Czarny scenariusz w koszykarskim Śląsku?

Agent Ryana Randle'a chce rozwiązać kontrakt ze Śląskiem, Michał Ignerski waha się, czy podpisać umowę, a Tomo Mahorić być może w ogóle nie pojawi się we Wrocławiu. W najbardziej znanym i utytułowanym polskim klubie powoli zaczyna się realizować czarny scenariusz

- Nie ma zagrożenia, że będziemy drutować budżet tylko po to, aby wystartować - zapewniał jeszcze niedawno szef wrocławskiego klubu Grzegorz Schetyna. - Zdajemy sobie bowiem sprawę, na jaki poziom wznieśliśmy ten zespół, jak wymagający są kibice i media. Znajdziemy sponsora, ale chcemy podpisać umowę, która gwarantowałaby nam poziom sportowy - podkreślał.

Schetyna wymienił wówczas trzy firmy, z którymi prowadzone były rozmowy, ale kwestia dwóch pierwszych była już wówczas nieaktualna. Ratunkiem miała być trzecia opcja, a więc finansowanie, a być może również przejęcie klubu przez Getin Holding, firmę jednego z najbogatszych Polaków Leszka Czarneckiego. I ta opcja jest już jednak bardzo mało prawdopodobna, choć nikt z Getinu nie chciał się w tej sprawie wypowiedzieć dla prasy.

Około 20 sierpnia to termin, do którego wyjaśniona miałaby zostać sprawa nowego sponsora. Jest jednak mało prawdopodobne, aby w tak krótkim czasie udało się Śląskowi znaleźć pieniądze gwarantujące budżet na poziomie chociażby połowy z minionego sezonu. W drużynie wciąż natomiast brakuje przynajmniej czterech podstawowych koszykarzy, a co więcej - wcale nie wiadomo, czy ci, co są, w Śląsku będą grali.

Po tym bowiem, jak rozwiązano kontrakt z Dominikiem Tomczykiem, umowę wypowiedział agent Ryana Randle'a. Charles A. Bonsignore jeszcze niedawno zapewniał co prawda, że jego zawodnik nadal będzie grał w Śląsku. - Kilka drużyn NBA zapraszało Ryana na obóz treningowy, ale jego kontrakt ze Śląskiem jest tak skonstruowany, że najlepiej będzie, jak wróci do Polski - podkreślał. W czwartek wieczorem prawnicy reprezentujący agencję Passing Lane Sports wysłali jednak do wrocławskiego klubu pismo, w którym informują o rozwiązaniu umowy. Jako powody wymienili "rażące łamanie zapisów kontraktowych". Wg nich Śląsk po pierwsze nadal nie uregulował wszystkich zaległości za poprzedni sezon, po drugie przed 1 sierpnia miał zapłacić pierwszą ratę za występy w sezonie 2004/05, po trzecie zaś zawodnik miał przylecieć do Polski 1 sierpnia, a agencja do tej pory nie otrzymała biletu lotniczego. Poza tym prezes klubu Piotr Waśniewski kontaktował się z Passing Lane, informując, że Śląsk nie jest w stanie zapłacić, bo nie otrzymał należnych pieniędzy za występy w Eurolidze, a także stracił sponsorów z poprzedniego sezonu. Poza tym jeżeli budżet z pieniędzy od sponsorów będzie niewystarczający, klub chce renegocjować umowę. "To jasne, że klub nie ma zamiaru wywiązać się z kontraktu" - czytamy m.in. w piśmie, które wysłane zostało również do PZKosz oraz FIBA. Kontrakt Randle'a ze Śląskiem wg firmy prawniczej jest już nieważny i jeżeli w ciągu 24 godzin sprawa nie zostanie ostatecznie załatwiona, "podjęte zostaną zdecydowane kroki".

- Rozumiemy problemy Śląska, a Ryanowi bardzo się podobało we Wrocławiu, ale czujemy, że kontynuowanie przez niego kariery we Wrocławiu jest zbyt ryzykowne - uważa Bonsignore, który wystąpił już do klubu o wydanie listu czystości. - Życzę Śląskowi wszystkiego najlepszego, ale nie pozwolę Ryanowi grać we Wrocławiu w takiej sytuacji. Przed dwoma dniami klub daje mi pozwolenie na szukanie Ryanowi nowego klubu, bo martwią się o niego i sami nie wiedzą, kiedy osiągną porozumienie z potencjalnymi sponsorami. Dzień później poprosiłem o wydanie listu czystości i Piotr powiedział, że otrzymam go w ciągu 24 godzin. I znowu kolejnego dnia dostaliśmy informację, że jednak ze wszystkiego się wywiążą, zapłacą zaległe pieniądze, bo to dla nich ważny koszykarz.

Śląsk obstaje przy tym, że Randle jest nadal ich zawodnikiem.

- Ma ważny kontrakt do 2006 roku i na razie nic się w tej sprawie nie zmieniło. To nasz zawodnik - podkreśla Waldemar Łuczak, dyrektor ds. sportowych wrocławskiego klubu. - Pisma można wysyłać i różne rzeczy na nich pisać, stan prawny jest taki, że kontrakt obowiązuje i nie ma najmniejszych podstaw do tego, aby uznać go za rozwiązany.

Sprawa zapewne będzie się jeszcze toczyć przez jakiś czas, podobnie jak ewentualne podpisanie ostatecznego kontraktu z Michałem Ignerskim.

- Mamy podpisany pre-kontrakt i negocjujemy zasadniczą umowę - mówi Łuczak. - Mogę powiedzieć, że jest ona już prawie gotowa. Czekamy jednak na decyzję sponsora, nie możemy od tak sobie podpisać umowy, zwłaszcza że Michał jest dla nas stosunkowo drogim koszykarzem.

Podpisanie pre-kontraktu nie jest zatem równoznaczne z tym, że Ignerski będzie grał w Śląsku. Nie tylko klub może się wycofać z tej umowy, ale również sam koszykarz, który w sytuacji, w jakiej znalazł się klub, wcale nie może być pewny, że wynegocjowane pieniądze otrzyma. - Mamy się jeszcze spotkać - odpowiada dyplomatycznie.

- To nie jest chyba jakiś wielki problem, bo Michał i tak przebywa teraz na kadrze - podkreśla Łuczak. - Chcielibyśmy, aby już był z nami i trenował, ale jak pozwolą fundusze, wówczas podpiszemy umowę.

Na razie w hali przy ul. Mieszczańskiej trenują juniorzy i młodzi zawodnicy (z szerokiej kadry m.in. Paweł Mróz, Robert Skibniewski, Maciej Szlachtowicz czy Kamil Chanas) pod okiem drugiego trenera Tomasza Jankowskiego. I niewykluczone, że Jankowski poprowadzi także pierwszy zespół w nowym sezonie. Tomo Mahorić przebywa na razie w Słowenii (po ostatnich wywiadach, w których narzekał na sytuację w klubie, trudno się z nim skontaktować) i czeka na jakikolwiek sygnał ze strony klubu. Nie szuka zawodników, bo w sytuacji, gdy klub nie zapewnił budżetu, i tak nie ma to sensu. Coraz częściej można jednak usłyszeć nieoficjalne informacje, że Mahorić nie będzie chciał pracować w takich warunkach lub że klubu po prostu, przestawiając się na wariant oszczędnościowy, sam z niego zrezygnuje. Na razie w Śląsku nie biorą jednak takiej opcji pod uwagę.

- Mahorić czeka na sygnał. Ma ważny z nami kontrakt, w przyszłym tygodniu powinien się pojawić - mówi Łuczak i dodaje, że nie ma to związku z ewentualnym podpisaniem umowy ze sponsorem. - Mamy kontrakt, więc w tym przypadku to nie ma znaczenia. Oczywiście, że może dojść do sytuacji, w której on stwierdzi, że praca we Wrocławiu go nie interesuje. Chcemy jednak, żeby był u nas, bo to dobry trener.

W przypadku realizacji najbardziej pesymistycznych założeń (brak sponsora, odejście Mahoricia) jest też wielce prawdopodobne, że klub nie wystartuje w rozgrywkach o Puchar ULEB.

- Na razie nie bierzemy tego pod uwagę. Śląsk gra w pucharach od lat i nie wyobrażam sobie, aby go w nich nie było w tym sezonie - twierdzi Łuczak. - Oczywiście należałoby rozważyć różne scenariusze. Jakby się okazało, że nie mamy pieniędzy, to nie wiem, czy występy w pucharach i ciągłe przegrywanie, i to nie różnicą pięciu czy dziesięciu punktów, byłoby dobre. To jednak czarny scenariusz i w ogóle nie bierzemy go pod uwagę.

Na najbardziej nurtujące pytania (czy Randle zostanie, czy Ignerski podpisze, czy Mahorić przyjedzie i przede wszystkim co ze sponsorem) powinniśmy poznać odpowiedzi w ciągu tygodnia. Jeżeli zacznie się realizować czarny scenariusz - co jest niestety coraz bardziej prawdopodobne - wówczas będzie można zapomnieć o wielkiej koszykówce w Śląsku. Zamiast walki o mistrzostwo Polski będzie bronienie się przed spadkiem (na szczęście w Polsce jest jeszcze kilka słabszych drużyn) drużyną złożoną z juniorów, kilku doświadczonych koszykarzy, którzy już mają kontrakty (Maciej Zieliński, Radosław Hyży), wzmocnioną zapewne dwoma Amerykanami średniej klasy. W takim przypadku trzeba będzie liczyć na to, że w trakcie sezonu uda się pozyskać poważniejszych sponsorów, a co za tym idzie - w trakcie styczniowego okienka transferowego sprowadzić kilku wartościowych koszykarzy. A właśnie w styczniu ma poważnie uderzyć w rynek organizowany przez Leszka Czarneckiego Getin Bank...

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.