovią, którą już okrzyknięto rewelacją. A mogliśmy strzelić co najmniej pięć goli. Liczę na zwycięstwo w Warszawie. Remisu raczej nie będzie.

Widział Pan Polonię w meczu z Wisłą Kraków?

- Oglądałem tylko migawki. Osobiście widziałem ostatni mecz poprzedniego sezonu, z Górnikiem Zabrze. Od tego czasu to już jest zupełnie inna drużyna. Wiem, jak Polonia gra i jakie są jej silne strony. To przede wszystkim doświadczeni piłkarze: Darek Dźwigała, Igor Gołaszewski i Piotrek Stokowiec wsparci przez młodzież. Ale nikogo się w tym zespole nie boję.

Stadion Polonii, na którym Pan będzie w sobotę gościem, coraz trudniej będzie poznać...

- Słyszałem o remontach i cieszę się, że powstaje mały kameralny stadion w centrum Warszawy, blisko Starówki. Ja mam dom w Warszawie dziesięć minut od Konwiktorskiej i miło będzie na nią przyjeżdżać w przyszłości czy to jako piłkarz, czy jako kibic.

Grzegorz Wędzyński, urodzony 4 czerwca 1970 w Przasnyszu. Wychowanek MZKS Przasnysz. Kluby: MZKS Przasnysz, Polonia Warszawa (1987-1992; 1994; 1996-99), Legia Warszawa (1992-94; 94-95), ŁKS Łódź (11996), Maccabi Tel Awiw (1999-2002), Hapoel Irony Rishon le-Zion (2002-03), Hapoel Kiryat-Shomna (2003/04). Górnik Łęczna (od 2004). Sukcesy: Mistrzostwo Polski (1994, 95), Puchar Polski (1994, 95), Superpuchar (1995), Puchar Izraela (2002), wicemistrzostwo Polski z Polonią (1998).

Kobiety za darmo

Zarząd KSP Polonia ustalił, że na mecze rundy jesiennej kobiety, dzieci do lat ośmiu oraz osoby niepełnosprawne mają wstęp wolny. Utrzymał również ceny ulgowe (młodzież do lat 16) na nową trybuną kamienną. Będą one kosztować 11 zł, na główną trybunę cena ulgowych biletów wynosi 15 zł.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.