Rutkowski, Wujec: "10 powodów, dla których..."

Michał Rutkowski: 10 powodów, dla których Lakers się podniosą

1. Bo to najwięksi farciarze na świecie. Pamiętacie trójkę Horry'ego z serii z Sacramento dwa lata temu? Albo rzut Fishera na 0,4 sekundy przed końcem meczu z San Antonio? Albo to, że Sam Cassell skontuzjował się właśnie na mecze z Lakers? Czy wreszcie rzut Kobego sprzed paru dni, z meczu nr 2?

2. Bo nigdy w historii nie zdarzyło się, by jedna z drużyn wygrała wszystkie trzy środkowe mecze finałów na własnym boisku. Nawet Bulls w rywalizacji z Phoenix i Utah. Lakers wyrwą mecz nr 4 lub mecz nr 5, a potem w Los Angeles wykończą przeciwnika.

3. Bo po nocy przychodzi dzień. Lakers zagrali katastrofalnie w meczu nr 3, ale świetnym drużynom nie trafiają się dwa takie mecze z rzędu. W finałach Konferencji Zachodniej, po tym jak w meczu nr 2 zostali rozbici przez Minnesotę, bardzo łatwo wygrali dwukrotnie u siebie.

4. Bo nikt nie potrafi grać pod presją tak jak Lakers i nikt nie potrafi motywować tak jak Phil Jackson. Przegrywają 1-2 i cóż z tego? Z San Antonio przegrywali 0-2 i wszyscy spisali ich na straty. Dwa lata temu z Sacramento przegrywali 2-3 i też się podnieśli. A pamiętacie słynny comeback w czwartej kwarcie siódmego meczu Lakers z Blazers sprzed kilku lat?

5. Bo sędziowie będą im sprzyjać. Już zaczęło się szykowanie gruntu - Jackson narzeka, że Shaq i Kobe wykonują mało rzutów wolnych. Jeszcze w trakcie sezonu komisarz NBA David Stern przyznawał, że idealnym finałem byłaby konfrontacja Lakers kontra Lakers. I Stern nie dopuści, żeby rywalizacja zakończyła się przedwcześnie.

6. Bo Shaq jest zły. A zły Shaq to zmotywowany Shaq. A zmotywowany Shaq jest nie do powstrzymania.

7. Bo Kobe poza fenomenalną trójką w meczu nr 2 na razie nic nie pokazał. A to nie w stylu Kobego. Wszyscy się z niego teraz naśmiewają, że Michaelowi Jordanowi tak słabe występy nigdy się nie przytrafiały. I że Kobe to mógłby za nim co najwyżej dresy nosić. A nic tak Kobego nie boli jak porównania z Jordanem. A gdy już Kobe eksploduje, to rzuci 40 punktów i sam wygra mecz.

8. Bo Payton i Malone przyszli do Los Angeles, a nie do Detroit po to, żeby zdobyć pewny na 100 proc. tytuł mistrzowski.

9. Bo w drużynach Phila Jacksona zawsze przeciętniakom zdarzały się wybitne występy w najważniejszych momentach. Bobby Hansen. Steve Kerr. Judd Buchler. Brian Shaw. Robert Horry. A ostatnio Kareem Rush czy Luke Walton. Moim zdaniem stoimy w obliczu najwybitniejszego meczu w karierze Slavy Medvedenko.

10. Bo to przecież wbrew wszelkiej logice, żeby drużyna, w której nie ma żadnej supergwiazdy, wygrała rywalizację z drużyną, w której są cztery supergwiazdy. Nawet jeśli dwie z nich nie są pierwszej świeżości.

Paweł Wujec: 10 powodów, dla których Pistons będą górą

1. Bo prowadzą 2-1, więc mają bliżej do mistrzowskich pierścieni. I po prostu grają lepiej. To Lakers muszą czarować, kombinować, dodawać sobie otuchy i liczyć, że dobry los znów będzie im sprzyjać. Pistons muszą tylko wygrać co drugi z pozostałych meczów.

2. Bo nawet jeśli przegrają w swojej hali, to co z tego? Już raz w tych finałach wygrali w Staples Center, raz byli o włos od zwycięstwa, mogą zwyciężyć ponownie.

3. Bo w Lakersach nie ma komu zbierać. Shaq jest ociężały, Malone nie jest w stanie skakać, Bryant się nie przykłada, innych kandydatów nie widać. Detroit rządzi pod tablicami. Nawet chudy jak szczapa Rip Hamilton ma siedem zbiórek na mecz, prawie dwa razy tyle co Kobe. Przy twardej obronie i niskiej celności rzutów nie ma nic ważniejszego niż zbiórki.

4. Bo Phil Jackson ma wreszcie godnego rywala. Coach Detroit Larry Brown umie zmotywować swój zespół równie dobrze jak "mistrz Zen", zdolnościami taktycznymi chyba go przewyższa, a w dodatku ma do czynienia z ludźmi, którzy chcą go słuchać, a nie z bandą zmanierowanych sław.

5. Bo wbrew pozorom Pistons mogą zagrać jeszcze lepiej - przynajmniej w ofensywie. Nie wykorzystują Rasheeda Wallace'a, który tak zgrzeczniał, że w ataku w ogóle go nie widać (4 punkty w meczu numer 3). Słabo grają rezerwowi - Williamson, Okur. Ben Wallace rzutów wolnych mógłby się uczyć od Shaqa (w finałach ma skuteczność 28 proc.).

6. Bo Shaq się starzeje. Mniejsze od oczekiwań zdobycze punktowe (średnia na 26 na mecz) można tłumaczyć samolubstwem kolegów. Ale Shaq ma też ledwie po osiem zbiórek w meczu (prawie dwukrotnie mniej niż jego średnia z finałów 2000-02) i po 0,7 bloku (cztery razy mniej niż w poprzednich finałach). Nadal jest groźny, ale nie jest już Dieslem nie do pokonania.

7. Bo Kobe Bryant nie jest Michaelem Jordanem. Jordan nigdy w historii nie zdobył w meczu finałów mniej niż 20 punktów. Obrońcy mogli mu uprzykrzać życie, ale koniec końców to MJ był górą. A Kobe nie daje sobie rady z Tayshaunem Prince'em i Ripem Hamiltonem, którzy - umówmy się - wielkimi gwiazdami nie są. Jeśli Kobe się ocknie, wygra dla Lakersów mecz. Ale nie wygra całej serii.

8. Bo Karl Malone, największy wojownik Lakers, gra na jednej nodze. A Gary Payton, sfrustrowany, zrzędliwy i po prostu bez formy, jest kulą u nogi dla LA.

9. Bo wiemy już, że Pistons są w stanie zatrzymać Kobe Bryanta, natomiast w Lakers nie znalazł się jeszcze śmiałek, który umiałby zatrzymać Chaunceya Billupsa. Mało znany rozgrywający z Detroit jest jak na razie głównym kandydatem do tytułu najlepszego gracza finałów.

20. Bo bohaterowie są zmęczeni. Supergwiazdom z LA wspólna gra sprawia już chyba zero przyjemności. Po meczach zrzędzą jak stare ciotki, podczas przerw gapią się w sufit z miną Dustina Hoffmana z filmu "Rain Man". Może już starczy?

Tako rzecze Shaq

"Kto by chciał grać w drużynie, w której wszystko gra i wszyscy się lubią? Nikt się nie spóźnia i nikt się nie kłóci z Philem? To nuda. Nikt by tak nie chciał. Przecież to Hollywood" - o niekończących się waśniach w Lakers.

"Jasne, że jestem wolniejszy i słabszy, ale wciąż jestem sobą. Wciąż jestem Diesel, no i wyglądam lepiej od ciebie. A to najważniejsze" - do dziennikarza, który zasugerował, że Shaq to już nie ten dawny Shaq.

A teraz konkurs - do kogo pije Shaq w dwóch poniższych wypowiedziach:

"To zastanawiające, że ten Walton potrafi podawać mi piłkę, a faceci, którzy grają ze mną, od 4, 5, 6 lat nie potrafią".

"Cóż, trochę za bardzo polegamy na rzutach z wyskoku. Nie żebym był tym specjalnie zdziwiony, zdążyłem się już do tego przyzwyczaić...".

Kronika towarzyska

Shaunie O'Neal, żona Shaqa, twierdzi, że jej mąż jest śmiertelnie poważny w dzień meczu. W ogóle nie jest wtedy w nastroju do żartów, w związku z czym w zeszłą niedzielę nie chciał przyjąć do wiadomości, że Jennifer Lopez wyszła za mąż.

Przed meczem nr 3 doszło do awantury - jeden z kibiców zbliżył się do ławki Lakers, zaczął ubliżać Karlowi Malone, a na koniec go opluł. Wściekły Malone przyłożył swój palec wskazujący do czoła delikwenta i odepchnął go. Zaraz pojawiła się ochrona i wyprowadziła niesfornego kibica. Ten oczywiście natychmiast zaskarżył Malone'a. Wycofa oskarżenie, jeśli Lakers zapłacą mu 25 tys. dolarów. Tylko w Ameryce...

Jeannie Buss, narzeczona Phila Jacksona, a jednocześnie córka właściciela Lakers, twierdzi, że wie z pewnego źródła, że na 95 proc. Jackson pozostanie w Los Angeles. Ciekawe z którego.

Największy aplauz z osób zgromadzonych na meczu nr 3 zebrał kibic ubrany w więzienny pasiak, na który nałożona była koszulka Kobe Bryanta. Wszyscy chcieli zrobić sobie z nim zdjęcie.

Komik Jay Leno tak komentował pierwsze spotkanie finałów: "Chyba z 19 tys. osób przyglądało się, jak Lakers przegrywają na własnym parkiecie. Tak naprawdę to 19 002 osoby, jeśli liczyć Gary Paytona i Karla Malone'a. (...) Lakers rzucili tylko 75 punktów. Obrona Detroit była tak dobra, że Kobe zastanawia się, czy nie zatrudnić ich jako swoich obrońców".

W meczu numer 3 na dwie minuty pojawił się na boisku Darko Milicić, debiutant z Detroit, który podobno kiedyś będzie wielką gwiazdą. Na razie Larry Brown pozwala mu grać wyłącznie, gdy już nie ma o co. Milicić stara się więc pokazać z innej strony: przefarbował włosy na blond, a ostatnio przekłuł sobie uszy.

Niezłe numery

11 - tyle punktów zdobył w pierwszych trzech meczach Gary Payton. Kiedyś zdobywał tyle w ciągu jednej kwarty.

Złota myśl

"Zdaje się, że oni bardziej chcą być mistrzami niż my" - Derek Fisher.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.