- Można tak powiedzieć. W reprezentacji Portugalii na pewno. Ale ten rok jest dla mnie wyjątkowy. Udało mi się rozegrać kilka naprawdę niezłych meczów w barwach Deportivo la Coru?a w Lidze Mistrzów. Wygrana 4:0 z AC Milan i styl, w jakim to zrobiliśmy, też były wielką sprawą. Po tamtym meczu byłem co najmniej tak samo szczęśliwy jak dziś po wygranej z Anglikami. Mam jednak nadzieję, że ten najważniejszy mecz wciąż przede mną.
- Na pewno dalecy jesteśmy od sądów, że złoty medal mamy w kieszeni. Najpierw trzeba wejść do finału, co nie będzie łatwe. To, że powstrzymaliśmy tak dobrą drużynę jak Anglia, na pewno nas wzmocni. A szczęście? Jest ważne, zawsze się przyda, ale nie mówcie, że tylko jemu zawdzięczamy awans do półfinału. Zawdzięczamy to sobie i trenerowi. No i mieliśmy na bramce Ricardo (śmiech).
- Nie mogę powiedzieć, że odetchnęliśmy, bo nikomu nie życzymy kontuzji. Rooney to wielki piłkarski talent, strzelił dla Anglików cztery gole i przykro mi, że nie mógł dograć meczu do końca. Życzę mu, żeby jak najszybciej doszedł do zdrowia i znów grał tak świetny futbol. Nie można jednak powiedzieć, że to jego brak przesądził. Nie on jeden decydował o sile angielskiego zespołu, są tam: Owen, Beckham, Lampard, Gerrard...
- O takich rzeczach się w ogóle nie myśli, po prostu cały czas prze się do przodu. Tak było i dlatego strzeliliśmy dwie bramki. Nie zwątpiłem więc ani na chwilę, za to gdy Rui Costa zdobył bramkę w dogrywce na 2:1, pomyślałem: "jest! wygraliśmy!". Ten gol zdekoncentrował nas wszystkich, dlatego pozwoliliśmy Anglikom wyrównać i musieliśmy wytrzymać wojnę nerwów w karnych. Najlepiej więc nic nie myśleć do ostatniego gwizdka sędziego.
- Skąd! Razem świętowaliśmy w szatni awans do półfinału. Śmiał się, cieszył i wyściskiwał z kolegami jak każdy z nas. Został w szatni z nerwów, ale modlił się o zwycięstwo przez całą serię jedenastek. Nie ma żadnego konfliktu. Wiadomo, że każdy zawodnik Portugalii chce być na boisku od początku do końca. Gramy przecież przed własną publicznością. Ale trudno, żeby się Luis obraził, skoro zmiany trenera tak bardzo pomogły drużynie. Obaj rezerwowi Postiga [wszedł za Figo - red.] i Costa zdobyli po golu. Trzeci rezerwowy Sabrosa wykorzystał karnego.
- Bez najmniejszego. Byłem gotów, strzelałem już w karierze bramki z "jedenastek".
- Może nie do końca tak. Ale kazał nam się zrelaksować, powiedział, żebyśmy zaufali instynktowi, a na pewno awansujemy do półfinału.
- Większe wrażenie zrobiła na mnie Szwecja, która rozbiła Bułgarię 5:0 i rozegrała świetny mecz z Włochami. Holendrzy nie grali tak przekonująco, ale wiadomo, że mają w składzie najlepszych piłkarzy na świecie. Jak spojrzeć na ich skład, to aż ciarki przechodzą po plecach. Niemniej i tak wszystko zależeć będzie od tego, jak zagramy my, a nie nasz rywal.
- Taka sama wielka presja towarzyszy nam od meczu otwarcia. Po porażce z Grecją graliśmy trudne mecze z plecami przypartymi do ściany. Ale nie daliśmy się pokonać stresowi. Każdy taki mecz nas wzmocnił i już nic nam nie straszne. Teraz gra przed własną publicznością dostarcza nam już tylko pozytywnych wibracji. Presja już na pewno nam nie zaszkodzi.