Rozmowa z kanadyjkarzem Marcinem Kobierskim

Mój cel to powrót do kadry. Trenuję coraz mocniej, żyjąc skromnie od ?pierwszego do pierwszego?. - mówi były mistrz świata, który wraca do poważnego wiosłowania po ponadrocznej karencji

Polski Związek Kajakowy skrócił właśnie Marcinowi Kobierskiemu dwuletnią dyskwalifikację za doping. Zawiszanin był bowiem zawieszony w prawach sportowca po tym, jak w marcu zeszłego roku w jego moczu wykryto ślady niedozwolonego środka (sterydy anabolicznego - nandrolonu), przekraczającego dopuszczalną ilość w organizmie.

Dwukrotny mistrz świata w kanadyjkowych dwójkach na dystansie 1000 m (z Michałem Śliwińskim w Poznaniu'2001 i Sewilli'2002 - przyp. red.) może pływać już w krajowych regatach, ale jeszcze rok nie może startować za granicą, bo obowiązuje kara, nałożona przez Międzynarodową Federację Kajakową (ICF). Dlatego ominą go sierpniowe igrzyska.

Jarosław Dąbrowski: Co robiłeś przez te 16 miesięcy od chwili dyskwalifikacji? Zapowiadałeś, że nie rzucisz wioseł, tylko wrócisz do rodzinnego Człuchowa, gdzie będziesz dalej trenował, by udowodnić, że nie brałeś żadnego środka celowo i że bez wspomagania ciągle potrafisz wiosłować na światowym poziomie

Marcin Kobierski: Na początku świat mi się zawalił nad głową. Ale pozbierałem się.

Najpierw rzadko trenowałem - tak, żeby nie zapomnieć, jak się pływa. Schodziłem na wodę na przystani Zawiszy przy ul. Mennicy. Przepływałem za jednym razem w kanadyjce 18 kilometrów - spod opery do Łęgnowa i z powrotem. Pływałem też jakiś czas pod opieką swego pierwszego trenera Jerzego Opary, gdy byłem u rodziców w Człuchowie. Zostałem też społecznie pomocnikiem trenera w Zawiszy: zająłem się wspólnie z Mariuszem Słowińskim naborem młodzieży w szkołach. Zacząłem szkolić przyszłych kanadyjkarzy, a on - kajakarzy. Dziś została tylko piętnastka dzieciaków, których Mariusz sam wziął pod opiekę, bo ja zacząłem poważniej trenować.

Co to znaczy, poważniej?

- Miesiąc temu porozumiałem się z działaczami Astorii i przeniosłem na zarządzany przez nich tor regatowy w Brdyujściu, skąd mam bliżej z domu w Fordonie. Od jakichś dwóch miesięcy trenuję dwa razy dziennie. Biegam m.in. w Forodnie po wale przeciwpowodziowym jakąś godzinę czy półtorej dziennie. To taki trening tlenowy, wytrzymałościowy. Teraz muszę dołożyć bieg w szybszym tempie, by przyzwyczaić serce i płuca do wysiłku na długu tlenowym. I tak już czuję, że zatyka mnie przy wyższym tempie.

Pewnie twój cel do powrót do reprezentacji...

- Oczywiście. Nie wiem jednak, czy zdążę już z odpowiednią formą na wrześniowe mistrzostwa Polski w Brdyujściu. Najważniejsze będą konsultacje do kadry na przełomie października i listopada. Sukces tam powinien dać powrót do reprezentacji i tym samym treningów na zgrupowaniach opłacanych przez związek. Pamiętam, że jak nie zakwalifikowałem się do igrzysk w Sydney 2000, też miałem rok przerwy. Po powrocie i treningach ze Sławkiem Marońskim biłem rekordy na wodzie. Może, skoro znowu odpocząłem, też tak będzie?

Po wpadce dopingowej straciłeś stypendium olimpijskie, które daje jedynie zajęcie czołowego miejsca na MŚ. Została ci chyba tylko pensja żołnierza zawodowego jednostki artylerii w Węgorzewie

- Dokładnie. Ta pensja, nieco ponad tysiąc złotych, musi starczyć na utrzymanie mnie, żony i dziecka - bo 3 czerwca urodził się nam syn, Aleksander. Trzeba było kupić łóżeczko, fotelik dla małego do auta. Na same pampersy idzie dwieście złotych miesięcznie. Po opłaceniu rachunków zostaje nam na życie pięćset złotych. O odżywkach dla siebie mogę na razie zapomnieć. Po prostu żyjemy od pierwszego do pierwszego.

Śliwiński, z którym sięgałeś po tytuły mistrza świata, szybko znalazł nowego partnera. Za miesiąc w Atenach z młodym Łukaszem Woszczyńskim będzie płynął po medal olimpijski

- Bardzo się z tego cieszę. Będę im kibicował i zaarzem denerwował o ich starty. Michał jest dla mnie autorytetem. On zawsze potrafi dopasować się do sposobu wiosłowania partnera. Przecież ja po dziesięciu treningach z nim zostałem mistrzem świata. Do dziś mam z nim dobry kontakt. Jak tylko jestem w Wałczu u rodziców żony, odwiedzam ośrodek, gdzie często trenuje kadra i rozmawiam z chłopakami z reprezentacji. Może wkrótce znowu będę jednym z nich?

Copyright © Agora SA