Waldemar Kordyl: Jak Pan nawiązał kontakt z Cracovią?
Marek Citko: Nie znałem się osobiście z trenerem Stawowym, ale znam się dobrze z Kaziem Węgrzynem. Chciałem się z kimś przygotować do rozgrywek ligi włoskiej, które rozpoczynają się 20 lipca. Nie ukrywam, że mój menedżer prowadzi rozmowy z drużynami, które w tym roku awansowały do Serii A [Palermo, Cagliari, Livorno, Messina, Atalanta, Fiorentina - przyp. red]. Cracovii postawiłem sprawę jasno: jeśli nie dostanę poważnej oferty z Włoch, zostanę w Krakowie.
Nie chce Pan już grać w szwajcarskim FC Aarau?
- Mam jeszcze na rok ważny kontrakt, ale chcę go rozwiązać. Aarau gra wyłącznie o utrzymanie się w lidze. Drużyna prezentuje fizyczny futbol, nie ma tam zbyt wiele miejsca na technikę. Zainteresowała się mną firma menedżerska z Monachium Top Kicker i stwierdziła, że moja dalsza gra w Szwajcarii jest marnowaniem czasu.
Jak się Panu wiodło w Szwajcarii?
- W końcówce ostatniego sezonu miałem dużo dobrych występów. Utrzymaliśmy się w lidze, więc chyba wypadłem nie najgorzej.
Czy ma Pan propozycje z innych krajów niż Włochy?
- Były jeszcze oferty z drugiej Bundesligi. Menedżer zaproponował mi grę w Katarze za olbrzymie pieniądze, ale jednocześnie zasugerował, że mogę jeszcze powalczyć w Europie. Liga włoska może być moją ostatnią szansą na zaistnienie w wielkiej piłce.
Jeśli zostanie Pan w Cracovii, to na jak długo?
- Wstępnie rozmawialiśmy o dwuletnim kontrakcie. Cracovia to ciekawa drużyna, która potrafi grać piłkę ładną dla oka.
Przez dwa lata nie miał Pan styczności z polską ligą.
- Jestem na bieżąco z rozgrywkami, bo śledziłem ligę w telewizji i w internecie. Obok spraw sportowych zauważyłem, że poprawia się jakość polskich boisk. Nowe murawy ma Wisła, Groclin, a w niedalekiej przyszłości ma mieć Legia.