Maćkowiakowi do wyjazdu na igrzyska brakowało niewiele. Wystarczyło mu, aby podczas rozgrywanego w Gdańsku memoriału Józefa Żylewicza pokonał łodzianina Piotra Kędzię. Nie liczył się uzyskany czas, lecz tylko zwycięstwo nad rywalem. Niestety, zawodnik Śląska pobiegł bardzo słabo (tylko 47,12 s) i uległ swojemu młodszemu koledze. A wyprzedzić dał się na ostatnich metrach. Ta porażka oznacza, że Maćkowiaka raczej zabraknie na igrzyskach w Atenach. Szanse jego wyjazdu są już tylko iluzoryczne. W Atenach znajdzie się wówczas, gdy któryś z zawodników reprezentacyjnej sztafety złapie kontuzję lub gdy uda mu się do 19 lipca pobiec poniżej 45,54 s. To drugie wydaje się mało realne, tym bardziej że zawodnik jest w kiepskiej formie i jego czasy są gorsze od wymaganego minimum o ponad 1,5 sekundy. Brak Maćkowiaka w podstawowym składzie sztafety jest dużym zaskoczeniem, tym bardziej że zawodnik Śląska znacznie przyczynił się do tego, że polscy czterystumetrowcy wystąpią w Atenach. Podczas zawodów Pucharu Europy Maćkowiak pobiegł na ostatniej zmianie i także dzięki niemu czterystumetrowcy osiągnęli wspólnie czas, który dał im prawo występu w igrzyskach w Atenach. Mało kto wtedy wyobrażał sobie, że zawodnika Śląska tam zabraknie. Stało się jednak inaczej. Polski Związek kilka razy zmieniał zasady kwalifikacji do igrzysk olimpijskich. W końcu zdecydowano, że do Aten pojedzie pierwsza czwórka mistrzostw Polski na 400 m (Maćkowiak był szósty) oraz Piotr Rysiukiewicz ze Śląska Wrocław. O ostatnie wolne miejsce Maćkowiak miał właśnie rywalizować z Kędzią podczas mityngu w Gdańsku.
O prawo startu w igrzyskach walczyli także inni dolnośląscy lekkoatleci. O prawdziwym pechu może mówić zawodniczka AZS AWF Wrocław Anna Zagórska, której do wymaganego minimum na 800 metrów zabrakło zaledwie 0,67 sekundy! (minimum dla tej dyscypliny wynosi 2 min). Zawodniczka AZS AWF Wrocław po pierwszym okrążeniu była na trzecim miejscu, po 600 metrach zdecydowanie prowadziła. Gdy wbiegała na linię mety na tablicy pojawił się wynik 2:00.00, gdy ją minęła okazało się, że jej czas był minimalnie słabszy. Wrocławianka była po biegu załamana. Zrezygnowana długo nie schodziła z bieżni, nie mogła powstrzymać się od płaczu - Ja już nie mam startów! Gdzie wywalczę minimum? [o minima można walczyć do 19 lipca - red.] - łkała. - A przecież związek nie bierze pod uwagę tego, że w kraju nie mam z kim się ścigać.
Awansu na igrzyska nie udało się osiągnąć także między innymi Marcie Chrust z AZS AWF Wrocław oraz Rajmundowi Kółko z Polkowic. Ta pierwsza przegrała z Anną Jesień walkę o udział w sztafecie 4 x 400 metrów, z kolei polkowicki oszczepnik zajął drugie miejsce w swojej dyscyplinie z wynikiem 80,71 m, czyli rzucił o prawie trzy metry krócej od wymaganego minimum PZLA.
Awansu na igrzyska nie udało się także uzyskać Annie Ksok w skoku wzwyż. Zawodniczka Śląska Wrocław co prawda wygrała niedzielne zawody Grand Prix PZLA w Białej Podlaskiej, ale skoczyła tylko 190 cm. To zbyt nisko, aby myśleć o wyjeździe do Aten. Minimum dla tej dyscypliny wynosi 195 cm.
Porażka Roberta to nie tylko wielki dramat dla samego zawodnika, ale także dla mnie jako trenera. Szczerze mówiąc, nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że może go zabraknąć w Atenach. Niestety, stało się inaczej. Mam z tego powodu ogromnego kaca moralno-trenerskiego. Robert marzył o starcie w igrzyskach. Właśnie na tej imprezie miał zakończyć swoją bogatą karierę, a tak człowiek, który jest historią polskiej sztafety, prawdopodobnie nie pojedzie do Aten. Po zawodach w Gdańsku Robert był załamany. Patrzyliśmy na siebie i przez kilka minut milczeliśmy...
Maćkowiak ma jeszcze cień szansy na wyjazd. Musi jednak liczyć na to, że ktoś z kadry dozna kontuzji, i wówczas wskoczy na jego miejsce. Pojedzie także do Aten, jeśli w biegu indywidualnym na 400 metrów do 19 lipca uzyska czas poniżej 45,55 s. To trudne zadanie, tym bardziej że ostatnio Maćkowiak na zawodach biegał powyżej 47 sekund. Nie wiem, dlaczego tak słabo mu szło. Na treningach spisywał się dużo lepiej, tymczasem gdy stawał na bieżni na zawodach, coś się w nim blokowało. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak się działo, tym bardziej że Robert w wielu imprezach jak mistrzostwa świata, Europy czy igrzyska olimpijskie udowodnił, że ma charakter i jak nikt inny potrafi walczyć. W Gdańsku niestety tej zadziorności zabrakło. Być może ta jego półtoraroczna przerwa dała się we znaki. Ja jednak wierzę w Roberta. Sadzę, że jeszcze udowodni, że jest wielkim sportowcem i pobiegnie tak szybko jak kiedyś. Jestem przekonany, że stać go na dobry wynik.