Mariusz Linke z mistrzowskim tytułem

SPORTY WALKI. Z tytułem mistrza świata w brazylijskim jiu-jitsu wrócił z Brazylii szczecinianin Mariusz Linke. - To były zaskakująco łatwe walki. Zacząłem o godz. 10.30, a już o 11.15 było po wszystkim - opowiada

Mistrzostwa świata obyły się w Sao Paulo 20 czerwca. Rozgrywano je w najsłynniejszej i największej sali Ibarapuera. Aby zostać mistrzem świata, Mariusz Linke - posiadacz brązowego pasa w tej starojapońskiej sztuce walki - musiał wygrać trzy pojedynki. Każdy trwał pięć minut.

- W pierwszej rundzie miałem wolny los - opowiada Mariusz Linke. - Potem pokonałem zawodnika z Południowej Afryki, a w półfinale i finale Brazylijczyków. Wszystkie walki skończyłem przed czasem.

Do zawodów przygotowywał się pod okiem swojego mistrza i guru brazylijskiego jiu-jitsu Jorga "Macaco" Patino, który właśnie w Szczecinie zdecydował się otworzyć swoją kolejną szkołę.

- Byłem u niego na corocznym trzytygodniowym obozie - wspomina Linke. - Na początku strasznie dał mi w kość. Zastanawiałem się, po co przyjechałem? Przecież nie będę miał sił na mistrzostwa świata? Ale potem dał mi odpocząć i na zawodach byłem w rewelacyjnej formie. Potem znów wróciłem do jego szkoły na treningi i znowu dostałem wycisk. Na nim nie robił wrażenia mój mistrzowski tytuł.

"Macaco" ma specyficzny sposób na zapewnienie swoim zawodnikom koncentracji podczas zawodów.

- Nie pozwolił mi przebywać w sali, w której odbywały się walki. Musiałem iść na boczną salę i trenować. Potem tylko wołali mnie na kolejne walki. Wstyd się przyznać, ale nawet nie znam nazwisk ludzi, z którymi wygrywałem - śmieje się mistrz świata.

W mistrzostwach startowali zawodnicy z 22 państw, w tym trzech Polaków, którzy dostali powołanie od Polskiej Organizacji Jiu-Jitsu.