Gdyby promocję do wyższej ligi miał uzyskać rzeczywiście najlepszy obecnie zespół, to palma pierwszeństwa powinna przypaść Kozienicom. To "żółto-zieloni" pokonali na wyjeździe (choć formalnie byli gospodarzem) otwierającego wówczas tabelę Radomiaka, zremisowali na wyjeździe z Mławą, a w ostatniej kolejce wybili futbol z głowy ostrzącemu sobie zęby na baraże Zniczowi Pruszków. Szkoda, że chyba na własne życzenie oddali we środę komplet punktów Mazowszu Grójec. Gdyby nie to, podopieczni Ryszarda Kupisa, mieliby dziś zaledwie punkt straty do wicelidera - Radomiaka i bardzo, ale to bardzo realne szanse, aby awans na zaplecze ekstraklasy wywalczyć nawet z pierwszej pozycji.
Sytuacja w tabeli jest jednak taka, że to ciągle Mława i mimo wszystko Radomiak, mają największe szanse na wygranie III ligi. Jerzy Engel jr (na zdjęciu) nie poprowadził co prawda jeszcze "zielonych" do zwycięstwa, ale zła passa musi się przecież kiedyś skończyć.
Podstawą jest poprawa gry "zielonych". Nie jest to takie łatwe, bo z pobieżnej analizy wynika, że wytrzymałościowo poszczególni zawodnicy nie są przygotowani do rundy źle, ale mają poważne problemy z szybkością. Mówiąc inaczej, są w stanie wytrzymać 90, a nawet 120 minut pojedynku piłkarskiego, lecz w jednostajnym tempie. Nawet laik jednak wie, że mecz futbolowy to nie bieg na 10 km, i sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie. Tymczasem tzw. szybkości startowej nie da się wypracować w kilka dni i dlatego bardziej niż kiedykolwiek Radomiak musi grać zespołowo.
Swą skuteczność muszą poprawić też napastnicy. Po dziesięciu kolejkach widać wyraźnie, jaką wartość stanowił dla drużyny Robert Sztejn. Aż dziw bierze, że strata jednego gracza może w takim stopniu osłabić ekipę. A jednak. Sztejn był po prostu zawodnikiem, jakich na próżno szukać w trzeciej lidze. Kiedy dostał piłkę drżeli obrońcy przeciwników, a kibice "zielonych" zacierali ręce wiedząc, że ich ulubieniec znów dostarczy im powodów do radości. Obecnie ani Marek Gołębiewski, ani Igor Kucenko, ani próbowani ostatnio Daniel Barzyński i Ryszard Krześniak razem wzięci, nie są w stanie załatać luki, jaka powstała po Sztejnie. Pytanie tylko, czy w kolejnych pojedynkach choć odrobinę podwyższą loty i pokuszą się o jakąś zdobycz bramkową?
Podobnie rzecz ma się w defensywie. Edward Minda ani na jotę nie przypomina bramkarza z jesieni, który w kilku spotkaniach bronił jak w transie, wychodząc z opresji w nieprawdopodobnych sytuacjach. Sporo zastrzeżeń można mieć też do obrońców. Przemek Michalski gra nerwowo, Zbigniew Wachowicz nie zawsze pewnie, a Jakubowi Cieciurze zbyt często przytrafiają się kiksy.
Ale nic to. Jak mawiał Kazimierz Górski, dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe. Radomiak ma pięć punktów straty do Mławy, ale niedługo różnica ta może wynosić tylko dwa "oczka". "Zieloni" złożyli wczoraj oficjalny protest dotyczący meczu ze Stalą Głowno. Goście grali najprawdopodobniej z zawodnikiem, który otrzymał dwie żółte karki. Jeśli ŁZPN uzna pretensje Radomiaka, mecz zostanie powtórzony.
Ale i bez tego Radomiak nie stracił jeszcze szans na pierwsze miejsce. Wszystko co było trzeba przekreślić grubą kreską i skupić się na przyszłości. Ekipa "zielonych" musi się tylko przełamać i wygrywać wszystkie spotkania do końca. Jeśli pierwszy krok zrobi już w najbliższym pojedynku z Polonią Olimpią Elbląg, potem wszystko jest możliwe. Najważniejsze, aby zespół nie stracił nadziei. Dopóki tli się choćby najmniejszy promyk, trzeba walczyć, "gryźć trawę", wygrywać.
Radomiak to nie tylko działacze, trenerzy, piłkarze, to także kibice. Jak nikt mogą pomóc swojej drużynie dopingując ją ze wszystkich sił. Nie ma się co dziwić, że są rozgoryczeni postawą zawodników, ale muszą zrozumieć, że teraz również od nich bardzo dużo zależy.