Młodzi koszykarze Gimbasketu trenowani przez duet Dariusz Sawicki i Henryk Lenczewski bez większych problemów awansowali do finału mistrzostw, pokonując Ochotę Warszawa oraz Olimp Parczew.
- Poszło nam chyba za łatwo - uważa Sawicki. - Nasi podopieczni zbyt szybko uwierzyli, że są mocni. To było naszą zgubą w finale, gdzie zabrakło koszykarzom nie tylko rozwagi, ale i konsekwencji w realizacji założeń taktycznych.
W pierwszym meczu białostoczanie przez długi okres prowadzili z Wis³± Kraków. Ale w końcówce pojedynku z kompletem przewinień boisko opuszczali kolejno czołowi zawodnicy Gimbasketu: Mariusz Rapucha, Robert Potapczyk, Dawid Kromer i Krzysztof Sulima.
- Te osłabienia miały decydujący wpływ na porażkę 63:70 - mówi trener Sawicki. - Rozwagi zabrakło również w meczu z gospodarzem imprezy Sportino Inowrocław. To jest całkowicie prywatny klub, który od swoich zawodników pobiera pieniądze m.in. za treningi.
W połowie meczu ze Sportino białostoczanie przegrywali 31:41, grali jednak coraz lepiej. W pewnym momencie prowadzili różnicą czterech punktów (65:61). W ostatniej kwarcie znowu naszym koszykarzom puściły nerwy i ostatecznie przegrali 71:79. Te porażki przekreśliły szanse nawet na brązowy medal. W ostatnim spotkaniu ze Śląskiem Wrocław - ostatecznie mistrzem Polski - białostoczanie przegrali 62:97.
- Poziom turnieju okazał się szalenie wyrównany - mówi Lenczewski. - W dwóch pierwszych spotkaniach byliśmy tylko minimalnie gorsi od rywali. Gdyby te mistrzostwa odbywały się w Białymstoku, o co się staraliśmy, jestem przekonany, że co najmniej brązowy medal byłby nasz.
Ostateczna kolejność: 1. Śląsk; 2. Sportino; 3. Wisła; 4. Gimbasket.
W rozgrywkach młodzików obowiązuje tzw. zasada pasarelli. Polega ona na tym, że każdy zawodnik zgłoszony do spotkania musi obowiązkowo pauzować w co najmniej jednej kwarcie. W której, decyduje trener danej drużyny.