Przyjdą nowi, pewnie odejdzie kilku starych. Kontrakty kończą się Jackowi Zielińskiemu, Aleksandarowi Vukoviciowi, Markowi Jóźwiakowi i Manuelowi Garcii. Z pierwszym umowa na pewno zostanie przedłużona, z drugim trwają negocjacje, Garcia może już się pakować, Jóźwiak pewnie będzie musiał kończyć karierę. Do końca sezonu zostały jeszcze dwie ligowe kolejki i - co najważniejsze - rewanż finału Pucharu Polski z Lechem we wtorek 1 czerwca o godz. 20.15 (a było 0:2 w Poznaniu). Na razie na pewno w starym zestawieniu.
Legia zawsze miała dobrych bramkarzy. Rzadko numer jeden w kraju, ale już numer dwa czy trzy jak najbardziej. Artur Boruc ma ze stołecznym klubem kontrakt do 2007 roku i jak na bramkarza jest bardzo młody - 24 lata na tej pozycji to wiek przedszkolny. I mimo że po rozwiązaniu kontraktu z Amicą do wzięcia był też mający reprezentacyjne aspiracje Grzegorz Szamotulski (w dodatku jest w zasięgu ręki, bo mieszka w Piasecznie), to Legia zawierzyła tym, których ma już w składzie. - Zamierzamy opierać drużynę na zawodnikach nie tylko dobrych, ale także takich, dla których na stadiony będą przychodzić i panie. Takich jak Artur Boruc - zadeklarował pół żartem współwłaściciel firmy ITI, czyli głównego udziałowca klubu, Mariusz Walter. Jako że Borucowi z wyprowadzką się nie spieszy (w ubiegłym sezonie ówczesny dyrektor sportowy Legii Jerzy Engel znalazł mu nawet klub we Francji, ale młody bramkarz stwierdził, że akurat ten nie spełnia jego aspiracji), to powinien tu bronić długo. Ponieważ dublerem jest doświadczony ligowiec Andrzej Krzyształowicz, zmieniać na tej pozycji nie ma potrzeby.
Legia zaczynała sezon w systemie z czterema obrońcami. Szybko okazało się, że grając takim systemem przy tym składzie, szanse na sukcesy, czyli na coś więcej niż środek tabeli, są mniej więcej takie jak na śnieg pod koniec maja. Po kilku kolejkach ukształtował się układ z trójką defensorów, od początku rundy wiosennej z Dicksonem Choto i Markiem Jóźwiakiem po bokach oraz Jackiem Zielińskim w centralnym miejscu obrony. Jóźwiak i Zieliński mają jednak po 37 lat i pod koniec czerwca kończą im się kontrakty. - Tacy zawodnicy jak Zieliński to symbole Legii. Myślimy o tym, by po zakończeniu kariery został w klubie - zapowiedzieli włodarze stołecznego klubu, broń Boże, nie wspominając o tym, by dla symbolu miało już teraz zabraknąć nowego, zgodnie z życzeniem zawodnika dwuletniego kontraktu. Inaczej ma się rzecz, jeżeli chodzi o najstarszego w zespole Jóźwiaka (urodzony w sierpniu 1967 roku - Zieliński w październiku). Gdy patrzy się na jego wydolność i wygimnastykowanie, to jest może nawet najlepszy w zespole, lepszy od o kilkanaście lat młodszych kolegów. Ale często brakuje mu zwrotności, co owocuje faulami, a trzy czerwone kartki to ewenement. - Muszę naprawiać błędy kolegów, moich nikt nie naprawia - żalił się piłkarz. To wszystko prawda, ale suche fakty i liczby przemawiają na jego niekorzyść. - Być może z kilkoma zawodnikami się pożegnamy - zdążył już zapowiedzieć nowy prezes Legii Piotr Zygo. Wiele na to wskazuje, że proces odnawiania składu może zacząć się od Jóźwiaka, któremu w takiej sytuacji zostałoby już tylko zakończenie kariery. Z drugiej strony takie rozwiązanie chyba by za dobre nie było. Młodsi, na których pewnie będzie się stawiać w nowym sezonie, jeszcze wiele mogliby od niego się nauczyć, choćby na treningach.
W systemie gry z czterema obrońcami wzrosłaby przydatność mało ostatnio wykorzystywanego Wojciecha Szali. W mającego inklinacje do rajdów po skrzydle gracza wierzy jego menedżer, ale niespecjalnie wierzą kibice, dla których bywał obiektem kpin. Prezes Zygo przyznaje tymczasem, że Legii przydałby się nowy obrońca. Jest bardzo prawdopodobne, jeżeli nie pewne, że tym nowym zostanie Veselin Doković. Serbowi 30 czerwca kończy się kontrakt z Amicą. - Do Legii przeszedłbym z przyjemnością - zdążył już zadeklarować zawodnik, którego do Polski sprowadził menedżer Legii Janusz Olędzki. Wtedy jednak Doković wydawał się dla Legii za słaby. Teraz za słaby nie jest, w dodatku jest wszechstronny - może grać zarówno na środku, jak i na boku obrony. Problemem może być tylko, że jest impulsywny i z tego tytułu kilka kartek dostał. Ale nic nie kosztuje, a to też atut w dzisiejszych czasach.
Legia chciała i kadrowicza Bartosza Bosackiego (także za darmo), ale tu odpowiedź była jednoznaczna. - Nie chcę do Legii. Zostaję w Lechu - powiedział tylko zawodnik. Takiej odpowiedzi nie było w przypadku Chorwata Ivicy Kriżanaca z Groclinu. Tylko kwota odstępnego nie ta - 650 tysięcy euro.
Jeżeli są ludzie zdolni w nowym sezonie obstawić w Legii prawą obronę (jednak nie będzie przy Łazienkowskiej Marcina Kusia z Polonii, z którego po licznych kontuzjach zrezygnowano), to kto może zagrać na lewej? Trener Dariusz Kubicki w kończącym się właśnie sezonie zdążył przetestować kilku graczy z zagranicy (wcześniej, ale w systemie z trójką obrońców grywał tutaj Tomasz Jarzębowski, którego szkoleniowiec widział jednak w pomocy), ale do gustu przypadł mu dopiero ostatni - 19-letni Anglik polskiego pochodzenia Eddie Stanford z Coventry City. Co prawda w Anglii grywał najczęściej na lewej pomocy, jednak w Warszawie rozpatrywano jego szanse w kontekście obrony. - To nasz Roberto Carlos - żartowano przy Łazienkowskiej, zwracając uwagę na jego dobrą technikę, niski wzrost i mocne uderzenie z dystansu. Tak naprawdę to niewiadoma, ale on też przyjdzie za darmo, bo za porozumieniem stron zrezygnował z mającego obowiązywać dotychczas z Coventry kontraktu. Teraz Stanford jest w Anglii. 1 lipca ma jednak podpisać umowę z Legią.
Jak nie wiadomo, co powiedzieć, gdy ocenia się mecz, to się mówi: "Kluczowa była postawa drugiej linii". A co miałoby być kluczowe? Bez podań od pomocników napastnicy nie będą strzelać bramek i bez rozegrania przez nich piłek nie byłoby konstruowania ataków. A kto w Legii odpowiada za tak istotne sprawy? Aleksandar Vuković, i to od trzech lat. I dobrze byłoby, aby nadal odpowiadał. Tylko że kończy mu się kontrakt, chciałby więcej zarabiać, a Legia nie chciałaby mu dawać za dużo. I to w tej chwili jest wydarzenie kluczowe.
Serb ma dopiero 25 lat i jest w tzw. najlepszym piłkarsko wieku. Ma kilka zagranicznych ofert - z Niemiec, Holandii, Portugalii, Rosji, a nawet z Izraela. W dodatku jest twardym negocjatorem. - Chcę zostać w Legii, ale znam swoją wartość - zapowiedział. Na rozmowy jest jeszcze czas. Po wtorkowym rewanżu Pucharu Polski z Lechem wszystko powinno być jasne.
Vuković zapytany, kto byłby go w stanie zastąpić, twierdzi, że z polskiej ligi tylko Mirosław Szymkowiak z Wisły Kraków. I pewnie Sebastian Mila z Groclinu, ale w tej chwili to tak samo prawdopodobne jak z tym śniegiem w maju. Legia rozmawia natomiast z Ireneuszem Kowalskim z drugoligowego Zagłębia Lubin, z którym rozmawiała także rok temu.
Kto jeszcze na środek pomocy? Z wypożyczenia do Świtu wraca 20-letni Mariusz Zganiacz. Gdy był w szerokim składzie Legii, to podczas sparingów wcale nie był gorszy niż Vuković. Z drugiej strony w tym sezonie długo nie mieścił się w podstawowym składzie balansującego między pierwszą a drugą ligą Świtu. Ciekawe, czy jest to format dla Legii.
Na lewą stronę pomocy są Tomasz Kiełbowicz i wiecznie niespełniony Radosław Wróblewski. Były menedżer Odry Wodzisław, a obecnie dyrektor sportowy Legii, Edward Socha naciska, aby do Warszawy przeprowadził się Marcin Radzewicz. To miałby być pierwszy z załatwionych transferów. Tylko że Legia "i chciałaby, i boi się". Piłkarz ma z Odrą jeszcze roczną umowę. W grę wchodziłby transfer (a jakieś pieniądze na transfery jednak w Legii są) albo wypożyczenie. - Ja chętnie zagrałbym w Legii - powiedział zawodnik. Ale czy za 250 tys. euro?
Do środka jest jeszcze Patryk Rachwał z rozpadającego się w szybkim tempie Widzewa. Nim Legia była zainteresowana już w ubiegłym roku. Tylko że to gracz bardziej defensywny, a nie kreator, jakim jest Vuković. - Nie mam żadnej konkretnej oferty, ale z kilku klubów już do mnie dzwoniono - powiedział kapitan poprzedniej reprezentacji młodzieżowej. Biorąc jednak pod uwagę, ilu pomocników o defensywnych predyspozycjach ma Legia (Łukasz Surma, Jacek Magiera, Dariusz Dudek i wspomniany już Jarzębowski), można się zastanawiać, czy byłby to transfer trafiony. - Ja chcę mieć po dwóch klasowych zawodników na każdą pozycję - zadeklarował jednak trener Kubicki (choć z drugiej strony, patrząc, jak niechętnie w tym sezonie mieszał w składzie, to można się zapytać: Aż tylu? Po co?).
Na prawą stronę Kubicki ma Tomasza Sokołowskiego II (także Sokołowskiego I mogącego grać i w środku, i na lewej stronie, ale na 34-letniego zawodnika raczej coraz rzadziej będzie się stawiać). W jego grze brakowało choćby tego, co miał jeden z poprzedników na prawej stronie pomocy w Legii Bartosz Karwan - bramek. Dyrektor Socha widziałby tutaj Łukasza Madeja z Lecha, z tej samej co Rachwał reprezentacji młodzieżowej. Ale 300 tys. euro to chyba zbyt wiele.
Kto jeszcze do drugiej linii? Łukasz Garguła z GKS Bełchatów, względnie Filip Burkhardt, ale ten ostatni ma 17 lat, więc perspektywa poprowadzenia gry Legii w jego przypadku jest jeszcze mniej prawdopodobna niż w przypadku Zganiacza. Natomiast jego starszy o cztery lata brat Marcin Burkhardt (kontrakt z Amicą jednak do 30 czerwca 2006 r.) już mógłby. Paweł Janas widział go nawet w reprezentacji. W Amice starszy Burkhardt ostatnio był rezerwowym, bo tak z kolei widział trener Stefan Majewski. O braciach Brożkach (pomocniku i napastniku) z Wisły Kraków wspomnimy już tylko przez grzeczność, bo oni nawet zadeklarowali, że do Legii nie przyjdą.
Marek Saganowski i Piotr Włodarczyk swoje zadanie wiosną wypełnili z nawiązką. Problemem jest brak dublerów, bo takich sytuacji jak ta, gdy "Sagan" był kontuzjowany i nie mógł zagrać w Krakowie, niestety nie można wyeliminować. Próbowany raz w pierwszej linii z konieczności Wróblewski napastnikiem nie jest, zaś Garcia z kolei nie jest pełnowartościowym dublerem (Argentyńczykowi 30 czerwca kończy się kontrakt z Legią i wiadomo, że nie zostanie przedłużony). Obiekt pożądania to Irenusz Jeleń z Wisły Płock. - On już jest dobry, a w przyszłości to może być świetny zawodnik - powiedział trener Kubicki. - Bliżej mi do Wisły Kraków, chętnie zagram w Legii, dobrze czuję się w Płocku - mówił zawodnik w zależności od tego, kto go zapytał. Problem w tym, że jego prezes Krzysztof Dmoszyński nie zmienia zdania: - Jeleń nie jest na sprzedaż - powiedział. Kontrakt jeszcze na rok i kwota 1,2 mln euro jest nie do przełknięcia dla warszawian.
Taką kwotę odstępnego ma także Saganowski w kontrakcie z Legią, ale zachodnie kluby byłyby w stanie tyle zapłacić. Na szczęście, gdy przejeżdżają obserwować go wysłannicy, napastnik Legii wiele traci na wartości (nerwy?). Stołeczny klub dla swojej sztandarowej dwójki z przodu potrzebuje zmienników. Ze Świtu może wróci z wypożyczenia Łukasz Mierzejewski, ale nie zrobił chyba oczekiwanych postępów. - Legii się nie odmawia - powiedział 24-letni Marcin Chmiest z GKS Bełchatów (dziesięć goli w tym sezonie II ligi). Legia rozmawia jeszcze z Łukaszem Sosinem, którym interesuje się także Wisła (był kiedyś jej zawodnikiem, tak jak i Odry Wodzisław). Król strzelców ekstraklasy cypryjskiej świetnie gra głową - zarówno w Wiśle, jak i w Legii pewnie byłby trzecim napastnikiem. Gdyby jednak zabrakło kogoś z podstawowej dwójki, byłby w stanie wypełnić tę lukę. A jeszcze ma pseudonim... "Socha".
- Nigdy nie rozmawiałem z Wisłą Kraków, ani mój menedżer nie składał nikomu oferty. Zawsze mówiłem, że z polskich drużyn interesuje mnie tylko Legia. Ale w tej chwili interesuje mnie wyłącznie mój kontrakt w Hannoverze. Nadal aktualny - były napastnik Legii Stanko Svitlica zaprzecza doniesieniom prasowym, jakoby miał pertraktować z Wisłą. Z niemieckim klubem ma umowę do połowy 2005 roku. Jest tam jednak tylko rezerwowym i co jakiś czas pojawiają się doniesienia, że stamtąd odchodzi. Poprzednio mówiło się o Austrii Wiedeń, temu także zaprzeczał.