Derby Gdańska dla Gedanii

Ten mecz na długo pozostanie w pamięci. Derby Gdańska pomiędzy Gedanią i Lechią były świetnym widowiskiem, pełnym goli i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Rozgrywany w deszczu thriller dzięki bramce zdobytej w doliczonym czasie gry wygrała Gedania

Na kwadrans przed końcem meczu Lechia prowadziła z Gedanią 3:1 i była już pewna wygranej, która przesądzała awans biało-zielonych do III ligi. Nikt nie przypuszczał, że Gedanię stać będzie jeszcze na strzelenie trzech bramek i wygranie meczu. Tym bardziej że po dobrym początku meczu gedaniści nie mogli znaleźć sposobu na obronę Lechii.

Sytuację na boisku całkowicie zmienił gol zdobyty w 75. minucie przez Marka Cirkowskiego. Cirkowski bramkę zdobył w sposób, który totalnie zaskoczył wszystkich piłkarzy Lechii. Obrońca Gedanii był wykonawcą rzutu rożnego. Nie dośrodkował jednak, tylko dotknął piłką i pobiegł przed pole karne. Tam piłkę odegrał mu Daniel Laskowski, który błyskawicznie znalazł się w narożniku. Cirkowski płaskim strzałem pokonał bramkarza Lechii Piotra Opuszewicza.

Wprowadzenie w 68. minucie Laskowskiego zmieniło obraz gry. Rezerwowy Gedanii wziął na siebie ciężar rozgrywania akcji, które zaczęły być płynne i przemyślane. Wygraną Gedanii zapewnił Andrzej Borowski. Przez niemal cały mecz ten napastnik był zupełnie niewidoczny. W końcówce meczu pokazał jednak, że słusznie należy mu się miano supersnajpera. Najpierw dobił z bliska piłkę odbitą przez Opuszewicza, a w doliczonym czasie wykorzystał błąd bramkarza Lechii i głową skierował piłkę do siatki po dośrodkowaniu rezerwowego Artura Bubienki.

- Opuszewicz krzyknął "moja", więc powinien złapać piłkę. Nie uważam jednak, że jest winny przegranej. Odpowiedzialność za to, co dzieje się na boisku, ponosi 11 ludzi. Piotrek siedzi teraz załamany w szatni - mówił po meczu trener Lechii Jerzy Jastrzębowski.

Gdy Lechia prowadziła 3:1 wydawało się, że zmiany dokonane w przerwie przez Jastrzębowskiego dadzą biało-zielonym zwycięstwo. Dobrze na prawej pomocy grał Jakub Gronowski, bramkę zdobył napastnik Marek Wasicki. Lechia grała mądrze, skrzydłami, tradycyjnie już świetną partię rozgrywał Maciej Kalkowski. Także po stracie gola na 0:1 w pierwszej połowie biało-zieloni stworzyli kilka dobrych sytuacji do zdobycia bramki. Mierzony strzał głową Marka Widzickiego minimalnie przeleciał koło słupka, dwa razy groźnie strzelał Janusz Melaniuk. Raz strzelił minimalnie niecelnie, raz świetną paradą popisał się bramkarz Gedanii Kamil Biecke. Gedania miała tylko jedną dobrą okazję: z bliska Opuszewicza nie potrafił pokonać jednak Adam Hering.

Mimo wygranej w tak dramatycznych okolicznościach z gry swojej drużyny nie był zadowolony trener Gedanii Andrzej Bussler. - Niektórzy piłkarze nie wytrzymują występów co trzy dni, nasza gra drgnęła dopiero po dokonaniu zmian. Mieliśmy dużo szczęścia, bo przy stanie 3:1 Lechia miał jeszcze okazje - stwierdził Bussler.

- Ten mecz to była prawdziwa huśtawka nastrojów. Niestety, moi piłkarze za szybko uwierzyli, że wygrali to spotkanie. Podłamało nas gapiostwo przy rzucie rożnym, po którym Gedania zdobyła kontaktowego gola - podsumował trener Jastrzębowski.

Na pocieszenie dla Lechii pozostaje fakt, że ma lepszy bilans bezpośrednich spotkań z Gedanią. W bramkach jest 5:5, ale Lechia, która wczoraj występowała w roli gości (mimo że mecz odbył się na stadionie przy Traugutta), strzeliła trzy gole na wyjeździe.

STRZELCY BRAMEK

Gedania: Borowski (82., 90.), Szymański (7.), Cirkowski (75.)

Lechia: Bławat (50.), Kalkowski (62.), Wasicki (67.)

SKŁADY

Gedania: Biecke - Cirkowski Ż, Górski, Witt, Mazurkiewicz Ż (70. Bubienko), Broner, Szymański, Adamus (82. Stencel), Hering (63. Podgórniak Ż), Hartman (68. Laskowski), Borowski

Lechia: Opuszewicz - Gąsiorowski Ż, Kaczmarek, Matuk Ż, Żuk (46. Gronowski), Melaniuk, Borkowski, Widzicki, Ciucias (46. Wasicki), Kalkowski, Bławat

Copyright © Agora SA