Z 40 tys ludzi, którzy przybyli na Soldier Field, ponad połowa to byli Polacy mieszkający w USA. Dlatego piłkarze Janasa mogli się czuć jakby grali u siebie. Na początku niewiele im to pomagało. Mecz zaczął się zgodnie z oczekiwaniami. Polacy poruszali się jak dzieci we mgle. Bez żadnego zrozumienia, byli wolniejsi, mniej dynamiczni, popełniali proste błędy, szybko tracąc każdą piłkę. Nie było akcji z kilkoma podaniami. Ale to jednak Polacy (Marcin Burkhardt) oddał pierwszy celny strzał na bramkę Tima Howarda.
Inicjatywa należała do Amerykanów, którzy bez kłopotów przedostawali się pod bramkę Boruca, wymieniali podania, stwarzali zagrożenie. W 11. minucie po nieudolnej pułapce ofsajdowej Josh Wolff był sam na sam z bramkarzem. Mocno wypuścił sobie piłkę i potknął się o nogę interweniującego Boruca. Sędzia podyktował karnego. Brian McBride strzelił lekko w lewy róg bramki. Właśnie tam, gdzie był Boruc. I to był przełomowy moment spotkania.
Od tej pory wszystko w grze Polaków było lepsze, poprawniejsze. Akcje spokojniejsze, płynniejsze. Jeszcze tylko w 16. minucie Wolff ograł Jarosława Bieniuka, strzelił zza pola karnego. Nad Borucem, ale tuż obok prawego słupka. To było wszystko, co Amerykanie pokazali w pierwszej połowie. Na więcej nie pozwolili im Polacy.
Bardzo dobrze grali boczni obrońcy - Kaczorowski, Dudka, w środku harowali Jarzębowski z Rachwałem, przerywając i rozbijając większość ataków rywali. Gra była lepiej zorganizowana, spokojniejsza, bardziej poukładana, a ataki rywali rozbijane z zimną krwią. Gorzej było w ofensywie - słabo grał mający zaległości w przygotowaniu fizycznym Sebastian Mila. Ireneusz Jeleń zdecydowanie lepszy jest w roli środkowego napastnika niż prawoskrzydłowego, choć kilka razy przytrzymał piłkę, wygrał pojedynek jeden na jednego, wywalczył rzut wolny.
Po przerwie mecz był wyrównany. Doskonale i spokojnie bronił Boruc - m.in. groźny strzał Landona Donovana w 58. min. Bramkarz Legii pomylił się w tym meczu tylko raz. Ale jego błąd to pestka w porównaniu z tym, co zrobił w 76. minucie Tim Howard z Manchester United. Odbił piłkę wprost pod nogi Piotra Włodarczyka i było 1:0 dla Polski.
W 86. min Boruc minął się z piłką w polu karnym, Mariusz Mowlik omal nie skierował jej do własnej bramki, ale na linii bramkowej był jeszcze Michał Stasiak. Przytomnie wybił piłkę. Chwilę później takiej przytomności zabrakło Michałowi Golińskiemu. Po strzale obrońcy Carlosa Bocanegry z kolejnego rzutu rożnego (w ostatnich 15 minutach Amerykanie mieli mnóstwo wolnych i rożnych w okolicach pola karnego) stojący przy słupku bramki pomocnik Lecha nie zdołał wybić piłki. Ta przeleciała mu między nogami i wpadła do bramki.
Już w doliczonym czasie gry Boruc obronił w sytuacji sam na sam z Brianem Chingiem i w ten sposób - po przyzwoitej grze, wreszcie zdobywając gola - Polska zremisowała z USA. Czyli osiągnęła lepszy wynik niż w marcu, kiedy w najsilniejszym składzie przegrała z Amerykanami w Płocku 0:1.
BRAMKI: dla USA - Carlos Bocanegra (88.); dla Polski - Piotr Włodarczyk (75.).
ŻÓŁTE KARTKI: Artur Boruc, Patryk Rachwał. Sędziował Jean-Francois Corrivault (Kanada). Widzów 39 529.
USA: Tim Howard; Carlos Bocanegra, Pablo Mastroeni (77, Clint Mathis), Eddie Pope, Steve Cherundolo (46, Chris Albright); DaMarcus Beasley, Landon Donovan, Bobby Convey, Kerry Zavagnin; Josh Wolff (72, Brian Mullan), Brian McBride (66, Brian Ching).
POLSKA: Artur Boruc; Paweł Kaczorowski, Mariusz Mowlik, Jarosław Bieniuk (64, Rafał Lasocki), Dariusz Dudka (73, Michał Stasiak); Tomasz Jarzębowski, Sebastian Mila (62, Michał Goliński), Patryk Rachwał (80, Maciej Scherfchen), Marcin Burkhardt; Ireneusz Jeleń, Piotr Włodarczyk (90, Vahan Gevorgyan).