Rozmowa z Alfredem Jerszyńskim o przyszłości Warty Poznań

Radosław Nawrot: Czy Warta w Poznaniu jest dziś w ogóle jeszcze potrzebna?

Alfred Jerszyński: - Naturalnie, że jest. Choćby dlatego, że wzbogaca piłkarską mapę Poznania. Uzupełnia Lecha, jeśli można tak powiedzieć. To on jest wizytówką miasta, on jest najważniejszy. To jednak nie znaczy, że na nic innego nie ma już miejsca. Sam chodziłem na Lecha, ale chętnie chodzę też na Wartę, bo to taka sympatyczna odskocznia. Tutaj zawsze było się blisko piłkarzy, a stadionik w ogródku ma swój klimat.

Poza tym wiele osób łączy z Wartą sentyment. Niegdyś Warta była klubem inteligencji. Cała palestra na nią chodziła. Starsze pokolenie poznaniaków na pewno chętnie przypomniałoby sobie te czasy. A pozostali? Kiedyś chodziło się w weekend na Lecha, ale poza tym także na Wartę czy Olimpię. Teraz też postaramy się tak ułożyć godziny spotkań, aby i kibice normalnie chodzący na Lecha mogli zajrzeć na Drogę Dębińską.

A zatem nie mamy zamiaru atakować pozycji Lecha, bo to nie miałoby sensu. Lech i Warta jednak od pokoleń współistniały zgodnie w Poznaniu. Dlaczego nie ma tak być i teraz? Np. w sobotę na Lecha, w niedzielę - na Wartę albo odwrotnie.

Jakie zmiany przeprowadzicie w Warcie?

- Po pierwsze - zmiany personalne. One już właściwie zaszły. Wielu osób już w Warcie nie ma. Ze starej gwardii zostaje tylko Andrzej Żurawski, który będzie trenerem młodzieży. Sam zresztą twierdzi, że nie chce być już działaczem, lecz trenerem. Będzie też kierownik drużyny Karol Majewski, który działa tu właściwie na zasadach wolontariatu, oraz Andrzej Puk, biegły rewident.

Warta to klub wielosekcyjny. Czy sekcja piłkarska będzie miała autonomię?

- Pełną. Nie będzie oderwana od klubu, ale będzie miała własne finansowanie. Klub daje obiekty i bazę.

W jakim stanie przejmujecie tę sekcję?

- Najważniejsze, że nie ma tu długów; startujemy z czystym kontem. Niczego nie musimy spłacać. To na pewno jest naszym ogromnym plusem, bo przekazane nam środki w całości możemy przeznaczyć na funkcjonowanie klubu.

Jak będą wyglądać Wasze stosunki z Lechem?

- Nie mamy najmniejszego zamiaru z nim konkurować i w jakikolwiek sposób mu zagrażać. Przeciwnie, chcemy żyć w całkowitej zgodzie i wymieniać się doświadczeniami. Pomagać sobie. Nazwałbym to symbiozą.

Macie jednak dość podobne problemy, chociażby konieczność szukania wsparcia finansowego.

- To prawda, ale u nas chodzi o dużo mniejsze pieniądze. Takie, które dla Lecha byłyby kroplą w morzu.

To znaczy? Ile potrzebujecie?

- Zakładając, że musimy utrzymać całą sekcję i wszyscy piłkarze są na jej garnuszku, potrzebujemy 250 tys. zł na rundę. 500 tys. zł na sezon pozwoli powalczyć o II ligę, a awans do niej byłby szansą na zwiększenie zainteresowania Wartą w Poznaniu. Na razie bowiem trudno nawet się dowiedzieć, kiedy rozgrywa ona swe mecze.

A w Warcie jest szalenie dużo uzdolnionych piłkarzy. Nikt nie ma tylu grup młodzieżowych co ona, właściwie w każdej kategorii wiekowej - od żaków po juniorów. Warta ma też niezłą bazę treningową. Nie wolno tego zmarnować.

Samą młodzieżą jednak awansu się nie wywalczy.

- Na razie mamy kim grać. Kadra w tej chwili liczy 20 zawodników i pewnie kilku nowych graczy do nas jeszcze trafi.

Osoba nowego trenera Warty Jarosława Araszkiewicza może w tym pomóc.

- O, z pewnością! Jarosław Araszkiewicz jest magnesem i zna wielu piłkarzy, którzy chętnie będą z nim pracować. Trzeba jednak pamiętać o tym, że nas nie stać na zawodników drogich. My możemy oferować stypendia po paręset złotych.

A zatem mamy do czynienia z półamatorstwem!

- Tak jak w klubach zachodnich. Tam też III liga jest amatorska lub półamatorska. Wśród naszych piłkarzy jest jeszcze wielu uczniów czy studentów. Dla pozostałych staramy się właśnie pozyskać sponsorów, którzy będą skłonni przejąć ich na utrzymanie.

Jak w Lechu?

- Mniej więcej tak. To forma zabezpieczenia finansowego graczy, a także trenera Araszkiewicza. I na takich firmach, i takim wsparciu najbardziej nam zależy. Resztę funduszy na organizację spotkań czy wyjazdów i działalność bieżącą bowiem zgromadzimy.

To jednak nie zabezpieczy Warty przed powszechną ostatnio sytuacją, gdy właściwie co pół roku następowała wymiana kadry. Nie było stabilności.

- Cóż, jeśli pojawią się sukcesy, powinny pojawić się też firmy, którym Warta i odbudowanie jej tradycji leży na sercu. Nie zbudujemy tu drugiej Cracovii, ale możemy stopniowo zbudować dobrze funkcjonujący klub. Wtedy exodusu piłkarzy nie będzie.

Bez pieniędzy wszystkie nasze ambicje i dobre chęci spełzną na niczym. Ani ja, ani moja firma Reflex nie ma zamiaru wznosić w Warcie prywatnego klubu, jak Groclin w Grodzisku Wlkp. Moim celem jest na początku pomóc Warcie, ale poprzez tę pomoc przede wszystkim rozbudzić zainteresowanie nią i aktywność innych.

Cracovia, Warta... Stare firmy wracają do łask?

- Oby tak było! Te kluby mają bowiem bezcenny kapitał w postaci tradycji zakorzenionej w ludzkiej świadomości. Nie są klubami znikąd.

Mam jednak wrażenie, że nowe władze Warty biorą w swe ręce skansen przeszłości. Tu wszystko podupadło, nawet budynki... Planujecie zmienić tę zmurszałą infrastrukturę?

- Mamy sygnały, że wkrótce tereny przy Drodze Dębińskiej staną się własnością klubu na skutek zasiedzenia. Wtedy mogłaby tu powstać nowa hala, a stary budynek zostałby rozebrany.

Warta jednak miała już swoje pięć minut, gdy dostała pieniądze ze sprzedaży stadionu Szyca.

- Ta sprawa nas i sekcji nie dotyczy. Tyle tylko że położyła cień na wizerunek klubu. I teraz trzeba to zmienić, odkręcić.

Jak na Wasze plany zareagowało miasto?

- Na razie jeszcze nie zareagowało. Miejmy nadzieję, że przestanie być niechętne Warcie. Myślę bowiem, że nasze działania to właściwie ostatnia szansa na to, aby ten zasłużony, niemal 100-letni klub nie zniknął.